Zapukałaś do mnie dobra kobieto, żono, matko, siostro,
partnerko alkoholika - zapraszam. Wejdź, rozgość się. To komnata dla Ciebie. Usiądź wygodnie. Odpręż się.... i posłuchaj o mnie, moim życiu, nadziei,
wytrwałości i głównej nagrodzie: spokoju Ciała, Umysłu i Duszy, albowiem czeka
Cię CUD.
Jeśli jesteś mężczyzną - Ciebie to serdeczne powitanie
dotyczy również albowiem statystycznie tylko jeden mężczyzna na dziesięciu
szuka pomocy dla swojej pijącej partnerki ( osoby z bliskiego otoczenia) więc
poczuj się zdobywcą głównej nagrody w 1 z 10
:-)
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
O MNIE
W moim dziecinnym domu nie było alkoholu ale... dlaczego
wyszłam za alkoholika ? Każde dziecko, żeby być normalne, potrzebuje
akceptacji, poczucia bezpieczeństwa, rozsądnych granic, zrozumienia,
przytulenia.... pamiętam tylko nakazy i zakazy, zaciśnięte zęby, piorunujące
spojrzenia, ciągła krytyka i niezadowolenie wychowujących, kary, straszenie,
pogróżki.... Jak takie dziecko ma mieć zdrowe, odpowiednie poczucie własnej
wartości ? W dorosłym życiu szukałam wyrównania niedoboru ciepła, czułości,
zrozumienia, akceptacji. Poszłabym za
każdym kto tylko na mnie cieplej spojrzał ! Alkoholik mi to dał : stałam się dla niego kimś ważnym, fajnym,
docenianym....po co więc zwracać uwagę na to, że czasem sobie wypije ? Wypłatę
przynosił do domu w całości...zaczęły przychodzić na świat dzieci...jedno,
potem drugie. Coraz częściej zostaję sama, coraz więcej kumpli w domu, coraz
głośniej, wulgarniej. Rozpada się mój wymarzony świat pełen radości, dobra,
poczucia bezpieczeństwa. Znajomi od kieliszka męża zaczynają przekraczać
granice wszelkiej przyzwoitości ale kto ma im się przeciwstawić ? - mąż pije dopóki
nie padnie nieprzytomny, w domu obcy ludzie robią co chcą...chciałam być dobrym
kumplem wszystkich, czasem wypijałam z nimi drinka, żeby dla nich było mniej -
szybciej wrócą do swoich domów. Czasem wylewałam wódę do zlewu, chowałam, żeby
nie znalazł. Raz pamiętam schowałam mu buty, żeby nie poszedł z nimi pić. Obiecywał, całował i przepraszał, raz nawet kupił kwiaty na przeprosiny. Pamiętam, że na początku upijał się raz w miesiącu, na wypłatę, potem raz na 2
tygodnie, raz na tydzień, i tak po paru latach zostawał czasem jeden dzień w
tygodniu bez flaszki...przez ostatnie cztery lata małżeństwa nie było ani
jednego dnia bez półlitrówki. Dasz wiarę - ani jednego dnia przez cztery lata
??? Przez piętnaście lat tak mnie
zwodził, przez piętnaście lat czekałam, że się zmieni, że wróci do tego co
było, że się uśmiechnie i ludzkim głosem do mnie przemówi, po imieniu, a nie "wrzód na dupie" albo "garb
na plecach"...
Nie wiem co w tym czasie robiły moje (nasze) dzieci. Umknęło
mi ich dorastanie, dojrzewanie, szkoła. Nie wiem co myślały, co czuły,
pamiętam, że często stały w kącie bo zabrakło kropki na końcu zdania w zeszycie. Jak wychodziły na dwór przed powrotem męża z pracy - to wracały dopiero jak już
spał nieprzytomny - żeby się nie czepiał ich. Za to mnie - tak. Widział wszystko , to co zrobiłam
i to co mogłam zrobić a nie domyśliłam się, że on chce, żeby było zrobione. Cały dzień jeździłam na szmacie i fruwałam na miotle (a może odwrotnie) żeby
mój pan i władca nie miał do czego się doczepić, żeby nie miał powodu by pić. Nic nie pomagało. Ani prośby ani groźby. Żadne zawstydzanie ani odwoływanie się
do ojcowskich czy mężowskich uczuć. a jak już nie miał się do czego doczepić -
obrywało się pogodzie za oknem. Za dużo słońca - powód do picia, trochę deszczu
- trzeba wypić na smutki, wieje - potrzebna flaszka....wyszłam za niego za mąż
bo był kawał chłopa z niego; myślałam, że przy nim będę bezpieczna. Do czasu,
aż podniósł na mnie swe wielkie łapsko...zgłosić na policję ? - mowy nie ma. Żeby zrobił ze mnie mokrą plamę ?
Któryś dzień stycznia. Moje najmłodsze dziecko, wtedy
dziewięcioletnie, przyniosło mi ze szkoły wizytówkę poradni odwykowej. Mi !!! Powiedziało, że przyszła taka pani z tego ośrodka, mówiła o piciu w domach
wódki przez rodziców, i że jak któreś dziecko takich w domu ma to ona da
wizytówkę. Moje dziecko przed całą klasą wstało i poprosiło o tę karteczkę !!!...Pół
roku się zastanawiałam, pół roku debatowałam sama ze sobą czy tam zadzwonić, bo
przecież kto mi uwierzy w to, co się u mnie w domu dzieje? Dopiero w czerwcu podniosłam słuchawkę (która w tym momencie ważyła chyba tonę) i od razu na wstępie powiedziałam, że
to nie ja piję. Niech sobie nie wyobrażają, że to wszystko moja wina. To on. To
przez niego. .. "on to on - usłyszałam - ale najpierw zajmiemy się
tobą".... kurka, przecież ze mną wszystko w porządku !!! a jednak...
%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%
Wina jest stałym mieszkańcem w domu alkoholika. Alkoholik jest potwornie sterroryzowany przez poczucie winy. Nie chce zachowywać się tak, jak się zachowuje, i nie lubi osoby, którą jest po pijanemu. Nie rozumie, że nie jest w stanie panować nad swym zachowaniem gdy jest pijany. Obiecuje, że skończy z piciem ponieważ naprawdę kocha swoja rodzinę i chce utrzymać pracę. On nie kłamie. Naprawdę tak myśli w chwili gdy o tym mówi. Ale nie ma innej możliwości. Tak więc rozczarowuje siebie i tych, którym jest bliski lub potrzebny. Wywołuje to w nim silne poczucie winy. Nie umie stanąć w obliczu bólu - musi go zmniejszyć i w rezultacie pije coraz więcej. To wywołuje w nim jeszcze większe poczucie winy. Potem Ty czujesz się winna, ponieważ częściowo przyczyniasz się do wywołania w nim poczucia winy, a on czuje się jeszcze bardziej winny....i znów wygrywa butelka. On staje się coraz bardziej chory i Ty także stajesz się coraz bardziej chora...
Teraz co dzieje się z Tobą?
Nie możesz żyć z aktywnym alkoholikiem nie ulegając głębokim zmianom. Każda ludzka istota, którą poddawano by codziennie takiemu bombardowaniu jak Ciebie - byłaby godna podziwu ze względu na sam fakt przeżycia. Zasługujesz na medal choćby dlatego, że jesteś w pobliżu tej historii. Wiem, że to nie jest łatwe. Nie wiesz czego oczekiwać za dzień, a nawet za godzinę. Wyobrażasz sobie najróżniejsze okropieństwa , które mogą się zdarzyć i równie często się w tym mylisz, co masz rację. Prześladuje Cię myśl o tym, co się zdarzy gdy on /ona/ wróci do domu /jeżeli w ogóle wróci/. Cały dzień jesteś pobudzona, ciągle spięta. Nie możesz spać. Nie odżywiasz się właściwie. Wyglądasz okropnie. Oddalasz się od swych przyjaciół. Wrzeszczysz na swoje dzieci.
Jesteś chora. Rozwinęła się w Tobie choroba, którą nazywamy współuzależnieniem, i która jest w każdym calu równie szkodliwa jak sam alkoholizm. Ma ona swoje charakterystyczne objawy podobnie jak alkoholizm. Każdy, kto pozostaje w bliskich kontaktach z alkoholikiem, jest dotknięty tą choroba w stopniu, który zależy bezpośrednio od jego emocjonalnej bliskości do alkoholika. Ponieważ masz najbardziej trwały i znaczący kontakt z mężem /żoną alkoholiczką/, właśnie Ty jesteś najbardziej narażona na zranienie. Istnieją pewne wzory Twoich reakcji - podobnie jak wzory zachowań u alkoholika. Będąc blisko z alkoholikiem nie uniknie się reagowania przynajmniej na kilka sposobów spośród tych, które tu omówię. Różny może być tylko stopień nasilenia reakcji. Symptomy współuzależnienia są następujące: nadopiekuńczość - pełne litości skoncentrowanie się na alkoholiku, zakłopotanie, unikanie okazji do picia /imprez, spotkań towarzyskich, rodzinnych itp./, przesunięcie we wzajemnych kontaktach, poczucie winy, obsesja, stałe zamartwianie się, niepokój, kłamstwa, fałszywe nadzieje, rozczarowanie, euforia, zamęt, problemy seksualne, złość, letarg, poczucie beznadziejności, poczucie krzywdy, rozpacz. Gdy będziesz czytała o tych symptomach, spróbuj wyodrębnić te, które Ciebie dotyczą. Rozpoznanie symptomów jest pierwszym krokiem prowadzącym do ich eliminacji.
Zaprzeczanie jest Twoim największym wrogiem, a uznanie faktu, że jesteś związana z alkoholikiem wydaje się wręcz niemożliwe. "To po prostu nie może być prawda"- myślisz. Jeżeli nie może - to nie jest. Wierzysz w to, w co chcesz wierzyć. Ignorujesz rzeczywistość Ponieważ Twój alkoholik /alkoholiczka/ jeszcze bardziej od Ciebie nie chce spojrzeć prawdzie w oczy - wspiera Twój brak realizmu. Zaprzeczanie jest częścią choroby Was obojga. Poświęca on dużą część energii zaprzeczając faktom, że nie może kontrolować swojego picia. Wydaje mu się, że potrafi kontrolować swoje picie przez długi czas. Wraz z postępem choroby okresy te staja się coraz krótsze ale wciąż będzie on przekonywał Ciebie i siebie, że jest panem butelki. Alkoholik nie szuka pomocy aż do momentu, gdy nie może już dłużej zaprzeczać swojemu brakowi kontroli, gdy rezultaty jego zachowania są tak straszne, że czuje ból pomimo używania alkoholu.
Ty także nie patrzysz na problem uczciwie. Nie szukasz pomocy aż do chwili, gdy ogarnie Cię przemożny strach przed przemocą, gdy brakuje pieniędzy, gdy już nie wiesz co może przynieść kolejny dzień. Z postępem choroby przyjmujesz na siebie coraz większą odpowiedzialność za rodzinę. Starasz się panować nad sytuacją i działasz tak, jakby wszystko było możliwe do opanowania. Zaprzeczasz temu zamętowi, który panuje zarówno w Tobie, jak i na zewnątrz, a robisz to, ponieważ zaprzeczanie jest najbardziej znośnym sposobem stawienia czoła sytuacji, która inaczej byłaby nie do wytrzymania. Kręcisz się w kółko aż do momentu, w którym zaprzeczanie już dłużej nie działa. Nie masz innego wyjścia poza spojrzeniem prawdzie w oczy, gdy przytłoczy Cie ciężar zdarzeń a ból stanie się nie do wytrzymania. Zaprzeczanie stanowi część całego procesu, umożliwiającego rozwój choroby. Dotyczy to każdej choroby. Ileż osób niepotrzebnie umarło dlatego, że nie chciało pogodzić się z chorobą nowotworową? Choroba rozkwita w warunkach zaprzeczania.
Aby zwalczyć współuzależnienie musisz najpierw przyznać, że problem istnieje. Łatwo to powiedzieć ale wiem jakie to jest ciężkie.
Cindy opowiada tak:
"Miałam wyjątkową wprawę w zaprzeczaniu. Nie mogłam uznać, że w ogóle istnieje jakiś problem. Nie potrafiłam pozbyć się myśli, że mogę znaleźć sposób, żeby problem zniknął jak zły sen. Zaprzeczałam w obliczu niezaprzeczalnych faktów. Mój mąż miał problemy z piciem zanim zostaliśmy małżeństwem. Zawsze gdy z nim zrywałam, to był rezultat pijackiego epizodu. Nie zwracałam na to uwagi ponieważ kochałam go. Lekceważyłam to, aż mniej więcej 5 lat temu okazało się, że już nic innego nie mogę zrobić. Był to 13 rok naszego małżeństwa. Wciąż go usprawiedliwiałam. Miał bardzo trudną pracę i potrzebował kilku drinków aby się odprężyć. To miało sens. Chciałam nawet sama przygotowywać te drinki. Skarżył się na pracę i wciąż powtarzał tę samą historię, nigdy nie znajdując żadnego innego rozwiązania. Siedziałam z nim bardzo mu współczując. Zawsze chodziłam spać później niż powinnam ale przecież on mnie potrzebował!
Zaprzeczałam, że problemem był alkohol. Trudno uwierzyć jak byłam naiwna. Gdy próbowałam położyć się spać - wtedy on mnie budził. Wolałam raczej wstać niż ryzykować obudzenie dzieci. Zdarzało się to noc w noc. Nie mówiłam o tym nikomu. Komu mogłam zaufać? tworzyłam pozory idealnego małżeństwa i nie chciałam tego zniszczyć. Nie chciałam, żeby ktokolwiek myślał o nim źle. Zaczął być gwałtowny. Jednym machem mógł zmieść wszystko ze stołu albo potłuc wszystko na półce. Potem nie spałam przez resztę nocy zbierając potłuczone szklanki i czyszcząc ściany pochlapane musztardą. Nie chciałam, żeby dzieci zobaczyły to, gdy obudzą się rano. Musiałam je chronić.
Moja matka zaczęła mi zwracać uwagę, że źle wyglądam i mam nieporządek w domu. Ale ja nic nie mówiłam. Zresztą cóż ona mogła zrobić? Obawiałam się, że powie: "A nie mówiłam".
Zaprzeczanie. Zaprzeczanie. Zaprzeczanie.
Byłam w 7 miesiącu ciąży gdy wylądowałam na pogotowiu ze zranioną ręka. Rzucił we mnie szklanka gdy nie wstałam o drugiej nad ranem żeby z nim porozmawiać. Rzucił z taka siłą, że roztrzaskała się. Kryłam go. Ochraniałam. Zaprzeczałam. Nie potrafiłam spojrzeć prawdzie w oczy.
Zaprzeczałam aż do momentu gdy nie mogłam już dłużej zaprzeczać. Sąsiedzi widzieli go zataczającego się koło domu. Kogo chciałam okłamać? Moja matka spędziła ze mną noc. Dlaczego wyłączyłam ją z tego? Dzieci wiedziały, że dzieje się coś strasznie niedobrego. Nie osiągnęłam niczego. Po prostu nie mogłam uznać tego, co się działo, aż do momentu gdy nie miałam innego wyboru. Mój upór tylko pogorszył sprawę. To, co wydawało się moją siłą, naprawdę było brakiem odwagi. Moja ignorancja była zatrważająca. Osoba, którą jestem dzisiaj, zachowałaby się zupełnie inaczej. Osoba, którą jestem dzisiaj, wymaga dla siebie prawa do bycia sobą. Rzeczywistości trzeba stawić czoła. Udawanie, że coś nie istnieje - nie spowoduje, że to coś zniknie samo. Nauczenie się tego kosztowało mnie wiele pracy".
Jest to przykład tego, co zaprzeczanie może zrobić z człowiekiem. Przedstawiłam Ci historię Cindy ale mogłaby być historią Joanny, Barbary, Nancy. Wszystkie takie historie są wariacjami na ten sam temat. Zaprzeczanie sprawia, że życie staje się kłamstwem. Zaprzeczanie zabija rzeczywistość nie-alkoholika równie silnie jak alkohol zaburza ją u alkoholika. Jeżeli odrzucisz zaprzeczanie - doświadczysz prawie natychmiastowego uczucia ulgi. Możesz przystosować się do prawdy. Nie musi Ci się ona podobać ale nie możesz pozostać zdrowa gdy jej zaprzeczasz.
Nadopiekuńczość - pełne troski skoncentrowanie się na alkoholiku.
We wczesnej fazie alkoholizmu jesteśmy pełne zrozumienia. "Tak kochanie, wiem, że tu dookoła jest jak w dżungli. Tak, powinieneś był awansować. Pracujesz tak ciężko a tak mało cię doceniają. Pozwól, że przygotuje ci drinka".
Bardzo współczujesz swemu mężowi /żonie alkoholiczce/, jest Ci przykro, że ma kłopoty. Martwisz się o niego /o nią/ i próbujesz znaleźć rozwiązanie jego problemów. Jednakże nie ma sposobu, który rozwiązałby jego problemy, gdyż staje się on coraz bardziej wprawny w skwapliwym wynajdowaniu dziur w całym. Jeśli tylko jest coś, co może martwić lub złościć - będzie szukał właśnie tego. Krzywda może być prawdziwa lub wymyślona. To nie ma znaczenia. Co wieczór tracisz siły i zapominasz o sobie próbując uspokoić Twojego alkoholika. W końcu to on chodzi do pracy przynosząc potem do domu pieniądze i wręcz powinnaś tak wszystko zorganizować, żeby w domu miał jak największy spokój. Fakt, że Ty także miałaś burzliwy dzień - nie jest ważny. Częścią Twojej roli jest naprawienie świata dla Twego męża. Twoje własne potrzeby są nieważne.
Jean B. wspomina: "Właśnie to mówił mój mąż. I wiesz co? - Wierzyłam mu. I coraz bardziej stawałam się mniejsza i mniejsza. Stałam się służącą we własnym domu. Nie miałam żadnych potrzeb. Ale z pewnością byłam dobrym przypadkiem zapalenia okrężnicy. Te uczucia, którym zaprzeczałam, zjadały moje wnętrzności. Byłam tak przejęta moim mężem, że sama mogłam się wykrwawić. Byłam wyprana ze wszystkiego. My - nie osoby /non person/ - robimy takie rzeczy. Ale już nigdy więcej".
Zakłopotanie - unikanie okazji do picia. To co inni o nas myślą wydaje się bardzo ważne, a w gruncie rzeczy ważniejsze niż to, co sami o sobie myślimy. Przypuszczamy, że inni oceniają nas na podstawie naszego zachowania, a także zachowania naszych bliskich. Gdy starsze dzieci zaczęły mieć kłopoty w szkole, to chociaż świadomie robiłam wysiłki, żeby oddzielić siebie od nich - uważałam jednak, że stawia mnie to w negatywnym świetle. Ponieważ prawdopodobnie jesteś podobna do większości ludzi, to gdy Twój mąż alkoholik /żona alkoholiczka/ zachowuje się skandalicznie - czujesz się zakłopotana. Przepraszasz i chciałabyś się stać niewidzialna. Nie czujesz, że możesz wrócić do domu, zostawiając "duszę towarzystwa" samemu sobie. Kilka takich doświadczeń spowoduje, że będziesz czuła się niepewnie i obawiała się sytuacji towarzyskich, w których pije się alkohol. W końcu będziesz chciała zupełnie unikać takich sytuacji. Zakłopotanie jest zbyt duże. W efekcie - przejmujesz odpowiedzialność za jego zachowanie. Prawda zaś jest taka, że naprawdę możesz odpowiadać tylko za swoje własne zachowanie. W tym miejscu zdanie to nie ma dla Ciebie zbyt większego sensu. Nie rozumiesz też pewnie tego, że inni ludzie nie wiedzą, że zachowanie Twojego męża /żony/ Cię upokarza. Mnie pijani mężowie innych kobiet nie obchodzą. Czasami ich nawet lubię, ponieważ nie muszę z nimi wracać do domu. Ty natomiast nie możesz bawić się na przyjęciu, ponieważ cały czas go pilnujesz, sugerujesz, że może ma już dosyć, próbujesz skłonić go do wyjścia, nalegasz, że będziesz prowadziła samochód. I w pewnym momencie stwierdzasz, że tak właściwie to nie warto wychodzić z domu. Jeżeli nie możesz miło spędzić czasu - to po co się dręczyć. W rezultacie rozżalasz się nad sobą i pielęgnujesz swoje rany.
Przesunięcie we wzajemnych kontaktach. Dominacja. Przejmowanie obowiązków. Samo pochłaniająca się aktywność. W miarę rozwoju choroby alkoholik przyjmuje na siebie coraz mniej odpowiedzialności. Zmieniają się wzajemnie stosunki pomiędzy Tobą a Twoim mężem /żoną/, a także Tobą i Twoimi dziećmi. Bierzesz na siebie coraz więcej i więcej. Próbujesz stać się dla dzieci zarówno matką jak i ojcem. Nie jest to możliwe. Matka po prostu nie może być ojcem. Nie jest do tego stworzona! Matka może być tylko najlepszą matka, jaką jest w stanie być. Gdy próbuje stać się także ojcem - podejmuje się zadania nie do zrealizowania. Nie dość, że jest ono nierealistyczne, to w dodatku - szkodliwe dla dzieci. Taka matka powoduje zamęt w ich umysłach i sama się wykańcza.
Coraz bardziej przekształcasz się w szefa i podejmujesz właściwie wszystkie decyzje dotyczące domu. Alkoholik w końcu staje się jeszcze jednym dzieckiem. I chociaż panujesz nad nim jak gdyby był dzieckiem - to jednak jesteś zła i oburzona gdy nie zachowuje się jak dorosły. Boisz się, że wszystko legnie w gruzach gdy zrezygnujesz z opieki. Tak więc biegasz po domu i pilnujesz dzieci, dzierżysz finanse, malujesz ściany, przycinasz trawnik - w końcu robisz wszystko, do wymiany uszczelki w kranie włącznie. Może nawet zaczniesz pracować żeby mieć pewność, że wystarczy pieniędzy. Zdecydowanie panujesz nad całym widowiskiem. Gdy patrzę na kobiety, które działają w ten sposób, przypomina mi się Joanna d'Arc.
Po przejęciu obowiązków w domu - dość często angażujesz się w różnorodną działalność poza nim. Jesteś ciągle zajęta. Ta samo pochłaniająca się aktywność stanowi pewien rodzaj ucieczki. Nawet jeżeli to, co robisz, jest bardzo produktywne - Twoim motywem jest raczej uniknięcie myślenia niż bycie użyteczną.
Nawet jeżeli Twoja działalność poza domem przynosi korzyści innym - sama satysfakcja, którą czujesz, jest ograniczona. Jest ograniczona ponieważ poruszasz się "od" a nie "do" czegoś. Może to spowodować, że sytuacja w domu stanie się jeszcze trudniejsza do udźwignięcia. Na zewnątrz jesteś szanowana i ceniona lecz nie będziesz za to szanowana i ceniona w domu. Wszystko, w co się włączasz, a co nie obraca się wokół niego - jest groźne. Jest taki potrzebujący i czuje się obrażony gdy jakakolwiek część Twojej energii kieruje się gdzie indziej. A Ty nie jesteś przygotowana na jego krytykę. Znowu się nacięłaś! Jesteś podatna na zranienie. Dlatego czujesz się winna nie tylko z powodu tego, co Twój mąż robi, ale także dlatego, bo wiesz, że będziesz walczyć o to,żeby nie stracić brydża, spotkań klubowych czy pracy na pół etatu. Jakaś część Ciebie wie, że nie robisz nic złego, ale jak silna jest ta część?
Dziś już nie chcę działać pod przymusem czy ze słabości. Dziś wiem, że mogę wybierać - i właśnie to robię. To wszystko też jest dostępne dla Ciebie.
Poczucie winy. Alkoholik jest specjalistą w przenoszeniu swego własnego poczucia winy - na Ciebie. Ty zaś stajesz się specjalistką w przyjmowaniu winy. Gdy on, unikając odpowiedzialności za swoje zachowanie, wrzeszczy: "To ty doprowadziłaś mnie do picia!" - bierzesz winę na siebie. Zaczynasz myśleć, że gdybyś była lepszą żoną /mężem/ - to on by nie pil. On zgadza się z Tobą. Dzieci myślą, że gdyby były milsze, to ojciec /matka alkoholiczka/ - przestałby pić. On z nimi także się zgadza. Stąpasz ostrożnie aby nie urazić swego alkoholika. Oczywiście to także nie skutkuje.
Jedna z moich ulubionych historii dotyczy alkoholika, który prosił swoją posłuszną żonę o usmażenie mu dwóch jajek - jednego sadzonego, a z drugiego chciał jajecznicę. Gdy żona przyniosła mu te jajka - nie chciał ich jeść twierdząc, że "nie z tego co trzeba zrobiła jajecznicę".
Gdy przez długi czas słyszysz jaka to jesteś okropna - niemal nie sposób w to nie uwierzyć. W rezultacie większość tego, o czym mówi alkoholik, ulega internalizacji i opanowuje Cię totalne poczucie winy. Alkoholik wie, jak najłatwiej Cię zranić i uderza właśnie w te czułe miejsca.
Poczucie winy jest siłą, którą łatwo można manipulować. Gloria opowiada jak na nią wpłynęło poczucie winy: "Czułam się winna ponieważ nie mogłam stale kontrolować zachowania moich dzieci. Czułam się winna gdy spóźniłam się do domu 10 minut po lekcji gry w tenisa. Czułam się winna gdy grałam w karty tej nocy jak mąż chciał, żebym była w domu. Czułam się winna za przewinienia, których nie rozumiałam. Miałam zwyczaj przepraszać kiedy nie wiedziałam co się stało, nawet gdy byłam w porządku. Nie chciałam kłótni i nie mogłam znieść jego odrzucenia gdy był zły. Moje myślenie było tak bezsensowne jak i jego. Różnica polegała na tym, że on działał, a ja reagowałam na to działanie.
Przyrządzał mi moje poczucie winy a ja połykałam je całe. Czułam się tak potwornie winna, że osiągnęłam punkt, w którym nie mogłam po prostu wytrzymać więcej. Odrzuciłam więc wszystko. Dzisiaj moje sumienie odróżnia dobro od zła, a przyciski do wywoływania mojego poczucia winy już nie działają. Gdy jestem nie w porządku natychmiast to uznaję, ale gdy jestem przekonana, że mam rację - pozostaję przy swoim zdaniu. Ty także możesz to osiągnąć.
Obsesja, stałe zamartwianie się. W miarę jak choroba coraz bardziej zaprząta myśli alkoholika - podobnie oddziałuje ona i na Ciebie. Życie przestaje być przewidywalne i wciąż się dręczysz. Co się teraz zdarzy? Czy przyłapią go na piciu w pracy? Czy go wyrzucą? Gdzie on jest? Czy wróci na czas do domu? Czy będzie czuł się urażony? Dokąd pójdzie? Czy będzie brutalny? Jak mogę przerwać jego picie? Gdzie zrobiłam błąd? Czy jest z nim inna kobieta? Czy powinnam go opuścić? Dlaczego go kocham? Czy istnieje jakieś rozwiązanie? Te dręczące myśli odpychają wszystkie inne. Jesteś jak w klatce. Idziesz przez życie ale Twoje myśli są gdzie indziej - zawsze przy alkoholiku. Takie obsesyjne myślenie jest stratą energii ponieważ niczego nie rozwiązuje. Sprawia jedynie, że cała rodzina staje się jeszcze bardziej chora i wciągnięta w emocjonalną orbitę Twojego męża. Nawet wiedza o tym nie pomaga zbyt dużo. Jesteś w pułapce. Nie panujesz już nad swoimi myślami i życie staje się koszmarem. Linda zwierza się po kilku tygodniach terapii: "Pamiętam, przejeżdżałam kiedyś koło cmentarza i poczułam zazdrość. Zobaczyłam orszak żałobny i pomyślałam, że przynajmniej tamten miał przyjaciół. Było to samo dno rozpaczy i szczyt szczytów samo użalania się nad sobą. Jest jedna korzyść z takiego samopoczucia: jeśli chcesz dalej trwać w tym stanie - nie sposób już opaść niżej. Można jedynie odbić się do góry. Nie chcę już nigdy tak się czuć. Nigdy nie pozwolę, żeby to znów się zdarzyło". I Ty także możesz na to nie pozwolić.
Lęk. W domu alkoholika obecny jest zazwyczaj niepokój i lęk. Niektóre z obaw są bezpodstawne a inne wielce uzasadnione, na przykład: Czy mogę to zrobić bez porozumienia się z nim? Czy mnie zabije? Co będzie jeśli straci pracę? Znałam kobietę, której mąż zamknął drzwi na łańcuch gdy wyszła, tak że nie mogła dostać się z powrotem do domu. Początkowo obawiała się znów wychodzić, bo przerażała ją myśl, że nie będzie mogła dostać się do domu. Później nauczyła się nosić ze sobą śrubokręt i otwierać zatrzask. Jej strach, któremu raz stawiła czoła, został pokonany.
Charlotte tak opisuje swój lęk: "Stwierdzam, że większość rzeczy, których się obawiałam - zdarzyła się. Stwierdzam także, że zazwyczaj jestem niespokojna ale nie potrafię określić przyczyny tego stanu rzeczy. Jeśli zjadałam obiad i uczucie to mijało - przyczyną był głód, ale jeśli nie mijało - przyczyną był niepokój. Lęk stał się moim sposobem życia. Dobrze ukrywałam go przed obcymi ale mój żołądek wiedział. Doszłam do wniosku, że czas i energia, którą zużywam gdy się boję - nie służy mi dobrze, a więc próbowałam skierować moją energię w innym kierunku tak długo, jak tylko mi się to uda. Gdy chodziłam na wykłady - stwierdzałam, że wpadam w panikę w drodze do szkoły. Przecież zostawiłam troje moich dzieci z nim. Byłam niespokojna podczas wykładu i chciałam biec do domu. Jechałam godzinę w jedną stronę, żeby usłyszeć człowieka, którego poważam - a potem nie mogłam się skupić. Cztery stracone godziny! Gdy sobie to uświadomiłam - zdecydowałam się być duchem tam, gdzie naprawdę jestem ciałem w danym momencie. Nie miałam żadnego wpływu na sprawy, które działy się wtedy w domu, ale mogłam zdecydować o tym, czy tracić czas w miejscu, w którym jestem, czy skoncentrować się i wyciągnąć z tego jakąś korzyść. Była to ciężka próba - ale wygrałam".
Wiele kobiet żyjących blisko z alkoholikiem - traci zaufanie do siebie. Potem stają się one coraz bardziej bojaźliwe i niespokojne. Sytuacje, które kiedyś nie były wcale zagrażające - stają się wręcz przygniatające. Kobiety te stają się coraz bardziej ofiarami swoich nienazwanych lęków. Znam kobiety żyjące z aktywnym alkoholikiem, które boją się zostawać w pustym domu, i inne, które obawiają się wyjść z domu. Często nie potrafią powiedzieć, czego się boją, ale lęk je wszech ogarnia. Okropne jest życie w strachu. Paraliżuje nas ono. Sprawia, że zachowujemy się w sposób irracjonalny. Czyn wywołany przez lęk prowadzi do następnych sytuacji lękowych i przestajemy panować nad swoim życiem. Obracamy kołami w miejscu gdyż już nie ma dokąd jechać.
Kłamstwa w domu alkoholika są wręcz sposobem na życie. Kłamiesz aby ochronić alkoholika. Mówisz jego szefowi: "Przykro mi ale nie będzie go dzisiaj w pracy. Ma grypę". Wyjaśniasz sąsiadce: "Nie wiem dlaczego ta lampa jest zniszczona. Pewnie kot ją przewrócił".
Alkoholik kłamie Tobie, szefowi i sobie mówiąc na przykład takie rzeczy: "Nie mam w domu żadnego alkoholu. Wypiłem tylko jedno piwo". Znałam alkoholika, którego 35 członków rodziny zmarło w trzy lata. Niektórzy z nich umierali dwa albo trzy razy. Opuścił on wiele dni pracy ponieważ musiał uczestniczyć w pogrzebach.
Ze wszystkich kłamstw najbardziej destruktywne są te, które właściwie nie są kłamstwami. Są one prawdziwe w zamiarze - ale nie w wykonaniu. Alkoholik mówi: " Wrócę na szóstą na obiad". Nie kłamie. Naprawdę ma zamiar być o szóstej w domu na obiedzie.. Nie przychodzi jednak do domu o szóstej ponieważ istnieje ogromna przepaść pomiędzy jego zamiarem i zdolnością do wykonania go. Obiecuje dzieciom, że zabierze je na mecz piłkarski w sobotę. Naprawdę tak myśli gdy to mówi. Jednak gdy przychodzi sobota - nie ma już o tym mowy. Co więc jest kłamstwem - a co prawdą? Kto jest za to odpowiedzialny?
Ten rodzaj zachowania powoduje coraz większe zamieszanie i dezorientację w Twojej rodzinie. Znaczenie prawdy się zaciera i zostaje zaburzone spostrzeganie rzeczywistości. Po prostu nie wiesz w co wierzyć. W końcu niemal wierzysz w to, w co chcesz wierzyć. Doprowadza Cię to do stałego narażania się na rozczarowanie. Jest on tak przekonywujący, że bardziej wierzysz jemu, niż zdarzeniom ostatniego tygodnia - niedoszłemu obiadowi czy niewykorzystanym biletom na mecz.
Jednak można to wszystko zmienić. Możesz nauczyć się jeść i chodzić na mecze sama - jeśli to będzie konieczne. Ale najpierw koniecznie musisz wydobrzeć.
Fałszywe nadzieje, rozczarowanie, euforia.
Częścią tego co wpędza rodzinę alkoholika w zamęt i rozpacz są pojawiające się nadzieje i idące w ślad za nimi - rozczarowania. Rodzina niezdolna do zaakceptowania rzeczywistości, żyje w świecie fantazji. Gdy alkoholik nie spełnia swojej obietnicy - jesteś zawiedziona dużo bardziej, niż gdybyś od razu mu nie uwierzyła. Jeżeli dotrzyma słowa - jesteś tak podekscytowana, że popadasz w euforię. Oczywiście doprowadza to do większego rozczarowania następnym razem. Występujące na przemian uczucia - fałszywe nadzieje, rozczarowanie, euforia - zwiększają panujący w Tobie zamęt i lęk. W rezultacie - przekazałaś mu władzę nad swoim szczęściem. Dysponuje on teraz mocą zdolna uczynić Cie szczęśliwą albo nieszczęśliwą. Może używać - lub nie używać tej władzy, manipulując Tobą. Jeżeli nie zachowasz się zgodnie z jego wymaganiami - to nie zabierze Cię na przyjęcie. Jeżeli wcześniej zdecydował, że chce wyjść sam - nic nie możesz na to poradzić. Czasami zachowuje swoje manipulacje na ostatnią chwilę przed wyjściem. I zostajesz wtedy - ubrana na przyjęcie, na które nie pójdziesz.
Naprawdę wierzyłaś, że tym razem będzie inaczej. Tak dobrze dawałaś sobie radę. Nie pil przez dwa tygodnie. Tym razem będzie inaczej. - Jak często tak do siebie mówiłaś? Jak często mówił to alkoholik? Tak, jest faktycznie inaczej. Jest gorzej. Choroba postępuje. Nie jesteś panią sytuacji. Twój mąż - także nie. Panem sytuacji jest alkohol - jeśli na to pozwolisz.
Zamęt. Żyjąc z alkoholikiem - żyjesz w ciągłym zamęcie. Nie wiesz w co wierzyć ani czego oczekiwać. Ponieważ to alkoholik pociąga za sznurki - tańczysz do bardzo niezbornej melodii. Twoje poczucie rzeczywistości ulega zaburzeniu. Każdy dzień jest coraz trudniejszy do wytrzymania, życie staje się koszmarem. Mając taki zamęt w głowie - możesz postanowić, że będziesz piła z mężem. Wypróbowawszy wszystko co mogłaś wymyślić, decydujesz wreszcie: "Nie mogę go zwyciężyć więc przyłączę się do niego". Myślisz, że może w ten sposób zahamujesz jego picie albo sprawisz, że będzie mniej Ci ubliżał. Rezultaty tego łatwo przewidzieć - nie możesz dotrzymać mu kroku. Gdy dzieci widzą, że pijesz z ojcem - stają się jeszcze bardziej przestraszone i zmieszane. Myślą, że ich matka także staje się alkoholiczką. W ten sposób wszyscy zostają głębiej wessani w otchłań alkoholika.
Jest Ci bardzo trudno jasno myśleć. W gruncie rzeczy jest Ci w ogóle trudno myśleć. Nie możesz "wyłączyć" swojej głowy i nie możesz także dojść do jakiejkolwiek odpowiedzi. Jesteś w kieracie ale nie wiesz, gdzie się znalazłaś i nie wiesz, jak się wydostać. Zaczynasz zastanawiać się nad tym, jak się to wszystko skończy. "Czy tracę zmysły? Może wariuję?" - pytasz sama siebie. Żadna osoba o zdrowych zmysłach nie żyłaby w ten sposób. Tu masz rację.
Problemy seksualne. Wraz z zaburzeniami komunikacji na innych obszarach Twojego małżeństwa psuje się także fizyczna ekspresja bliskości. Używasz seksu jako oręża. Odmawiasz gdy mąż nie zachowuje się odpowiednio. Nie będzie miał Ciebie w łóżku jeśli zamierza nadal pić w taki sposób. "Idź do łóżka ze swoją kochanką butelką" - myślisz.
Może odpychać Cię zapachem alkoholu co jest wystarczającym powodem odrzucenia jego zalotów. Sądzisz, że pragnie Cię z czystego pożądania a nie z miłości. Może jednak ulegasz mu ponieważ zauważyłaś, że gdy jest zaspokojony seksualnie - śpi i masz wtedy spokój. Może także myślisz w kategoriach swoich obowiązków małżeńskich i odpowiedzialności. Tak więc masz wybór pomiędzy poczuciem winy i poniżeniem. I znów obniża się Twoje poczucie własnej wartości.
Nadużycia seksualne także są nierzadkie. Kobiety ulegają zachowaniom, którym mogłyby się sprzeciwić, gdyby zostało im chociaż trochę szacunku do siebie. Pacjentki mówiły mi o sytuacjach, których rezultatem była konieczność interwencji lekarskiej. Było im trudno nawet opowiadać o tym. Jednak zebrały się na odwagę, tak że mogłam im pozwolić na niedopuszczenie do powtórzenia się takiej sytuacji. Pozwoliłam im być sobą."Nie mogłam żyć dalej bez opowiedzenia tego komuś - powiedziała mi Judy. I wiem, że ty nie powtórzysz tego nikomu". Nie muszę chyba dodawać więcej szczegółów. Wiesz o czym mówię. Znasz różnicę pomiędzy twórczym i satysfakcjonującym seksem - a nadużyciem. W sferze seksu - tak jak w każdej innej sferze Twojego życia - zagubiłaś poczucie własnej wartości, stałaś się niepewna i zakłopotana.
Nie ma w tym nic niezwykłego gdy alkoholik ma romans. Skarży się: "Moja żona mnie nie rozumie". Pewnie, że ni cholery go nie rozumiesz! "Nie chce mnie w łóżku". Tak, to prawda. "Nie chce pić ze mną". Próbowałaś ale wtedy rozwinęła się w Tobie awersja do alkoholu. Nie szkodzi, że romans jest symptomem choroby - jesteś tym zdruzgotana. Twoja tożsamość jest tak związana z nim, że przestajesz być sobą. "Pewnie nie jestem zbyt kobieca - myślisz sobie. - Gdybym była kobieca - nie doszłoby do tego romansu". Twoje wyobrażenia o sobie znów się obniżają. Jesteś "złą żoną, matką gospodynią, a teraz straciłaś także swój seks". Jesteś niczym. Głupie gadanie! Jesteś ofiarą! Jesteś ofiarą współuzależnienia.
Niektóre małżeństwa są w stanie utrzymać satysfakcjonujące życie seksualne aż do późnej fazy choroby gdy mąż staje się impotentem. Problemem jest to, że myślisz:"Jeżeli może być taki w łóżku - to jeszcze wszystko będzie dobrze". Także i ta nadzieja ulegnie zachwianiu. Możesz się jedynie rozczarować. Nie osiągniesz niczego, dopóki nie nauczysz się odrzucać fałszywe nadzieje i żyć w teraźniejszości. Nauczysz się tego.
Złość w takiej czy innej formie zawsze jest obecna w domu alkoholika. Atmosfera jest tak zagęszczona, że można ją krajać nożem. Co on powie? Co zrobi? Zabiję go jeśli nie zostawi mnie w spokoju! Czy rozbije samochód? Czy obudzi dzieci? Czy powinnam prosić go o pieniądze?
Wszystkie te wątpliwości kierują Twoją złość ku ludziom, na których tak naprawdę nie jesteś wcale zła. Zwykłe prośby Twoich dzieci zmieniają Cię we wrzeszczącą jędzę. "Tylko prosiłam czy mogę....wcale nie musiałaś..." - płacze biedne dziecko. Potem gdy uświadamiasz sobie co zrobiłaś - jesteś zła na siebie.
Kłótnie odbywają się prawie bez przerwy. Alkoholik kłóci się aby znaleźć powód do picia, a żona kłóci się, ponieważ wszystko co on mówi lub robi - wytrąca ją z równowagi. Wydaje się, że możliwy jest inny rodzaj konwersacji. "Przebierz groch" - warczy mąż tylko po to, by uzyskać odpowiedź: "Co, masz złamaną rękę?"
Karzesz go: "Przygotuj sobie obiad. Ja już zjadłam". Próbujesz nawet dodać: "Nie będziesz widywać się z moimi rodzicami, a ja z twoimi". Straszysz go odejściem. Jeżeli zrobisz to - możesz znaleźć się na ulicy w środku nocy, nie mając dokąd pójść. Stajesz się nieustępliwa i podejrzliwa. Zżera Cię wściekłość - a nie masz jak dać jej upust. Każdy, kto wejdzie do Twego domu, może wyczuć wibracje złości. Nie ma od tego ucieczki. Kto by pomyślał, że zamieniasz się w taką samo usprawiedliwiającą się wiedźmę?
To napięcie nie zawsze przejawia się w Twoim zachowaniu. Jeżeli żyjesz z mężem, który używa przemocy - wolisz je stłumić w sobie, niż ryzykować atak. Jest to trudny ale realistyczny wybór. Jeżeli napięcie ma kierunek do wewnątrz, tzn. jeżeli stale trzymasz język za zębami, nawet gdy czujesz potrzebę wybuchu - prawdopodobnie wywoła ono u Ciebie chorobę. Zapalenia przydatków, nieżyty żołądka i wrzody często pojawiają się w rodzinach alkoholików. Złość, której się nie uzewnętrznia, może dosłownie zjeść wnętrzności. Nie namawiam Cię, żebyś otworzyła usta. Konsekwencje mogą być tego nie warte. Ale możesz wytrzepać dywan, wyszorować okna, garnki, wyżyć się na żelazku...
Letarg. Poczucie beznadziejności. Użalanie się nad sobą. Wyrzuty sumienia. Rozpacz.
Nieważne co robisz, nieważne jak bardzo się starasz - to i tak jest za mało. Dajesz i dajesz - jakby ta studnia nie miała dna. W pewnej chwili rezygnujesz. Co za różnica? Wszystko co robisz nie ma znaczenia. Jesteś psychicznie i fizycznie wyczerpana. Próbowałaś utrzymać świat na ramionach - ale już nie możesz. Osiągnęłaś punkt, w którym wszystko przestało Cię interesować. Wyschła Twoja emocjonalna energia. Jesteś zrozpaczona i samotna. Jesteś pełna poczucia krzywdy i wyrzutów sumienia. Przejście przez każdy dzień staje się męką. Wstanie z łóżka i ubranie się jest ponad Twoje siły. Po co kontynuować zwykły bieg rzeczy? Po prostu nie warto - myślisz. Więc przestajesz. Wycofujesz się w samotną egzystencję. Spowalniasz ruchy. Wyhamowujesz.
Gdy osiągniesz taki punkt rozpaczy - możesz sama zacząć pić albo używać narkotyków. To nieprawdopodobne - ale znów wygrywa alkohol. Jest Ci wszystko jedno i czujesz się tak, jak gdybyś nie mogła stawić czoła kolejnemu dniu. Twoje problemy są zbyt wielkie. Życie zupełnie wymknęło Ci się z rąk. Chcesz odejść...
Czy utożsamiasz się chociaż z częścią tego, o czym tu pisałam? Czy coś ma jakieś specjalne znaczenie dla Ciebie? Daję Ci słowo, że nie byłam w Twoim domu. Ale byłam w stu innych domach i rozmawiałam z wieloma innymi kobietami, które żyją Twoim życiem. Nie jesteś sama. To zdumiewające jak bardzo poświęcasz się chodząc w kółko. Może teraz nie uwierzysz mi ale masz władzę, żeby powiedzieć: "Hej, poczekaj chwilę. Chcę się stąd wydostać.
Czy Al-anon jest dla ciebie ?
Moja matka zaczęła mi zwracać uwagę, że źle wyglądam i mam nieporządek w domu. Ale ja nic nie mówiłam. Zresztą cóż ona mogła zrobić? Obawiałam się, że powie: "A nie mówiłam".
Zaprzeczanie. Zaprzeczanie. Zaprzeczanie.
Byłam w 7 miesiącu ciąży gdy wylądowałam na pogotowiu ze zranioną ręka. Rzucił we mnie szklanka gdy nie wstałam o drugiej nad ranem żeby z nim porozmawiać. Rzucił z taka siłą, że roztrzaskała się. Kryłam go. Ochraniałam. Zaprzeczałam. Nie potrafiłam spojrzeć prawdzie w oczy.
Zaprzeczałam aż do momentu gdy nie mogłam już dłużej zaprzeczać. Sąsiedzi widzieli go zataczającego się koło domu. Kogo chciałam okłamać? Moja matka spędziła ze mną noc. Dlaczego wyłączyłam ją z tego? Dzieci wiedziały, że dzieje się coś strasznie niedobrego. Nie osiągnęłam niczego. Po prostu nie mogłam uznać tego, co się działo, aż do momentu gdy nie miałam innego wyboru. Mój upór tylko pogorszył sprawę. To, co wydawało się moją siłą, naprawdę było brakiem odwagi. Moja ignorancja była zatrważająca. Osoba, którą jestem dzisiaj, zachowałaby się zupełnie inaczej. Osoba, którą jestem dzisiaj, wymaga dla siebie prawa do bycia sobą. Rzeczywistości trzeba stawić czoła. Udawanie, że coś nie istnieje - nie spowoduje, że to coś zniknie samo. Nauczenie się tego kosztowało mnie wiele pracy".
Jest to przykład tego, co zaprzeczanie może zrobić z człowiekiem. Przedstawiłam Ci historię Cindy ale mogłaby być historią Joanny, Barbary, Nancy. Wszystkie takie historie są wariacjami na ten sam temat. Zaprzeczanie sprawia, że życie staje się kłamstwem. Zaprzeczanie zabija rzeczywistość nie-alkoholika równie silnie jak alkohol zaburza ją u alkoholika. Jeżeli odrzucisz zaprzeczanie - doświadczysz prawie natychmiastowego uczucia ulgi. Możesz przystosować się do prawdy. Nie musi Ci się ona podobać ale nie możesz pozostać zdrowa gdy jej zaprzeczasz.
Nadopiekuńczość - pełne troski skoncentrowanie się na alkoholiku.
We wczesnej fazie alkoholizmu jesteśmy pełne zrozumienia. "Tak kochanie, wiem, że tu dookoła jest jak w dżungli. Tak, powinieneś był awansować. Pracujesz tak ciężko a tak mało cię doceniają. Pozwól, że przygotuje ci drinka".
Bardzo współczujesz swemu mężowi /żonie alkoholiczce/, jest Ci przykro, że ma kłopoty. Martwisz się o niego /o nią/ i próbujesz znaleźć rozwiązanie jego problemów. Jednakże nie ma sposobu, który rozwiązałby jego problemy, gdyż staje się on coraz bardziej wprawny w skwapliwym wynajdowaniu dziur w całym. Jeśli tylko jest coś, co może martwić lub złościć - będzie szukał właśnie tego. Krzywda może być prawdziwa lub wymyślona. To nie ma znaczenia. Co wieczór tracisz siły i zapominasz o sobie próbując uspokoić Twojego alkoholika. W końcu to on chodzi do pracy przynosząc potem do domu pieniądze i wręcz powinnaś tak wszystko zorganizować, żeby w domu miał jak największy spokój. Fakt, że Ty także miałaś burzliwy dzień - nie jest ważny. Częścią Twojej roli jest naprawienie świata dla Twego męża. Twoje własne potrzeby są nieważne.
Jean B. wspomina: "Właśnie to mówił mój mąż. I wiesz co? - Wierzyłam mu. I coraz bardziej stawałam się mniejsza i mniejsza. Stałam się służącą we własnym domu. Nie miałam żadnych potrzeb. Ale z pewnością byłam dobrym przypadkiem zapalenia okrężnicy. Te uczucia, którym zaprzeczałam, zjadały moje wnętrzności. Byłam tak przejęta moim mężem, że sama mogłam się wykrwawić. Byłam wyprana ze wszystkiego. My - nie osoby /non person/ - robimy takie rzeczy. Ale już nigdy więcej".
Zakłopotanie - unikanie okazji do picia. To co inni o nas myślą wydaje się bardzo ważne, a w gruncie rzeczy ważniejsze niż to, co sami o sobie myślimy. Przypuszczamy, że inni oceniają nas na podstawie naszego zachowania, a także zachowania naszych bliskich. Gdy starsze dzieci zaczęły mieć kłopoty w szkole, to chociaż świadomie robiłam wysiłki, żeby oddzielić siebie od nich - uważałam jednak, że stawia mnie to w negatywnym świetle. Ponieważ prawdopodobnie jesteś podobna do większości ludzi, to gdy Twój mąż alkoholik /żona alkoholiczka/ zachowuje się skandalicznie - czujesz się zakłopotana. Przepraszasz i chciałabyś się stać niewidzialna. Nie czujesz, że możesz wrócić do domu, zostawiając "duszę towarzystwa" samemu sobie. Kilka takich doświadczeń spowoduje, że będziesz czuła się niepewnie i obawiała się sytuacji towarzyskich, w których pije się alkohol. W końcu będziesz chciała zupełnie unikać takich sytuacji. Zakłopotanie jest zbyt duże. W efekcie - przejmujesz odpowiedzialność za jego zachowanie. Prawda zaś jest taka, że naprawdę możesz odpowiadać tylko za swoje własne zachowanie. W tym miejscu zdanie to nie ma dla Ciebie zbyt większego sensu. Nie rozumiesz też pewnie tego, że inni ludzie nie wiedzą, że zachowanie Twojego męża /żony/ Cię upokarza. Mnie pijani mężowie innych kobiet nie obchodzą. Czasami ich nawet lubię, ponieważ nie muszę z nimi wracać do domu. Ty natomiast nie możesz bawić się na przyjęciu, ponieważ cały czas go pilnujesz, sugerujesz, że może ma już dosyć, próbujesz skłonić go do wyjścia, nalegasz, że będziesz prowadziła samochód. I w pewnym momencie stwierdzasz, że tak właściwie to nie warto wychodzić z domu. Jeżeli nie możesz miło spędzić czasu - to po co się dręczyć. W rezultacie rozżalasz się nad sobą i pielęgnujesz swoje rany.
Przesunięcie we wzajemnych kontaktach. Dominacja. Przejmowanie obowiązków. Samo pochłaniająca się aktywność. W miarę rozwoju choroby alkoholik przyjmuje na siebie coraz mniej odpowiedzialności. Zmieniają się wzajemnie stosunki pomiędzy Tobą a Twoim mężem /żoną/, a także Tobą i Twoimi dziećmi. Bierzesz na siebie coraz więcej i więcej. Próbujesz stać się dla dzieci zarówno matką jak i ojcem. Nie jest to możliwe. Matka po prostu nie może być ojcem. Nie jest do tego stworzona! Matka może być tylko najlepszą matka, jaką jest w stanie być. Gdy próbuje stać się także ojcem - podejmuje się zadania nie do zrealizowania. Nie dość, że jest ono nierealistyczne, to w dodatku - szkodliwe dla dzieci. Taka matka powoduje zamęt w ich umysłach i sama się wykańcza.
Coraz bardziej przekształcasz się w szefa i podejmujesz właściwie wszystkie decyzje dotyczące domu. Alkoholik w końcu staje się jeszcze jednym dzieckiem. I chociaż panujesz nad nim jak gdyby był dzieckiem - to jednak jesteś zła i oburzona gdy nie zachowuje się jak dorosły. Boisz się, że wszystko legnie w gruzach gdy zrezygnujesz z opieki. Tak więc biegasz po domu i pilnujesz dzieci, dzierżysz finanse, malujesz ściany, przycinasz trawnik - w końcu robisz wszystko, do wymiany uszczelki w kranie włącznie. Może nawet zaczniesz pracować żeby mieć pewność, że wystarczy pieniędzy. Zdecydowanie panujesz nad całym widowiskiem. Gdy patrzę na kobiety, które działają w ten sposób, przypomina mi się Joanna d'Arc.
Po przejęciu obowiązków w domu - dość często angażujesz się w różnorodną działalność poza nim. Jesteś ciągle zajęta. Ta samo pochłaniająca się aktywność stanowi pewien rodzaj ucieczki. Nawet jeżeli to, co robisz, jest bardzo produktywne - Twoim motywem jest raczej uniknięcie myślenia niż bycie użyteczną.
Nawet jeżeli Twoja działalność poza domem przynosi korzyści innym - sama satysfakcja, którą czujesz, jest ograniczona. Jest ograniczona ponieważ poruszasz się "od" a nie "do" czegoś. Może to spowodować, że sytuacja w domu stanie się jeszcze trudniejsza do udźwignięcia. Na zewnątrz jesteś szanowana i ceniona lecz nie będziesz za to szanowana i ceniona w domu. Wszystko, w co się włączasz, a co nie obraca się wokół niego - jest groźne. Jest taki potrzebujący i czuje się obrażony gdy jakakolwiek część Twojej energii kieruje się gdzie indziej. A Ty nie jesteś przygotowana na jego krytykę. Znowu się nacięłaś! Jesteś podatna na zranienie. Dlatego czujesz się winna nie tylko z powodu tego, co Twój mąż robi, ale także dlatego, bo wiesz, że będziesz walczyć o to,żeby nie stracić brydża, spotkań klubowych czy pracy na pół etatu. Jakaś część Ciebie wie, że nie robisz nic złego, ale jak silna jest ta część?
Dziś już nie chcę działać pod przymusem czy ze słabości. Dziś wiem, że mogę wybierać - i właśnie to robię. To wszystko też jest dostępne dla Ciebie.
Poczucie winy. Alkoholik jest specjalistą w przenoszeniu swego własnego poczucia winy - na Ciebie. Ty zaś stajesz się specjalistką w przyjmowaniu winy. Gdy on, unikając odpowiedzialności za swoje zachowanie, wrzeszczy: "To ty doprowadziłaś mnie do picia!" - bierzesz winę na siebie. Zaczynasz myśleć, że gdybyś była lepszą żoną /mężem/ - to on by nie pil. On zgadza się z Tobą. Dzieci myślą, że gdyby były milsze, to ojciec /matka alkoholiczka/ - przestałby pić. On z nimi także się zgadza. Stąpasz ostrożnie aby nie urazić swego alkoholika. Oczywiście to także nie skutkuje.
Jedna z moich ulubionych historii dotyczy alkoholika, który prosił swoją posłuszną żonę o usmażenie mu dwóch jajek - jednego sadzonego, a z drugiego chciał jajecznicę. Gdy żona przyniosła mu te jajka - nie chciał ich jeść twierdząc, że "nie z tego co trzeba zrobiła jajecznicę".
Gdy przez długi czas słyszysz jaka to jesteś okropna - niemal nie sposób w to nie uwierzyć. W rezultacie większość tego, o czym mówi alkoholik, ulega internalizacji i opanowuje Cię totalne poczucie winy. Alkoholik wie, jak najłatwiej Cię zranić i uderza właśnie w te czułe miejsca.
Poczucie winy jest siłą, którą łatwo można manipulować. Gloria opowiada jak na nią wpłynęło poczucie winy: "Czułam się winna ponieważ nie mogłam stale kontrolować zachowania moich dzieci. Czułam się winna gdy spóźniłam się do domu 10 minut po lekcji gry w tenisa. Czułam się winna gdy grałam w karty tej nocy jak mąż chciał, żebym była w domu. Czułam się winna za przewinienia, których nie rozumiałam. Miałam zwyczaj przepraszać kiedy nie wiedziałam co się stało, nawet gdy byłam w porządku. Nie chciałam kłótni i nie mogłam znieść jego odrzucenia gdy był zły. Moje myślenie było tak bezsensowne jak i jego. Różnica polegała na tym, że on działał, a ja reagowałam na to działanie.
Przyrządzał mi moje poczucie winy a ja połykałam je całe. Czułam się tak potwornie winna, że osiągnęłam punkt, w którym nie mogłam po prostu wytrzymać więcej. Odrzuciłam więc wszystko. Dzisiaj moje sumienie odróżnia dobro od zła, a przyciski do wywoływania mojego poczucia winy już nie działają. Gdy jestem nie w porządku natychmiast to uznaję, ale gdy jestem przekonana, że mam rację - pozostaję przy swoim zdaniu. Ty także możesz to osiągnąć.
Obsesja, stałe zamartwianie się. W miarę jak choroba coraz bardziej zaprząta myśli alkoholika - podobnie oddziałuje ona i na Ciebie. Życie przestaje być przewidywalne i wciąż się dręczysz. Co się teraz zdarzy? Czy przyłapią go na piciu w pracy? Czy go wyrzucą? Gdzie on jest? Czy wróci na czas do domu? Czy będzie czuł się urażony? Dokąd pójdzie? Czy będzie brutalny? Jak mogę przerwać jego picie? Gdzie zrobiłam błąd? Czy jest z nim inna kobieta? Czy powinnam go opuścić? Dlaczego go kocham? Czy istnieje jakieś rozwiązanie? Te dręczące myśli odpychają wszystkie inne. Jesteś jak w klatce. Idziesz przez życie ale Twoje myśli są gdzie indziej - zawsze przy alkoholiku. Takie obsesyjne myślenie jest stratą energii ponieważ niczego nie rozwiązuje. Sprawia jedynie, że cała rodzina staje się jeszcze bardziej chora i wciągnięta w emocjonalną orbitę Twojego męża. Nawet wiedza o tym nie pomaga zbyt dużo. Jesteś w pułapce. Nie panujesz już nad swoimi myślami i życie staje się koszmarem. Linda zwierza się po kilku tygodniach terapii: "Pamiętam, przejeżdżałam kiedyś koło cmentarza i poczułam zazdrość. Zobaczyłam orszak żałobny i pomyślałam, że przynajmniej tamten miał przyjaciół. Było to samo dno rozpaczy i szczyt szczytów samo użalania się nad sobą. Jest jedna korzyść z takiego samopoczucia: jeśli chcesz dalej trwać w tym stanie - nie sposób już opaść niżej. Można jedynie odbić się do góry. Nie chcę już nigdy tak się czuć. Nigdy nie pozwolę, żeby to znów się zdarzyło". I Ty także możesz na to nie pozwolić.
Lęk. W domu alkoholika obecny jest zazwyczaj niepokój i lęk. Niektóre z obaw są bezpodstawne a inne wielce uzasadnione, na przykład: Czy mogę to zrobić bez porozumienia się z nim? Czy mnie zabije? Co będzie jeśli straci pracę? Znałam kobietę, której mąż zamknął drzwi na łańcuch gdy wyszła, tak że nie mogła dostać się z powrotem do domu. Początkowo obawiała się znów wychodzić, bo przerażała ją myśl, że nie będzie mogła dostać się do domu. Później nauczyła się nosić ze sobą śrubokręt i otwierać zatrzask. Jej strach, któremu raz stawiła czoła, został pokonany.
Charlotte tak opisuje swój lęk: "Stwierdzam, że większość rzeczy, których się obawiałam - zdarzyła się. Stwierdzam także, że zazwyczaj jestem niespokojna ale nie potrafię określić przyczyny tego stanu rzeczy. Jeśli zjadałam obiad i uczucie to mijało - przyczyną był głód, ale jeśli nie mijało - przyczyną był niepokój. Lęk stał się moim sposobem życia. Dobrze ukrywałam go przed obcymi ale mój żołądek wiedział. Doszłam do wniosku, że czas i energia, którą zużywam gdy się boję - nie służy mi dobrze, a więc próbowałam skierować moją energię w innym kierunku tak długo, jak tylko mi się to uda. Gdy chodziłam na wykłady - stwierdzałam, że wpadam w panikę w drodze do szkoły. Przecież zostawiłam troje moich dzieci z nim. Byłam niespokojna podczas wykładu i chciałam biec do domu. Jechałam godzinę w jedną stronę, żeby usłyszeć człowieka, którego poważam - a potem nie mogłam się skupić. Cztery stracone godziny! Gdy sobie to uświadomiłam - zdecydowałam się być duchem tam, gdzie naprawdę jestem ciałem w danym momencie. Nie miałam żadnego wpływu na sprawy, które działy się wtedy w domu, ale mogłam zdecydować o tym, czy tracić czas w miejscu, w którym jestem, czy skoncentrować się i wyciągnąć z tego jakąś korzyść. Była to ciężka próba - ale wygrałam".
Wiele kobiet żyjących blisko z alkoholikiem - traci zaufanie do siebie. Potem stają się one coraz bardziej bojaźliwe i niespokojne. Sytuacje, które kiedyś nie były wcale zagrażające - stają się wręcz przygniatające. Kobiety te stają się coraz bardziej ofiarami swoich nienazwanych lęków. Znam kobiety żyjące z aktywnym alkoholikiem, które boją się zostawać w pustym domu, i inne, które obawiają się wyjść z domu. Często nie potrafią powiedzieć, czego się boją, ale lęk je wszech ogarnia. Okropne jest życie w strachu. Paraliżuje nas ono. Sprawia, że zachowujemy się w sposób irracjonalny. Czyn wywołany przez lęk prowadzi do następnych sytuacji lękowych i przestajemy panować nad swoim życiem. Obracamy kołami w miejscu gdyż już nie ma dokąd jechać.
Kłamstwa w domu alkoholika są wręcz sposobem na życie. Kłamiesz aby ochronić alkoholika. Mówisz jego szefowi: "Przykro mi ale nie będzie go dzisiaj w pracy. Ma grypę". Wyjaśniasz sąsiadce: "Nie wiem dlaczego ta lampa jest zniszczona. Pewnie kot ją przewrócił".
Alkoholik kłamie Tobie, szefowi i sobie mówiąc na przykład takie rzeczy: "Nie mam w domu żadnego alkoholu. Wypiłem tylko jedno piwo". Znałam alkoholika, którego 35 członków rodziny zmarło w trzy lata. Niektórzy z nich umierali dwa albo trzy razy. Opuścił on wiele dni pracy ponieważ musiał uczestniczyć w pogrzebach.
Ze wszystkich kłamstw najbardziej destruktywne są te, które właściwie nie są kłamstwami. Są one prawdziwe w zamiarze - ale nie w wykonaniu. Alkoholik mówi: " Wrócę na szóstą na obiad". Nie kłamie. Naprawdę ma zamiar być o szóstej w domu na obiedzie.. Nie przychodzi jednak do domu o szóstej ponieważ istnieje ogromna przepaść pomiędzy jego zamiarem i zdolnością do wykonania go. Obiecuje dzieciom, że zabierze je na mecz piłkarski w sobotę. Naprawdę tak myśli gdy to mówi. Jednak gdy przychodzi sobota - nie ma już o tym mowy. Co więc jest kłamstwem - a co prawdą? Kto jest za to odpowiedzialny?
Ten rodzaj zachowania powoduje coraz większe zamieszanie i dezorientację w Twojej rodzinie. Znaczenie prawdy się zaciera i zostaje zaburzone spostrzeganie rzeczywistości. Po prostu nie wiesz w co wierzyć. W końcu niemal wierzysz w to, w co chcesz wierzyć. Doprowadza Cię to do stałego narażania się na rozczarowanie. Jest on tak przekonywujący, że bardziej wierzysz jemu, niż zdarzeniom ostatniego tygodnia - niedoszłemu obiadowi czy niewykorzystanym biletom na mecz.
Jednak można to wszystko zmienić. Możesz nauczyć się jeść i chodzić na mecze sama - jeśli to będzie konieczne. Ale najpierw koniecznie musisz wydobrzeć.
Fałszywe nadzieje, rozczarowanie, euforia.
Częścią tego co wpędza rodzinę alkoholika w zamęt i rozpacz są pojawiające się nadzieje i idące w ślad za nimi - rozczarowania. Rodzina niezdolna do zaakceptowania rzeczywistości, żyje w świecie fantazji. Gdy alkoholik nie spełnia swojej obietnicy - jesteś zawiedziona dużo bardziej, niż gdybyś od razu mu nie uwierzyła. Jeżeli dotrzyma słowa - jesteś tak podekscytowana, że popadasz w euforię. Oczywiście doprowadza to do większego rozczarowania następnym razem. Występujące na przemian uczucia - fałszywe nadzieje, rozczarowanie, euforia - zwiększają panujący w Tobie zamęt i lęk. W rezultacie - przekazałaś mu władzę nad swoim szczęściem. Dysponuje on teraz mocą zdolna uczynić Cie szczęśliwą albo nieszczęśliwą. Może używać - lub nie używać tej władzy, manipulując Tobą. Jeżeli nie zachowasz się zgodnie z jego wymaganiami - to nie zabierze Cię na przyjęcie. Jeżeli wcześniej zdecydował, że chce wyjść sam - nic nie możesz na to poradzić. Czasami zachowuje swoje manipulacje na ostatnią chwilę przed wyjściem. I zostajesz wtedy - ubrana na przyjęcie, na które nie pójdziesz.
Naprawdę wierzyłaś, że tym razem będzie inaczej. Tak dobrze dawałaś sobie radę. Nie pil przez dwa tygodnie. Tym razem będzie inaczej. - Jak często tak do siebie mówiłaś? Jak często mówił to alkoholik? Tak, jest faktycznie inaczej. Jest gorzej. Choroba postępuje. Nie jesteś panią sytuacji. Twój mąż - także nie. Panem sytuacji jest alkohol - jeśli na to pozwolisz.
Zamęt. Żyjąc z alkoholikiem - żyjesz w ciągłym zamęcie. Nie wiesz w co wierzyć ani czego oczekiwać. Ponieważ to alkoholik pociąga za sznurki - tańczysz do bardzo niezbornej melodii. Twoje poczucie rzeczywistości ulega zaburzeniu. Każdy dzień jest coraz trudniejszy do wytrzymania, życie staje się koszmarem. Mając taki zamęt w głowie - możesz postanowić, że będziesz piła z mężem. Wypróbowawszy wszystko co mogłaś wymyślić, decydujesz wreszcie: "Nie mogę go zwyciężyć więc przyłączę się do niego". Myślisz, że może w ten sposób zahamujesz jego picie albo sprawisz, że będzie mniej Ci ubliżał. Rezultaty tego łatwo przewidzieć - nie możesz dotrzymać mu kroku. Gdy dzieci widzą, że pijesz z ojcem - stają się jeszcze bardziej przestraszone i zmieszane. Myślą, że ich matka także staje się alkoholiczką. W ten sposób wszyscy zostają głębiej wessani w otchłań alkoholika.
Jest Ci bardzo trudno jasno myśleć. W gruncie rzeczy jest Ci w ogóle trudno myśleć. Nie możesz "wyłączyć" swojej głowy i nie możesz także dojść do jakiejkolwiek odpowiedzi. Jesteś w kieracie ale nie wiesz, gdzie się znalazłaś i nie wiesz, jak się wydostać. Zaczynasz zastanawiać się nad tym, jak się to wszystko skończy. "Czy tracę zmysły? Może wariuję?" - pytasz sama siebie. Żadna osoba o zdrowych zmysłach nie żyłaby w ten sposób. Tu masz rację.
Problemy seksualne. Wraz z zaburzeniami komunikacji na innych obszarach Twojego małżeństwa psuje się także fizyczna ekspresja bliskości. Używasz seksu jako oręża. Odmawiasz gdy mąż nie zachowuje się odpowiednio. Nie będzie miał Ciebie w łóżku jeśli zamierza nadal pić w taki sposób. "Idź do łóżka ze swoją kochanką butelką" - myślisz.
Może odpychać Cię zapachem alkoholu co jest wystarczającym powodem odrzucenia jego zalotów. Sądzisz, że pragnie Cię z czystego pożądania a nie z miłości. Może jednak ulegasz mu ponieważ zauważyłaś, że gdy jest zaspokojony seksualnie - śpi i masz wtedy spokój. Może także myślisz w kategoriach swoich obowiązków małżeńskich i odpowiedzialności. Tak więc masz wybór pomiędzy poczuciem winy i poniżeniem. I znów obniża się Twoje poczucie własnej wartości.
Nadużycia seksualne także są nierzadkie. Kobiety ulegają zachowaniom, którym mogłyby się sprzeciwić, gdyby zostało im chociaż trochę szacunku do siebie. Pacjentki mówiły mi o sytuacjach, których rezultatem była konieczność interwencji lekarskiej. Było im trudno nawet opowiadać o tym. Jednak zebrały się na odwagę, tak że mogłam im pozwolić na niedopuszczenie do powtórzenia się takiej sytuacji. Pozwoliłam im być sobą."Nie mogłam żyć dalej bez opowiedzenia tego komuś - powiedziała mi Judy. I wiem, że ty nie powtórzysz tego nikomu". Nie muszę chyba dodawać więcej szczegółów. Wiesz o czym mówię. Znasz różnicę pomiędzy twórczym i satysfakcjonującym seksem - a nadużyciem. W sferze seksu - tak jak w każdej innej sferze Twojego życia - zagubiłaś poczucie własnej wartości, stałaś się niepewna i zakłopotana.
Nie ma w tym nic niezwykłego gdy alkoholik ma romans. Skarży się: "Moja żona mnie nie rozumie". Pewnie, że ni cholery go nie rozumiesz! "Nie chce mnie w łóżku". Tak, to prawda. "Nie chce pić ze mną". Próbowałaś ale wtedy rozwinęła się w Tobie awersja do alkoholu. Nie szkodzi, że romans jest symptomem choroby - jesteś tym zdruzgotana. Twoja tożsamość jest tak związana z nim, że przestajesz być sobą. "Pewnie nie jestem zbyt kobieca - myślisz sobie. - Gdybym była kobieca - nie doszłoby do tego romansu". Twoje wyobrażenia o sobie znów się obniżają. Jesteś "złą żoną, matką gospodynią, a teraz straciłaś także swój seks". Jesteś niczym. Głupie gadanie! Jesteś ofiarą! Jesteś ofiarą współuzależnienia.
Niektóre małżeństwa są w stanie utrzymać satysfakcjonujące życie seksualne aż do późnej fazy choroby gdy mąż staje się impotentem. Problemem jest to, że myślisz:"Jeżeli może być taki w łóżku - to jeszcze wszystko będzie dobrze". Także i ta nadzieja ulegnie zachwianiu. Możesz się jedynie rozczarować. Nie osiągniesz niczego, dopóki nie nauczysz się odrzucać fałszywe nadzieje i żyć w teraźniejszości. Nauczysz się tego.
Złość w takiej czy innej formie zawsze jest obecna w domu alkoholika. Atmosfera jest tak zagęszczona, że można ją krajać nożem. Co on powie? Co zrobi? Zabiję go jeśli nie zostawi mnie w spokoju! Czy rozbije samochód? Czy obudzi dzieci? Czy powinnam prosić go o pieniądze?
Wszystkie te wątpliwości kierują Twoją złość ku ludziom, na których tak naprawdę nie jesteś wcale zła. Zwykłe prośby Twoich dzieci zmieniają Cię we wrzeszczącą jędzę. "Tylko prosiłam czy mogę....wcale nie musiałaś..." - płacze biedne dziecko. Potem gdy uświadamiasz sobie co zrobiłaś - jesteś zła na siebie.
Kłótnie odbywają się prawie bez przerwy. Alkoholik kłóci się aby znaleźć powód do picia, a żona kłóci się, ponieważ wszystko co on mówi lub robi - wytrąca ją z równowagi. Wydaje się, że możliwy jest inny rodzaj konwersacji. "Przebierz groch" - warczy mąż tylko po to, by uzyskać odpowiedź: "Co, masz złamaną rękę?"
Karzesz go: "Przygotuj sobie obiad. Ja już zjadłam". Próbujesz nawet dodać: "Nie będziesz widywać się z moimi rodzicami, a ja z twoimi". Straszysz go odejściem. Jeżeli zrobisz to - możesz znaleźć się na ulicy w środku nocy, nie mając dokąd pójść. Stajesz się nieustępliwa i podejrzliwa. Zżera Cię wściekłość - a nie masz jak dać jej upust. Każdy, kto wejdzie do Twego domu, może wyczuć wibracje złości. Nie ma od tego ucieczki. Kto by pomyślał, że zamieniasz się w taką samo usprawiedliwiającą się wiedźmę?
To napięcie nie zawsze przejawia się w Twoim zachowaniu. Jeżeli żyjesz z mężem, który używa przemocy - wolisz je stłumić w sobie, niż ryzykować atak. Jest to trudny ale realistyczny wybór. Jeżeli napięcie ma kierunek do wewnątrz, tzn. jeżeli stale trzymasz język za zębami, nawet gdy czujesz potrzebę wybuchu - prawdopodobnie wywoła ono u Ciebie chorobę. Zapalenia przydatków, nieżyty żołądka i wrzody często pojawiają się w rodzinach alkoholików. Złość, której się nie uzewnętrznia, może dosłownie zjeść wnętrzności. Nie namawiam Cię, żebyś otworzyła usta. Konsekwencje mogą być tego nie warte. Ale możesz wytrzepać dywan, wyszorować okna, garnki, wyżyć się na żelazku...
Letarg. Poczucie beznadziejności. Użalanie się nad sobą. Wyrzuty sumienia. Rozpacz.
Nieważne co robisz, nieważne jak bardzo się starasz - to i tak jest za mało. Dajesz i dajesz - jakby ta studnia nie miała dna. W pewnej chwili rezygnujesz. Co za różnica? Wszystko co robisz nie ma znaczenia. Jesteś psychicznie i fizycznie wyczerpana. Próbowałaś utrzymać świat na ramionach - ale już nie możesz. Osiągnęłaś punkt, w którym wszystko przestało Cię interesować. Wyschła Twoja emocjonalna energia. Jesteś zrozpaczona i samotna. Jesteś pełna poczucia krzywdy i wyrzutów sumienia. Przejście przez każdy dzień staje się męką. Wstanie z łóżka i ubranie się jest ponad Twoje siły. Po co kontynuować zwykły bieg rzeczy? Po prostu nie warto - myślisz. Więc przestajesz. Wycofujesz się w samotną egzystencję. Spowalniasz ruchy. Wyhamowujesz.
Gdy osiągniesz taki punkt rozpaczy - możesz sama zacząć pić albo używać narkotyków. To nieprawdopodobne - ale znów wygrywa alkohol. Jest Ci wszystko jedno i czujesz się tak, jak gdybyś nie mogła stawić czoła kolejnemu dniu. Twoje problemy są zbyt wielkie. Życie zupełnie wymknęło Ci się z rąk. Chcesz odejść...
Czy utożsamiasz się chociaż z częścią tego, o czym tu pisałam? Czy coś ma jakieś specjalne znaczenie dla Ciebie? Daję Ci słowo, że nie byłam w Twoim domu. Ale byłam w stu innych domach i rozmawiałam z wieloma innymi kobietami, które żyją Twoim życiem. Nie jesteś sama. To zdumiewające jak bardzo poświęcasz się chodząc w kółko. Może teraz nie uwierzysz mi ale masz władzę, żeby powiedzieć: "Hej, poczekaj chwilę. Chcę się stąd wydostać.
*******************************************
PUŁAPKA:
Przyznać muszę, że byłem i jestem złodziejem w najgorszym
- po ludzku sądząc - wydaniu. Kradnę rodzinie najlepszych ojców i synów.
Kościołowi najwierniejsze dzieci. Ojczyźnie najzdolniejszych obywateli. Szkole
i nauce najtęższe umysły. Rodzinie ludzkiej najpierwsze jednostki. A jednak
cieszę się dotąd wolnością i mianem najlepszego dobroczyńcy ludzkości,
przyjaciela człowieka, towarzysza jego radości i smutków.
Ja jestem na świecie
największym gangsterem i przywódcą mafii, która codziennie uśmierca miliony,
zabierając im wszystko. Włamuję się do kieszeni, domów, serc i rodzin. Tylko ja
znam klucze do wszystkich zamków, skarbnic i kas.
Mój gang nie boi się
szubienicy, bo mam w swoim gronie przedstawicieli wszystkich warstw
społecznych, nie wyłączając sprawujących władzę i wymierzających
sprawiedliwość.
Jestem panem,
monarchą, władcą. Mnie służą rządy, stawiając na czołowym miejscu w czasie
bankietów i przyjęć. W mojej obecności decyduje się o losach świata, życiu i
śmierci, ubija interesy... Moje zdanie w każdej sprawie jest ostateczne. Przy
mnie ludzie bawią się, tańczą, płaczą, umierają.
Walą się trony jeden
po drugim, kurczą imperia, upadają rządy, tylko moje imperium nie kurczy się i
nie upada, choć niesie zagładę. Niszczę wszystko i wszystkich. Piękne dzieci,
wspaniałą młodzież przemieniam w zbrodniarzy. Zapełniam nimi szpitale i zakłady
poprawcze. Bogatych zamieniam w nędzarzy. Zdrowych w chorych. Mądrych w
głupich. Kołyski w trumny. Miasta w cmentarze...
Któż mnie nie
doświadczył? Któż mnie nie zna? I to dziecko mego przyjaciela pijaka. I ta
poniewierana żona. Znają mnie dobrze kapłani, załamując ręce nad owocami
wieloletniej pracy. Znają mnie izby wytrzeźwień, sądy, więzienia, ale też i
szkoły, dyskoteki.
Teraz nie muszę się
już chyba dłużej przedstawiać? Mam nadzieję, że i wy nie zrazicie się do mnie i
tylko u mnie szukać będziecie mocy, szczęścia, tak jak szukają miliony. Że i
was nie zabraknie w mojej armii, z którą od lat zdobywam ... p i e k ł o.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Czy Al-anon jest dla ciebie ?
Miliony
ludzi cierpi z powodu nadmiernego picia bliskich im osób. Poniższe pytania
pomogą Ci stwierdzić, czy są Ci potrzebne takie spotkania:
- czy
martwisz się ile pije ktoś inny ?
- czy masz
kłopoty finansowe spowodowane piciem kogoś innego ?
- czy
kłamiesz aby ukryć picie bliskiej osoby ?
- czy
uważasz, że dla osoby, którą kochasz, picie jest ważniejsze od Ciebie ?
- czy
myślisz, że osoba ta zachowuje się tak pod wpływem swych kolegów ?
- czy z winy
tej osoby często opóźnia się pora obiadu czy kolacji ?
- czy
stosujesz wobec niej groźby np. " jeśli nie przestaniesz pić to cię rzucę
"?
- kiedy
całujesz ją na powitanie to czy starasz się ukradkiem wyczuwać zapach jej
oddechu ?
- czy boisz
się wyprowadzić kogoś z równowagi by nie zaczął pić ?
- czy
kiedykolwiek odczuwałeś(aś) ból lub zakłopotanie z powodu zachowania osoby
pijącej ?
- czy wydaje
ci się , że każde święto jest zepsute z powodu picia ?
- czy
kiedykolwiek chciałaś(eś) wezwać policję z powodu zachowania tej osoby?
- czy
szukasz schowanego gdzieś alkoholu ?
- czy
uważasz, że gdyby ten pijak / pijaczka/ kochał cię, to przestałby pić ?
- czy
kiedykolwiek nie przyjąłeś(aś) zaproszenia na spotkanie towarzyskie z powodu
lęku przed tym, jak zachowa się ta osoba ?
- czy
czasami ogarnia cię poczucie winy kiedy pomyślisz w jakim stopniu starasz się
kontrolować tę osobę ?
- czy
myślisz, że gdyby ta osoba przestała pić, to rozwiązałyby się twoje pozostałe
problemy ?
- czy
kiedykolwiek groziłeś(aś), że zrobisz coś sobie , żeby zmusić w ten sposób
osobę pijącą do wypowiedzenia słów : przepraszam, albo kocham cię ?
- czy zdarza
się, że traktujesz innych (dzieci, podwładnych, współpracowników, sąsiadów,
rodziców ) niesprawiedliwie, ponieważ jesteś zła (zły) na kogoś, że pije za
dużo ?
- czy
uważasz , że nikt nie rozumie Twoich problemów ?
Jeśli
odpowiedzieliście na trzy lub więcej z tych pytań twierdząco to może Wam pomóc
Al-anon (grupa pomocowa , wsparcia). Są już w całej Polsce, w większych miastach. Ich adresy znajdziesz w internecie.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Powolnie umiera ten, kto niszczy swą miłość własną, ten kto znikąd nie chce przyjąć pomocy. Powolnie umiera ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia, ten kto odtwarza codziennie te same ścieżki, ten kto nigdy nie zmienia punktów odniesienia, ten kto nigdy nie zmienia koloru swego ubioru, ten kto nigdy nie porozmawia z nieznajomym. Powolnie umiera ten, kto unika pasji i wiru emocji, które przywracają oczom blask i serca naprawiają. Powolnie umiera ten, kto nie opuszcza swojego przylądka gdy jest nieszczęśliwy w miłości lub w pracy, ten kto nie podejmuje ryzyka spełnienia swoich marzeń, ten kto choć raz w życiu nie odłożył na bok racjonalności.
Nie pozwól sobie na powolne umieranie !
Nie zabraniaj sobie być szczęśliwym !
Więc od dzisiaj zacznij żyć !
Zaryzykuj siebie od dzisiaj !
Zacznij działać od zaraz !
Pablo Neruda
UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU
PROROK - K.Gibran /fragment/:
Zmierzając ku bliskości zachowajcie przestrzeń w waszej jedności aby tańczyły pomiędzy wami niebieskie wiatry. Kochajcie się wzajemnie ale nie zakładajcie więzów waszej miłości. Pozwólcie raczej by pomiędzy brzegami waszych dusz przepływało morze. Napełniajcie sobie nawzajem kielichy ale nie pijcie jedynie z jednego z nich. Podzielcie wasz chleb ale nie jedzcie jednej tej samej kromki. Bądźcie radośni razem śpiewając i tańcząc lecz nauczcie się także pozostawiać sobie chwile samotności. Nawet struny lutni są rozdzielone chociaż wibrują tą samą muzyką. Bądźcie dla siebie serdeczni ale nie zniewalajcie się wzajemnie. Bądźcie ze sobą razem ale nigdy nazbyt blisko siebie - przecież nawet kolumny świątyni stoją w pewnym oddaleniu a dąb i cyprys nie stoją w jednym cieniu.
*********************************************************
SZTUKA PRZEBACZANIA - D.Augsburger ( fragment):
Przyjrzyjmy się swojej "niewinności". Większość zranionych ludzi chce widzieć innych jako napastników, agresorów, siebie zaś jako niewinne ofiary. Celem takiego rozłożenia akcentów jest uwolnienie się od poczucia winy i odpowiedzialności. Odpowiedzialność za powstanie konfliktu ponoszą obie strony (oprócz gwałtu, przemocy, alkoholizmu).
*********************************************************
UCZUCIA I SEKS - Ch. Unseld-Baumanus (fragment):
Optymizm czyni nas silnymi! Czy w to wierzysz czy nie, już samo twoje nastawienie do życia decyduje o tym, jak dalece pełne i zadowalające jest twoje życie seksualne. Ten, kto jest nastawiony do życia, wraz z jego blaskami i cieniami, pozytywnie i optymistycznie, szybciej rozpozna symptomy szczęścia. Jest zawsze gotowy na jego przyjęcie, gotowy do jego pełnego wykorzystania, do rozkoszowania się nim.
Miłość własna czyni nas zdolnymi do miłości!
Tylko ten, kto w pełni akceptuje siebie, kto godzi się ze wszystkimi słabościami własnej osobowości, jest zdolny do akceptacji drugiego człowieka i kochania go. Gdyż w związku miłosnym musimy kochać dwie osoby: siebie samego i kogoś drugiego. Fałszywa bezinteresowność i rezygnacja przynoszą zamiast miłości tylko frustrację. Zdrowy egoizm czyni nas zdolnymi do szczęścia! Tylko ten, kto ma czas dla siebie, każdą wolną chwilę poświęca własnemu "ja" i zajmuje się swoimi podstawowymi potrzebami - może zaakceptować wrażliwość i potrzeby partnera. Kto nawet pewną dozę egoizmu uważa za coś negatywnego - nie wyrządza sobie ani partnerowi przysługi. Gdyż sam nie wie, czego rzeczywiście potrzebuje do szczęścia i w ten sposób nie tylko sobie zagradza do niego dostęp.
Ciekawość życia czyni nas seksownymi! Godny podziwu i nieodparcie pociągający jest ten, kto ma chęć na prawdziwe życie, ochotę poznawania nowości, kto znajduje przyjemność w eksperymentowaniu i wypróbowywaniu nie przeżytych dotąd przyjemności. Gdyż gotowość i ciekawość do wszelkich prób jest symulatorem, którego nie można nikogo pozbawić. Całkowite oddanie się czyni nas godnymi miłości! Zdolność do pełnego oddania się jest urokiem miłości. Wprawdzie pozorny opór i tajemnicza powściągliwość mają swój urok ale prawdziwa niezależność i autentyczne poczucie własnej wartości ukazują się dopiero w akcie całkowitego oddania się.
Świadomość ciała czyni nas zdolnymi do orgazmu! Tylko ten, kto zna ciało własne i ciało partnera, ich rzeczywiste potrzeby, może ofiarować sobie i tej drugiej osobie największą zmysłową rozkosz. Pieszczoty "nie trafione" zdradzają tylko niepewność, a to właśnie - Erosowi niech będą dzięki! - mamy już za sobą. Kreacyjność czyni nas zmysłowymi! Ten, kto wciela w życie wszystkie fantazje i wkłada w to całą swą siłę kreacji, na pewno nie będzie się nudził w miłości. Gdyż nawet wtedy gdy - pozornie - robicie cały czas to samo, a mianowicie "kochacie się", to za pomocą waszej fantazji możecie sprawić, że stworzycie coś nowego nigdy dotąd nie przeżytego. Czyż to nie szczegóły właśnie, niepozorne drobiazgi są tymi, które z normalnego aktu miłosnego mogą uczynić niezapomniane święto? Wspólna rozmowa czyni nas silnymi ! Tylko ten, kto jest gotowy i zdolny powiedzieć sobie samemu i swojemu partnerowi o swoich potrzebach, może oczekiwać, że będzie zadowolony i przeżyje szczęście! Brak rozmów jeszcze nikomu nie pomógł w osiągnięciu szczęścia. Ten kto chce pozostać młodym jest godny podziwu! Pragnienie bycia i pozostania młodym i atrakcyjnym jest jedną z ważniejszych przesłanek seksualnego spełnienia. Nie oznacza to, że do miłości konieczne jest perfekcyjne ciało. Ale ciało zaniedbane świadczy o zaniedbanym "ja", o dewizie "jakoś to będzie". Szczęścia fizycznego i duchowego można oczekiwać tylko wtedy gdy się robi coś więcej w tym kierunku, przy czym dzisiejsze możliwości, które daje nam medycyna, kosmetologia i psychologia, wydają się istnym darem niebios. Zdolność do odczuwania przyjemności jest w stanie przenosić góry! Czyni ona nas zdolnymi do miłości, silnymi, interesującymi, zmysłowymi, seksownymi, młodymi, godnymi podziwu, atrakcyjnymi, pięknymi, i sprawia, że nie można się nam oprzeć. Bez umiejętności korzystania z przyjemności, bez zdolności do czerpania szczęścia z życia seksualnego - nie można wyobrazić sobie pełnego uczucia szczęścia. Być młodym, interesującym, godnym podziwu, otwartym, a równocześnie jednak pełnym tajemnic, zdolnym do oddania się, skłonnym do rozmów, pełnym fantazji i siły kreacji, nastawionym optymistycznie, ciekawym, pełnym miłości do własnego "ja" i "ty" - wszystko to składa się na seks z uczuciem.
"Jest tylko jedna jedyna świątynia we wszechświecie - mówi Novalis - świątynią tą jest ciało człowieka. Dotykamy nieba w momencie gdy kładziemy dłoń na ludzkim ciele". Nie ma nic takiego, czego nie mogłabyś zrobić swojemu partnerowi - tylko wtedy, gdy czyniąc to sprawiasz mu przyjemność, likwidujesz jego napięcie, zaprowadzasz go w krainę zmysłów.
"Po gwałtownej sprzeczce z żoną mężczyzna spytał: "Dlaczego nie możemy żyć w zgodzie, tak jak nasze dwa psy? One nigdy nie walczą".
"To prawda" - zgodziła się żona. "Ale zwiąż je razem, a zobaczysz, co się stanie".
Zaproszenie do życia. E. Woydyłło /fragment/:
Może dałoby się coś zrobić, żebyśmy my - kobiety - uwolniły się od kompleksów ograniczających nasze możliwości i szanse. Bo moim zdaniem większość ograniczeń wynika dziś bardziej z naszych kompleksów niż z faktycznych zakazów lub przepisów prawnych, przynajmniej w naszym kraju. Nikt przecież nie zabrania kobiecie pójść samej do kina czy teatru, a w każdej niemal poczcie dostaję listy od użalających się samotnic, że jedyne, co im po pracy zostaje, to kanapa i telewizor. Nawet szczęściary z mężami skarżą się często na pracoholizm "swoich panów" głównie z tego powodu, że skazane są na siedzenie w domu.
Co jest takiego w wielu z nas, że nie potrafimy upomnieć się o należną podwyżkę lub odmówić niewygodnej przysługi, o którą ktoś prosi? Co każe nam raczej obgadać kogoś natarczywego niż zdobyć się na powiedzenie "nie" w sytuacji gdy nie mamy ochoty powiedzieć "tak"? Skąd w nas tyle pozornej uległości, za którą potem płacimy chronicznymi bólami krzyża lub migreną, w jakie przeradza się złość na siebie za nie chciane ustępstwa, udawanie zadowolenia lub rezygnację z własnych potrzeb i przyjemności?
Sądzę, że są też pewne zasady wdrukowane w nasze własne postawy i przekonania, które perfidnie utrudniają nam samorealizację i spełnienie pragnień.
Psychologia powiada, że to wszystko - niezależnie od mniej lub bardziej obrazowej nazwy - to po prostu STRACH. Nieśmiałość to jest strach. Brak pewności siebie to jest strach. Rygorystyczne stosowanie się do cudzych oczekiwań - to tez jest strach. Nawet brak polotu i fantazji - to również jest odmiana strachu, podobnie jak kurczowe trzymanie się tradycji, zasad i pryncypialnych norm, zwłaszcza tych, które mają obowiązywać nie l u d z i w ogóle, lecz rodzaj żeński w szczególności.
Mam nadzieję, że nazwanie po imieniu tego uczucia, które leży u podłoża naszych paraliżów i odrętwień, może dać początek wyzwoleniu. Wszak strach tylko wtedy ma sens, jeśli przynosi pożytek i służy czemuś dobremu. Gdy na przykład chroni przed prawdziwym złem. Gdy powstrzymuje przed destrukcją, patologią, zastojem i brakiem rozwoju. Takie leki i hamulce są zdrowe. Natomiast niezdrowe są te, które odbierają człowiekowi - niezależnie od rodzajnika _ szanse i możliwości rozwoju, uniemożliwiają zdobycie nowych doświadczeń i nauczenie się czegoś o sobie, ludziach i świecie. Strach także - co przecież nie jest bez znaczenia - może uniemożliwić twórcze przeżywanie życia i czerpanie radości płynącej z przekraczania siebie.
Będzie tu mowa o osobach, które widzę symbolicznie jako wtłoczone w ciasne obręcze. To ich ograniczniki. Fałszywe i zgubne strefy bezpieczeństwa. Wmówione, wychowane, wydrukowane. Trzymają swe ofiary w kleszczach szczególnej niewoli, nie pozwalają im zrobić kroku przed siebie. Ani obok, ani za siebie. Zatrzaśnięte w swych obręczach tkwią one bez szansy wyrwania się i bez nadziei na faktyczne zmierzenie się z życiem. Gdy już ktoś w takiej obręczy utkwi, to powstaje paradoks. Zatrzaśniętej osobie wydaje się, że inni też tkwią w podobnych pułapkach. Tak rodzi się przekonanie, że - skoro jestem kobieta - to właśnie kobietom nie wypada to czy owo. Może się nawet wydać, że te sztywne ograniczenia są n o r m a l ne. Że wręcz nienormalne byłoby przekroczenie strefy bezpieczeństwa i wydostanie się na wolność.
Paradoks ten ma też drugie oblicze. Otóż najgłębszych przekonań nie sprawdzamy, nie weryfikujemy ich. Dlatego są one takie trwałe i trudne do skorygowania. Ostatecznie, niechby sobie i były, szkoda tylko, że z powodu niektórych przekonań czasami bardzo cierpimy, są one niekiedy przyczyną klęski całego naszego życia.
Dlatego nawet najgłębszym przekonaniom warto się od czasu do czasu przyjrzeć. A tym, których korzenie wyrastają ze strachu, trzeba postawić pytania: "Dlaczego mam się czegoś bać? Co złego może wyniknąć z rozerwania mojej obręczy? Kto ucierpi gdy przekroczę granicę zastygłego bezpieczeństwa? Jakie poniosę konsekwencje jeżeli wciąż będę kierować się strachem i nie wychyle się poza granice nakreślone przez własne /i cudze/ oczekiwania?
W ogóle warto ze sobą w ten sposób rozmawiać. No to co, że boję się popełniania błędu? Boję się ośmieszyć przed innymi. Boję się krytyki. Czy dlatego mam zamknąć się w ciepełku i ciasnocie tego niby-bezpiecznego schowanka bez drzwi i okien, w którym tak łatwo pomylić dzień dzisiejszy z wczorajszym i jutrzejszym, bo wszystkie są szare i bezbarwne? W skrajnych przypadkach latami nosi się tę sama fryzurę, tak samo się ubiera, powtarza się w kółko to samo, widuje się tych samych ludzi i robi się wszystko tak samo, przede wszystkim dlatego, że nie pociąga to za sobą żadnego ryzyka. No bo strach przed ryzykiem bywa silniejszy.
Nie muszę chyba dodawać, że opisany tu problem braku pewności, niewiary w siebie i atrofii działania dotyczy nie tylko kobiet. Nie brakuje mężczyzn równie jak my nieodważnych i zalęknionych, z góry zakładających swoją przegrana, którzy potrafią życie przesiedzieć w fotelu, z pretensjami do całego świata o własne znudzenie i nieciekawe życie.
Być sobą to znaczy mimo strachu nie rezygnować jednak z pragnień i zmierzać najkrótszą drogą do realizowania swych dążeń. Bo tak naprawdę to tylko to człowiekowi w życiu w y p a d a /bez względu na płeć/.
Jeżeli dziś powiesz sobie: "Nie mogę nic zmienić w moim małżeństwie, chociaż jest koszmarne, a w ogóle to i tak dobrze, że mam jakiegoś męża" - to prawdopodobnie twoje zniechęcenie i rozczarowanie będą się coraz bardziej pogłębiać. Możesz jednak spróbować powiedzieć: "Owszem, boję sie tego, jak mój mąż zareaguje, ale od dziś przestaje się potulnie godzić na jego gnuśność" /lub chamstwo, picie, krzywdy itp./ Możesz mu powiedzieć czego byś chciała a czego nie. Możesz wyjść z pokoju gdy zacznie cię poniżać. Jeśli on uporczywie gnuśnieje /krzywdzi, kłamie/ - ty nie musisz razem z nim. Możesz pójść do kina, przeczytać książkę, zapisać się na aerobik. Kluczem do nowego sposobu postępowania są słowa, jakie do siebie mówisz.
Znalezienie odpowiednich słów - afirmujących, pozytywnych i życzliwych - może ułatwić pewien prosty sposób. Postaw przed soba swoją ulubiona fotografię z dzieciństwa. Zacznij rozmawiać z tamta małą dziewczynką. Powiedz jej co ma robić aby lepiej się poczuć, aby zaczęło jej się układać w życiu, by mogła wybrnąć z kłopotów, zmartwień, depresji. Zobaczysz, że słowa samopotępienia i rezygnacji potrafisz teraz zastąpić słowami afirmacji, zachęty, pociechy i akceptacji. Powtarzaj to ćwiczenie dotąd, aż nauczysz się dodawać sobie otuchy i wiary we wszystkich trudnych momentach. Naucz się sobie pomagać, dodawać ufności, siły i nadziei.
W każdym miejscu na świecie znajdują się drzwi, przez które można wyjść na wolność.
W gruncie rzeczy w życiu mamy to, co sami chcemy lub na co się godzimy.
Wzięcie odpowiedzialności zaczyna się w momencie gdy porzucam cichą nadzieję, że ktoś przyjdzie i mnie wybawi. Żeby w moim życiu cokolwiek się zmieniło - zaryzykować muszę ja, nie ktoś inny.
Sztuka szczęścia polega na tym, by cieszyć się tym co masz. To umieć - a więc nauczyć się - cieszyć się tym, co się ma.
LISTA SPRAWDZAJĄCA
WSPÓŁUZALEŻNIENIE
1. Rozwiązywanie problemów partnera czy też
łagodzenie jego cierpienia jest najważniejszą sprawą w moim życiu niezależnie
od tego ile mnie to kosztuje emocjonalnie.
2. Moje dobre samopoczucie zależy od
akceptacji partnera.
3. Chronię partnera przed konsekwencjami jego
postępowania. Kłamię aby go osłonić. Nigdy nie pozwalam innym źle o nim mówić.
4. Próbuję ze wszystkich sił namówić go do
postępowania według moich wskazówek.
5. Nie zwracam uwagi na własne odczucia i
potrzeby. Obchodzą mnie tylko odczucia i potrzeby partnera.
6. Zrobię wszystko byle tylko mnie nie
porzucił.
7. Zrobię wszystko byle się na mnie nie
gniewał.
8. Doznaję znacznie więcej namiętności w związku,
który jest burzliwy i dramatyczny.
9. Jestem perfekcjonistką i obwiniam siebie za
wszystko co się nie udaje.
10. Z reguły
czuję się wściekła, niedoceniana i wykorzystywana.
11. Udaję,
że wszystko jest w porządku, choć tak nie jest.
12. Nie ma
ważniejszej sprawy w moim życiu niż walka o utrzymanie jego miłości.
Jeśli jesteś współuzależniona masz takie cechy, skłonności :
- nie potrafisz odróżnić własnych myśli i uczuć od myśli i uczuć kogoś innego. Myślisz za kogoś, martwisz się za kogoś, planujesz za kogoś, spłacasz długi za kogoś...itp.
- do dobrego samopoczucia jest Ci potrzebna aprobata i uwaga innych ludzi ponieważ sądzisz, że nie jesteś wystarczająco dobra,
- czujesz się niespokojna i winna gdy ktoś obok Ciebie ma kłopot lub przeżywa trudność. Nie umiesz towarzyszyć mu bez napięcia,
- zachowujesz się tak, jakbyś ciągle za coś przepraszała,
- często nie wiesz, czego naprawdę chcesz ani czego potrzebujesz. Sądzisz, że inni lepiej wiedzą co jest dla Ciebie dobre więc rzadko opierasz się na własnym zdaniu w tej sprawie,
- stale przekonujesz innych, że naprawdę zasługujesz na miłość i cierpisz w milczeniu nad tym, że nie jesteś doceniania,
- nie masz czasu dbać o siebie,
- masz w sobie więcej krytycyzmu niż realizmu i dlatego niepoprawnie idealizujesz ludzi. Za każdym razem przeżywasz rozczarowanie i oburzenie, że ktoś żyje "nie tak jak trzeba",
- przeżywasz swoje życie jako ofiara nie sprzyjających okoliczności. Nie potrafisz stawiać innym wymagań, zdrowych warunków ani być konsekwentną,
- kłamiesz, by niemądrze osłonić tych, których kochasz,
- pozwalasz, by inni Cię ranili, nie próbując się bronić. Boisz się odrzucenia,
- bycie z samą sobą jest dla Ciebie trudne,
- jesteś tak zajęta, że nie masz czasu nad niczym się zastanawiać,
- niczego od nikogo nie potrzebujesz,
- nie umiesz bawić się i być spontaniczna,
- jesteś przestraszona, zraniona i zła, lecz obawiasz się tego po sobie pokazać. Boisz się swej złości,
- musisz pracować,spać, jeść, uprawiać seks - nie mając w gruncie rzeczy żadnej przyjemności,
- stosunki z innymi ludźmi okazują się być dla Ciebie pułapką,
- musisz zmuszać, manipulować, zrzędzić i dąsać się, żebrać i dawać uczuciowe lub rzeczowe łapówki, by inni robili to, czego chcesz,
- odczuwasz beznadziejność, bezsilność i niemożność odmiany swojej sytuacji,
- musisz stale się spieszyć więc nie masz czasu na refleksję nad sensem życia ani o Bogu...
8888888888888888888888888888888888888888
Powolnie umiera ten, kto niszczy swą miłość własną, ten kto znikąd nie chce przyjąć pomocy. Powolnie umiera ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia, ten kto odtwarza codziennie te same ścieżki, ten kto nigdy nie zmienia punktów odniesienia, ten kto nigdy nie zmienia koloru swego ubioru, ten kto nigdy nie porozmawia z nieznajomym. Powolnie umiera ten, kto unika pasji i wiru emocji, które przywracają oczom blask i serca naprawiają. Powolnie umiera ten, kto nie opuszcza swojego przylądka gdy jest nieszczęśliwy w miłości lub w pracy, ten kto nie podejmuje ryzyka spełnienia swoich marzeń, ten kto choć raz w życiu nie odłożył na bok racjonalności.
Nie pozwól sobie na powolne umieranie !
Nie zabraniaj sobie być szczęśliwym !
Więc od dzisiaj zacznij żyć !
Zaryzykuj siebie od dzisiaj !
Zacznij działać od zaraz !
Pablo Neruda
UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU
PROROK - K.Gibran /fragment/:
Zmierzając ku bliskości zachowajcie przestrzeń w waszej jedności aby tańczyły pomiędzy wami niebieskie wiatry. Kochajcie się wzajemnie ale nie zakładajcie więzów waszej miłości. Pozwólcie raczej by pomiędzy brzegami waszych dusz przepływało morze. Napełniajcie sobie nawzajem kielichy ale nie pijcie jedynie z jednego z nich. Podzielcie wasz chleb ale nie jedzcie jednej tej samej kromki. Bądźcie radośni razem śpiewając i tańcząc lecz nauczcie się także pozostawiać sobie chwile samotności. Nawet struny lutni są rozdzielone chociaż wibrują tą samą muzyką. Bądźcie dla siebie serdeczni ale nie zniewalajcie się wzajemnie. Bądźcie ze sobą razem ale nigdy nazbyt blisko siebie - przecież nawet kolumny świątyni stoją w pewnym oddaleniu a dąb i cyprys nie stoją w jednym cieniu.
*********************************************************
SZTUKA PRZEBACZANIA - D.Augsburger ( fragment):
Przyjrzyjmy się swojej "niewinności". Większość zranionych ludzi chce widzieć innych jako napastników, agresorów, siebie zaś jako niewinne ofiary. Celem takiego rozłożenia akcentów jest uwolnienie się od poczucia winy i odpowiedzialności. Odpowiedzialność za powstanie konfliktu ponoszą obie strony (oprócz gwałtu, przemocy, alkoholizmu).
*********************************************************
UCZUCIA I SEKS - Ch. Unseld-Baumanus (fragment):
Optymizm czyni nas silnymi! Czy w to wierzysz czy nie, już samo twoje nastawienie do życia decyduje o tym, jak dalece pełne i zadowalające jest twoje życie seksualne. Ten, kto jest nastawiony do życia, wraz z jego blaskami i cieniami, pozytywnie i optymistycznie, szybciej rozpozna symptomy szczęścia. Jest zawsze gotowy na jego przyjęcie, gotowy do jego pełnego wykorzystania, do rozkoszowania się nim.
Miłość własna czyni nas zdolnymi do miłości!
Tylko ten, kto w pełni akceptuje siebie, kto godzi się ze wszystkimi słabościami własnej osobowości, jest zdolny do akceptacji drugiego człowieka i kochania go. Gdyż w związku miłosnym musimy kochać dwie osoby: siebie samego i kogoś drugiego. Fałszywa bezinteresowność i rezygnacja przynoszą zamiast miłości tylko frustrację. Zdrowy egoizm czyni nas zdolnymi do szczęścia! Tylko ten, kto ma czas dla siebie, każdą wolną chwilę poświęca własnemu "ja" i zajmuje się swoimi podstawowymi potrzebami - może zaakceptować wrażliwość i potrzeby partnera. Kto nawet pewną dozę egoizmu uważa za coś negatywnego - nie wyrządza sobie ani partnerowi przysługi. Gdyż sam nie wie, czego rzeczywiście potrzebuje do szczęścia i w ten sposób nie tylko sobie zagradza do niego dostęp.
Ciekawość życia czyni nas seksownymi! Godny podziwu i nieodparcie pociągający jest ten, kto ma chęć na prawdziwe życie, ochotę poznawania nowości, kto znajduje przyjemność w eksperymentowaniu i wypróbowywaniu nie przeżytych dotąd przyjemności. Gdyż gotowość i ciekawość do wszelkich prób jest symulatorem, którego nie można nikogo pozbawić. Całkowite oddanie się czyni nas godnymi miłości! Zdolność do pełnego oddania się jest urokiem miłości. Wprawdzie pozorny opór i tajemnicza powściągliwość mają swój urok ale prawdziwa niezależność i autentyczne poczucie własnej wartości ukazują się dopiero w akcie całkowitego oddania się.
Świadomość ciała czyni nas zdolnymi do orgazmu! Tylko ten, kto zna ciało własne i ciało partnera, ich rzeczywiste potrzeby, może ofiarować sobie i tej drugiej osobie największą zmysłową rozkosz. Pieszczoty "nie trafione" zdradzają tylko niepewność, a to właśnie - Erosowi niech będą dzięki! - mamy już za sobą. Kreacyjność czyni nas zmysłowymi! Ten, kto wciela w życie wszystkie fantazje i wkłada w to całą swą siłę kreacji, na pewno nie będzie się nudził w miłości. Gdyż nawet wtedy gdy - pozornie - robicie cały czas to samo, a mianowicie "kochacie się", to za pomocą waszej fantazji możecie sprawić, że stworzycie coś nowego nigdy dotąd nie przeżytego. Czyż to nie szczegóły właśnie, niepozorne drobiazgi są tymi, które z normalnego aktu miłosnego mogą uczynić niezapomniane święto? Wspólna rozmowa czyni nas silnymi ! Tylko ten, kto jest gotowy i zdolny powiedzieć sobie samemu i swojemu partnerowi o swoich potrzebach, może oczekiwać, że będzie zadowolony i przeżyje szczęście! Brak rozmów jeszcze nikomu nie pomógł w osiągnięciu szczęścia. Ten kto chce pozostać młodym jest godny podziwu! Pragnienie bycia i pozostania młodym i atrakcyjnym jest jedną z ważniejszych przesłanek seksualnego spełnienia. Nie oznacza to, że do miłości konieczne jest perfekcyjne ciało. Ale ciało zaniedbane świadczy o zaniedbanym "ja", o dewizie "jakoś to będzie". Szczęścia fizycznego i duchowego można oczekiwać tylko wtedy gdy się robi coś więcej w tym kierunku, przy czym dzisiejsze możliwości, które daje nam medycyna, kosmetologia i psychologia, wydają się istnym darem niebios. Zdolność do odczuwania przyjemności jest w stanie przenosić góry! Czyni ona nas zdolnymi do miłości, silnymi, interesującymi, zmysłowymi, seksownymi, młodymi, godnymi podziwu, atrakcyjnymi, pięknymi, i sprawia, że nie można się nam oprzeć. Bez umiejętności korzystania z przyjemności, bez zdolności do czerpania szczęścia z życia seksualnego - nie można wyobrazić sobie pełnego uczucia szczęścia. Być młodym, interesującym, godnym podziwu, otwartym, a równocześnie jednak pełnym tajemnic, zdolnym do oddania się, skłonnym do rozmów, pełnym fantazji i siły kreacji, nastawionym optymistycznie, ciekawym, pełnym miłości do własnego "ja" i "ty" - wszystko to składa się na seks z uczuciem.
"Jest tylko jedna jedyna świątynia we wszechświecie - mówi Novalis - świątynią tą jest ciało człowieka. Dotykamy nieba w momencie gdy kładziemy dłoń na ludzkim ciele". Nie ma nic takiego, czego nie mogłabyś zrobić swojemu partnerowi - tylko wtedy, gdy czyniąc to sprawiasz mu przyjemność, likwidujesz jego napięcie, zaprowadzasz go w krainę zmysłów.
*************************************
"Co mieliście dzisiaj w szkole?" - zapytał ojciec swojego nastoletniego syna.
"No, mieliśmy wykłady na temat seksu" - padła odpowiedź.
"Wykłady z seksu? Co wam powiedzieli?"
"Cóż, najpierw był ksiądz, który mówił nam , dlaczego nie powinniśmy tego robić. Potem lekarz mówił nam, jak nie powinniśmy tego robić. Na koniec dyrektor miał pogadankę na temat, gdzie nie powinniśmy tego robić".
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
"Po gwałtownej sprzeczce z żoną mężczyzna spytał: "Dlaczego nie możemy żyć w zgodzie, tak jak nasze dwa psy? One nigdy nie walczą".
"To prawda" - zgodziła się żona. "Ale zwiąż je razem, a zobaczysz, co się stanie".
*************************************
KOBIECOŚĆ - fragment art. A.Dodziuk :
Psychoterapeutom pracującym z kobietami o niskim poczuciu własnej wartości - w tym również mnie - zdarza się często zachęcać je do tego, żeby zaczęły chodzić w strojach bardziej podkreślających to, co w nich ładne i kobiece (dekolt, nogi, ramiona) albo żeby zadbały o fryzurę. I rzeczywiście po takiej "operacji" coś się w ich życiu zmienia. Bo to działa - i to na dwa sposoby.
Po pierwsze - ktoś z otoczenia (czasem jakaś inna kobieta, czasem dzieci, niekiedy nawet najbliższy mężczyzna) zauważy i coś miłego powie. Te informacje z reguły są pozytywne bo my same koncentrujemy się często na niekorzystnych szczegółach, natomiast inni z reguły skupiają się na tym, co ładne, tracąc z pola widzenia ewentualne niedoskonałości. Zwłaszcza mężczyzn podobno jakiś fragment ciała kobiety potrafi zauroczyć do tego stopnia, że reszta nieomalże przestaje być ważna. Pewnego razu na plaży spotkaliśmy z kolegą moją znajomą, która wyraźnie zrobiła na nim wrażenie: "Zobacz - szepnął mi na ucho - jakie ona ma śliczne stopy".
Po drugie - inni ludzie, również osoby przeciwnej płci - bardzo mocno reagują na nasze poczucie własnej atrakcyjności, pewien rodzaj pewności siebie w kontakcie. Człowiek, który jest przekonany, że może się podobać - i kobieta, i mężczyzna - inaczej się porusza, inaczej patrzy i mówi, całą swoją postawą zdobywa albo przegrywa. Mam wrażenie, że wiele z nas ustawia się na straconych pozycjach w wyniku z gruntu fałszywego przekonania, że nie mogą się podobać, bo jakoś nie tak wyglądają. A przecież wszystko wskazuje na to, że wzajemne fascynacje naprawdę rządzą się zasadą: "Nie to ładne co ładne, lecz co się komu podoba". I że to mogą być najrozmaitsze rzeczy, a każda kobieta owo "coś" w sobie ma. I może na TO wpływać, dodając sobie urody czy uroku ale przede wszystkim dobrego samopoczucia jako kobieta.
Pamiętam Kasię, moją młodą pacjentkę, która przyszła do poradni, gdzie pracowałam, ponieważ czuła się uzależniona od swojego chłopaka: rzeczywiście była podporządkowana, robiła wszystko, co on zaproponował, zapominała o swoich potrzebach, śledziła z uwagą, czy jest z niej zadowolony i wpadała w rozpacz, kiedy zauważyła najlżejszy sygnał, że nie jest. Postanowiła się zbuntować, kiedy poczuła, że - jak śpiewa Kayah - "ma siebie coraz mniej". Kaśka mówiła wprost: "Muszę się uniezależnić, muszę odzyskać władzę nad sobą - muszę mieć krótkie włosy". I poszła ostrzyc się na zapałkę.
Dla niej i dla mnie (bo popierałam taki jej pomysł) ta zmiana zewnętrzna była wyraźną demonstracją zmiany nastawienia do jej chłopaka i do ich związku. On też zrozumiał, że coś istotnego się zmieniło i zgodził się na poważną rozmowę, podczas gdy wcześniej bagatelizował próby Kasi, żeby ustalić ich stosunki na innych zasadach niż dotąd.
To działa w obydwie strony: można dokonywać zmian wewnętrznych - na przykład przez zdobywanie wsparcia, czyli życzliwych sojuszników, czytanie dowartościowujących książek lub psychoterapię - i w efekcie zmienić sposób prezentowania siebie światu, jak to zrobiła Kasia.
A można też na odwrót: zaczynać od zmian zewnętrznych, w stroju, w postawie, we fryzurze.
Lubię amerykańskie powiedzenie: "Udawaj. Aż ci się uda", które właśnie do takich prób zachęca. Ubierz się i poruszaj się tak, jak wyglądają osoby pewne siebie, nawet jeśli do najpewniejszych nie należysz. Załóż coś, co pasowałoby do bardzo atrakcyjnej kobiety, zdobądź się na eksperyment z niebanalną fryzurą - istnieje duża szansa, że po pewnym czasie to zachowanie i ten wygląd wejdzie ci w krew, stanie się drugą naturą, zwłaszcza jeśli uzyskasz potwierdzenie od innych ludzi.
I na koniec jeszcze jedna ważna rzecz: wszystkie kobiety z punktu widzenia mężczyzn są ogromnie kobiece. Wiele lat temu czytałam amerykańską książkę o dziewczynie, która postanowiła zmienić płeć: ubierała się jak chłopak, miała męskie zainteresowania i zajęcia. I tylko nie potrafiła zrozumieć, co jej rówieśnikom - chłopakom - podoba się w dziewczynach. Postanowiła się tego dowiedzieć i wdała się w długą rozmowę z kolegą, który z wielkim trudem próbował jakoś sprecyzować odpowiedź na jej pytanie. Dla niego była ona tak oczywista, że aż nie umiał tego powiedzieć. W końcu mu się udało: "W dziewczynach podoba nam się przede wszystkim to, że są dziewczynami". No właśnie, wszystkie kobiety po prostu z racji płci mają gwarantowaną bardzo wysoką punktację w konkurencji kobiecości. Dotyczy to bez wątpienia również ciała, które przez sam fakt, że jest kobiece, jest dla przeciwnej płci atrakcyjne.
Myślę, że warto dbać o siebie nie tyle dla innych, co dla nas samych: żeby mieć wpływ na to, co spotyka nas w życiu. Przy takim nastawieniu kobiecość przestaje być obciążeniem, stając się źródłem satysfakcji i nowych wyzwań.
2011r.
*************************************
POZA KONTROLĄ - W. Sztander (fragment):
Alkoholik jest zmienny w nastrojach, nastawieniach, decyzjach i obietnicach. Bywa niekonsekwentny do absurdu. Plany życiowe na najbliższy czas mogą być przekreślone jednym ruchem z powodu nagłej zmiany zdania, niespodziewana odmiana gustów czy jakiegoś niewinnego żartu. Długo oczekiwane plany na niedzielę mogą upaść, ponieważ alkoholik doszedł nagle do wniosku, że nie mają sensu. Nie odwiedzicie znajomych, bo któreś z was niewłaściwie się odezwało. Nie pojedziecie na urlop, bo tata stał się zazdrosny o mamę.
Jeżeli jesteś żoną alkoholika wiesz zapewne, że nie możesz liczyć na oparcie w sprawach wychowania waszych dzieci. Masz raczej jedno duże dziecko więcej, niż męża czy ojca. Duże dziecko, oporne na wychowanie i dostarczające najwięcej kłopotów, ogromu złości i rozpaczy. Taki stan rzeczy stwarza sytuację ważnych braków. Braku stabilności, porządku życiowego, braku możliwości przewidzenia zdarzeń, a więc i planowania, braku kontroli nad własnym życiem.
Problemy alkoholowe dostarczają też specyficznych nacisków. Nacisk by coś nareszcie z tym zrobić (jedni sądzą, że pomógłby rozwód, drudzy namawiają do łagodności i wyrozumiałości), konieczność "trzymania twarzy" za wszelką cenę (by nikt nie dowiedział się jak bardzo jest źle), presje alkoholika: gdybyś była inna - nie musiałbym pić, presja dzieci: tak dłużej być nie może, presja teściowej: musisz być lepszą żoną.
Zależy mi, by uprzytomnić wszystkim, jaki rodzaj uczuć i reakcji musi budzić sytuacja tego typu braków i nacisków. Jakie uczucia wyzwala i jakie zachowania prowokuje.
WSTYD - to pierwsze z przykrych uczuć, które są udziałem bliskich alkoholika. Za stan domu, gdy wczoraj sąsiadka wpadła zadzwonić i zobaczyła porozwalane rzeczy. Za jego chamskie zachowanie w windzie. Uśmieszki koleżanek w pracy po wczorajszej zabawie - całował się z Marylą, dzisiaj mówi, że nic nie pamięta. Wstyd przed nauczycielką, którą tydzień temu ze łzawą pijacką szczerością zapewniał, że dwóje córki to jego wina, bo jest ostatni pijak i drań. Wobec innych matek, że dziecko jest tak źle ubrane wobec innych dzieci. Wstyd, bo kierownik męża chyba się czegoś domyśla, kiedy dzwoni i z naciskiem pyta dwa razy, czy na pewno nie ma go w domu. Wstyd przed dziećmi, że się kłamie, przed sobą, przed szwagrem po ostatnich imieninach, bo zasnął i zasikał nową wersalkę. Przed własną matką, która mówi, że nie do takiego życia swoje dziecko przygotowywała. Wstyd w autobusie, w kościele, na ulicy. Jak ludzie radzą sobie z taką sytuacją?
Najbardziej typowe są trzy reakcje: izolacja społeczna, system kłamstw i zatajania oraz złość do sprawcy wstydu czyli do alkoholika. Wskutek wstydu żona unika nie tylko sąsiadów i krewnych ale także dalszych i bliższych znajomych. Pokazywanie się na przyjęciu z alkoholikiem grozi kompromitacją a trudno zapraszać gości do siebie. Żona alkoholika używa więc wykrętów dopóki znajomi nie przestaną dzwonić lub przychodzić do domu. Wreszcie zostaje całkowicie sama ze swoim chaosem, zmieszaniem, rozpaczą i bezsennością. Bardzo trudno zmienić tę sytuację - żonom alkoholików niejednokrotnie trudniej niż samym alkoholikom odsłonić się wobec innych ludzi, wyciągnąć rękę po pomoc, powiedzieć głośno co dolega rodzinie .
BEZRADNOŚĆ - bliscy alkoholika przeżywają równie często jak wstyd. Okazuje się, że normalne, skuteczne dotąd sposoby porozumiewania się i społecznego nacisku - nie skutkują. Im bardziej rozpędza się koło uzależnienia, tym mniej jest dla alkoholika rzeczy świętych. Tym mniej można liczyć na postanowienia i obietnice, plany odmiennego życia, wszelkie od jutra nie piję. Przyrzeczenia we łzach, przysięgi na grobie rodziców, śluby w kościele - wszystko to na ogół rozpada się w proch przy którejś kolejnej okazji do wypicia.Bezradność to przykre uczucie toteż jest rzeczą normalną, że każdy w takiej sytuacji próbuje zmniejszyć tę przykrość. Najprostszym sposobem wydaje się zwiększenie nacisku, wzrost kontroli i coś, co w psychologii określa się jako "inwazyjność" a co polega na wyraźnych, czasem dramatycznych sposobach ograniczania wolności osoby, która wywołuje owo poczucie bezradności.
Gdy nie można polegać na obietnicy, przyrzeczeniu ani żadnych umowach, żona alkoholika (partnerka, partner, też mąż alkoholiczki) próbuje uzyskać efekty ważne dla rodziny poprzez wzmożenie nacisku i kontroli. Są więc rzesze kobiet odbierających osobiście wypłatę męża, tropiące i niszczące alkohol w domu, roztaczające telefoniczną sieć kontroli (gdzie jest i co robi), a gdy są razem przy stole - pilnujące by nie pił lub pił nie za dużo. Żony szantażujące rozwodem, wprowadzające do systemu swych nacisków dzieci, wyciągające męża z knajpy, itd. Są wreszcie żony próbujące nie wypuścić go z domu na wódkę: zakładające w oknach kraty i przemyślne zamki, których nie można otworzyć od wewnątrz, chowające ubranie czy buty. Także żony przynoszące wódkę do domu - "by wypił w domu jak już musi".
Życie pokazuje, że wszystkie te sposoby nie zdają się na nic. Są to wygrane bitwy w przegranej wojnie. Alkoholik bowiem zawsze znajdzie sposób, by zdobyć alkohol lub powetować sobie przymusową abstynencję. Dopóki własne życie związane jest z życiem alkoholika, brak kontroli nad jego piciem można przeżywać dramatycznie - jako brak kontroli nad własnym życiem.
NIEPEWNOŚĆ - a więc niemożność oparcia się na alkoholiku w jakichkolwiek planach na przyszłość, ba, nawet na dzisiejszy wieczór. Zagubienie w tym co słuszne, a nie co lub kto ma ostatecznie rację. Rozbicie podstawowego porządku świata, porządku wartości, oceny zdarzeń. Także porządku przyzwyczajeń, porządku życia rodzinnego: spania, jedzenia, rytmu dnia. Im bardziej rozkręca się koło uzależnienia, a bliscy alkoholika ciągle jeszcze liczą na jego zdolność dotrzymywania umowy, tym bardziej narażeni są na frustrację i życie w niepewności.
Trudna bywa też niepewność związana z huśtawką nastrojów alkoholika. Jego pochwała czy ocena są zwykle bardzo ważne dla samopoczucia żony (męża) czy dziecka, bowiem - mimo, że pije - bywa przez dłuższy czas uważany za silniejszego psychicznie, inteligentniejszego, znaczącego społecznie. Jego zmienne i nieprzewidywalne nastroje, oceny, czy nastawienie uczuciowe do bliskich może dotknąć korozją najgłębsze mechanizmy samooceny ludzi żyjących w jego otoczeniu. Mówiąc trywialnie alkoholik może skutecznie "zgnoić" swoją żonę czy dziecko mocą swego emocjonalnego wpływu, co jest jednym z destrukcyjnych efektów jego chorych uczuć. Szczególnie gdy jest ważny i kochany, zwłaszcza gdy sprytnie i subtelnie uprawia grę "wszystko przez ciebie".
Niepewność, rozbicie porządku - rodzi lęk i chaos a świat pełen chaosu nie bardzo nadaje się do życia, jest zbyt groźny. Toteż można próbować zaprowadzić większy porządek przez wzmocnienie kontroli albo wymknąć się z tego świata bocznymi drzwiami. Uciec w sensie dosłownym i fizycznym (odejść, wyprowadzić się, wyjść na noc, na kilka godzin) lub w sensie symbolicznym: w chorobę, środki chemiczne, leki przynoszące ulgę, również alkohol.
Żadna z tych reakcji nie buduje nowej i lepszej jakości życia ale każda przynosi pewną ulgę na krótko i dlatego są one całkowicie zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia.
LĘK, STRACH- uporczywie towarzyszą życiu bliskich alkoholika, niszcząc ich godność i zdrowie psychiczne. Rodzina z problemem alkoholowym przeżywa wiele rodzajów i odmian lęków: od niepewności po panikę i przerażenie; od strachu o pieniądze po strach o życie; od lęku o siebie po lęk o innych. W tych różnych wymiarach i odczuciach układają się indywidualne i niepowtarzalne ludzkie przeżycia. Stosunkowo często różne strachy i lęki wywołuje bezpośrednia przemoc fizyczna, terror psychiczny lub szantaż. Ileż to kobiet usłyszało i uwierzyło, że jeśli doniesie o pobiciu przez męża na policję, to on ją zabije? Ile kobiet żyje w przekonaniu, że jeśli komukolwiek się poskarży, nie ominie jej łamanie kości? Ile kobiet po prostu wie, że jeśli nie da pieniędzy na wódkę, skończy z podbitym okiem? Znam mężczyznę, którego w wieku pięciu lat ojciec trzymał za kołnierz za oknem na czwartym piętrze grożąc matce, że puści go jeśli nie dostanie natychmiast pieniędzy na alkohol. Poza tym jest jeszcze cała paleta gróźb: rozwodem, zabraniem dziecka czy majątku "zobaczysz jak cię urządzę w sądzie, myślisz, że nie ma sposobów? kto ci uwierzy?", są różne sposoby wykorzystywania wstydu i rozpaczy swej rodziny, wreszcie szantaże samobójcze. Tobie co prawda nic nie zrobię lecz zrobię sobie, no i będziesz miała - zabije się. Ile osób w obliczu takiej groźby zachowa zimną krew?
Równie często lub częściej nie ma ani przemocy ani szantażu, ani gróźb. Pozostaje lęk o spokojny sen dzieci, o swoje coraz bardziej rozklekotane serce, o zdrowie psychiczne słabszych w rodzinie, o trwałość małżeństwa (bo po wódce pojawiają się rozliczni konkurenci i konkurentki) i przede wszystkim lęk o niego. Wrócił już nieraz okradziony albo pokrwawiony. Ma za sobą dwie próby samobójcze. Cudem udało się go wyrwać prokuratorowi. Ostatnio pije tak, że może zapić się na śmierć. Strach o to wszystko i jakże często tuż obok druga prawda: jakby się zapił na śmierć - nareszcie byłby spokój.
Lęk rodzi agresję. Nawet szczur zapędzony do kąta - rzuca się na człowieka. Tak więc równie prawdziwe, choć tak różne z pozoru, są oba uczucia przeżywane niemal równocześnie: lęk i wściekłość. Troska o to, co też może mu się stać - i najgorsze życzenia w tym względzie. Na podłożu lęku łatwo wyrastają inne uczucia - nie tylko przeradza się on w złość lecz równie łatwo przeobraża w żal i poczucie krzywdy. Żal i poczucie krzywdy tworzą specyficzny klimat domu, w którym króluje problem alkoholowy. Jest to klimat urazy. Ludzie boleśnie nie odzywają się do siebie lecz równocześnie atmosfera jest napięta i zagęszczona. Byle słowo może doprowadzić do wybuchu. Do wybuchu - nie do rozmowy. Do krzyku, pretensji lub łez. Jednak nie do porozumienia. W przypadku żon alkoholików uraza sąsiaduje z poczuciem winy. Niektóre żony alkoholików huśtają się bez chwili zatrzymania między urazą a poczuciem winy. Między oskarżaniem alkoholika a oskarżaniem siebie.
POCZUCIE WINY żony alkoholika nierozłącznie związane jest z tym, co stanowi o jego chorobie: zrzucaniem odpowiedzialności za własne picie. Dowiadujesz się, że on pije, bo ty jesteś awanturnicą i jędzą. Ponadto nie rozumiesz go właściwie. Może być wariant: nie kochasz go dostatecznie (wcale). Jesteś złą żoną. Jeśli te zarzuty nałożą się na twoje małe poczucie wartości - twoje przyzwyczajenie, że za większość zdarzeń w rodzinie jesteś odpowiedzialna (a więc winna, że źle się układa); jeśli w twojej konstrukcji psychicznej masz dobrze przygotowany grunt na przyjmowanie tych zarzutów w postaci przekonania, że gdybyś się jeszcze lepiej postarała - na pewno by się to udało; jeśli poza alkoholikiem w twojej rodzinie są inni, którzy mają do ciebie różne pretensje....jeśli tak właśnie jest, poczucie winy jest twoim nieodłącznym towarzyszem w życiu. Żony alkoholików to osoby, które z większą gotowością niż inni są skłonne przyjmować odpowiedzialność za uczucia i zachowanie bliskich ludzi.Obcowanie z poczuciem winy jest naturalnie mało komfortowe, toteż w zdrowym odruchu powoduje próbę wyzwolenia się z niego. Takie próby pochłaniają wiele energii straconej na przemyśliwanie i wewnętrzne rozstrzyganie, jak to jest naprawdę, udowadnianie swojej niewinności i obwinianie innych. Po cichu i na własny rachunek bądź głośno, w kłótniach i awanturach. Wiele żon i matek alkoholików (matki często jeszcze dolegliwiej niż żony doświadczają poczucia winy za syna alkoholika lub córkę alkoholiczkę) uwikłanych jest we wzajemne zrzucanie winy na siebie nawzajem za to, że on pije. Gdybym miał inną żonę....Gdyby go matka inaczej wychowała....znacie to? Słyszą to nie tylko żony alkoholików, lecz dramat rodzin w zaawansowanym stadium nałogu podnosi temperaturę obwiniania.
Naturalnie alkoholik pije przede wszystkim dlatego, że jest uzależniony, a nie dlatego, że ma taką lub inną żonę. Praca nad zdystansowaniem się od odpowiedzialności i poczucia winy za jego upijanie się jest jednym z ważniejszych etapów pracy psychologicznej z żonami (matkami, dziećmi, teściami). Poczucie winy rodzi złość i gniew skierowane czasem na siebie. Mogą one objawiać się w czynnościach autodestrukcyjnych: w psychicznym znęcaniu się nad sobą - czyli dręczeniu się i samokaraniu, w nieadekwatnym podporządkowaniu się innym, rezygnacji z własnych potrzeb i ze zdrowej dbałości o siebie.
GNIEW, ZŁOŚĆ, AGRESJA - są jeszcze jednym trwałym elementem emocjonalnej atmosfery domu z problemem alkoholowym. Cała atmosfera rodziny alkoholowej jest przesiąknięta agresją, niezależnie od tego, czy złość okazywana jest jawnie, czy też znajduje się pod skórą, jest po prostu wyczuwalna jak burza w powietrzu. Wprost jest ona wyrażana w tonie głosu, krzyku, awanturze, pretensjach, rzucaniu przedmiotami czy trzaskaniu drzwiami. Ujawniana nie wprost oznacza pogardę, subtelne podchody pod hasłem już ja cię urządzę, manipulacje zmierzające do ukazania małości i podłości drugiej osoby, rozgrywki podjazdowe różnego rodzaju w celu ostatecznej kompromitacji i zdeprecjonowanie alkoholika w roli męża, ojca, kochanka, syna, człowieka. Wyrażanie agresji nie wprost, poprzez montowanie sytuacji prowadzący do upokorzenia, deprecjonowanie zachowań pozytywnych, przypisywanie złych motywów wszystkiemu, co alkoholik czyni, satysfakcja z upokorzenia alkoholika oraz gra w "moje lepsze" - są treścią wzajemnie wyniszczającej się, destrukcyjnej więzi małżeńskiej.
Czy obraz przedstawiony tutaj daje wrażenie, że alkoholicy to dranie a ich żony to anioły? - tak nie jest ! Każdy alkoholik ma swoją dawkę cierpienia, w tym wstydu, rozpaczy, poczucia winy i poczucia krzywdy, agresji i niepewności. Jednak radzi sobie z tym zupełnie inaczej - on ma swoje cudowne królestwo, które po kilku łykach pozbawia go na jakiś czas wszystkich cierpień duchowych.
WSPÓŁUZALEŻNIENIE - nie jest chorobą.
Jest to nadmierna sztywność myślenia i działania powstała w wyniku niesprzyjających doświadczeń życiowych o wiele wcześniejszych niż małżeństwo z alkoholikiem, utwierdzona w życiu z osobą uzależnioną. Jest to sztywność myślowa i zachowaniowa uniemożliwiająca korzystne i skuteczne rozwiązywanie trudności własnych i swojej rodziny. Żony alkoholików pogrążone są w związkach pełnych cierpienia i desperacji dla obojga. One też podtrzymują nieświadomie ten kształt relacji przez sztywne i nieprzystosowawcze formy swego działania "pomagając" swemu alkoholikowi w sposób, który ostatecznie sprzyja uzależnieniu a nie zdrowieniu. Nie dzieje się to z wolnej intencji osoby współuzależnionej.
Jak to się dzieje, że córka alkoholika znająca dobrze cierpienie rodziny z problemem alkoholowym, wybiera na towarzysza życia osobę uzależnioną? Jak to się dzieje, że kobieta porzucająca męża alkoholika - ląduje w objęciach....innego alkoholika? Łatwo w takich sytuacjach o złośliwą uwagę, że one to lubią.
Najbardziej typowe są trzy reakcje: izolacja społeczna, system kłamstw i zatajania oraz złość do sprawcy wstydu czyli do alkoholika. Wskutek wstydu żona unika nie tylko sąsiadów i krewnych ale także dalszych i bliższych znajomych. Pokazywanie się na przyjęciu z alkoholikiem grozi kompromitacją a trudno zapraszać gości do siebie. Żona alkoholika używa więc wykrętów dopóki znajomi nie przestaną dzwonić lub przychodzić do domu. Wreszcie zostaje całkowicie sama ze swoim chaosem, zmieszaniem, rozpaczą i bezsennością. Bardzo trudno zmienić tę sytuację - żonom alkoholików niejednokrotnie trudniej niż samym alkoholikom odsłonić się wobec innych ludzi, wyciągnąć rękę po pomoc, powiedzieć głośno co dolega rodzinie .
BEZRADNOŚĆ - bliscy alkoholika przeżywają równie często jak wstyd. Okazuje się, że normalne, skuteczne dotąd sposoby porozumiewania się i społecznego nacisku - nie skutkują. Im bardziej rozpędza się koło uzależnienia, tym mniej jest dla alkoholika rzeczy świętych. Tym mniej można liczyć na postanowienia i obietnice, plany odmiennego życia, wszelkie od jutra nie piję. Przyrzeczenia we łzach, przysięgi na grobie rodziców, śluby w kościele - wszystko to na ogół rozpada się w proch przy którejś kolejnej okazji do wypicia.Bezradność to przykre uczucie toteż jest rzeczą normalną, że każdy w takiej sytuacji próbuje zmniejszyć tę przykrość. Najprostszym sposobem wydaje się zwiększenie nacisku, wzrost kontroli i coś, co w psychologii określa się jako "inwazyjność" a co polega na wyraźnych, czasem dramatycznych sposobach ograniczania wolności osoby, która wywołuje owo poczucie bezradności.
Gdy nie można polegać na obietnicy, przyrzeczeniu ani żadnych umowach, żona alkoholika (partnerka, partner, też mąż alkoholiczki) próbuje uzyskać efekty ważne dla rodziny poprzez wzmożenie nacisku i kontroli. Są więc rzesze kobiet odbierających osobiście wypłatę męża, tropiące i niszczące alkohol w domu, roztaczające telefoniczną sieć kontroli (gdzie jest i co robi), a gdy są razem przy stole - pilnujące by nie pił lub pił nie za dużo. Żony szantażujące rozwodem, wprowadzające do systemu swych nacisków dzieci, wyciągające męża z knajpy, itd. Są wreszcie żony próbujące nie wypuścić go z domu na wódkę: zakładające w oknach kraty i przemyślne zamki, których nie można otworzyć od wewnątrz, chowające ubranie czy buty. Także żony przynoszące wódkę do domu - "by wypił w domu jak już musi".
Życie pokazuje, że wszystkie te sposoby nie zdają się na nic. Są to wygrane bitwy w przegranej wojnie. Alkoholik bowiem zawsze znajdzie sposób, by zdobyć alkohol lub powetować sobie przymusową abstynencję. Dopóki własne życie związane jest z życiem alkoholika, brak kontroli nad jego piciem można przeżywać dramatycznie - jako brak kontroli nad własnym życiem.
NIEPEWNOŚĆ - a więc niemożność oparcia się na alkoholiku w jakichkolwiek planach na przyszłość, ba, nawet na dzisiejszy wieczór. Zagubienie w tym co słuszne, a nie co lub kto ma ostatecznie rację. Rozbicie podstawowego porządku świata, porządku wartości, oceny zdarzeń. Także porządku przyzwyczajeń, porządku życia rodzinnego: spania, jedzenia, rytmu dnia. Im bardziej rozkręca się koło uzależnienia, a bliscy alkoholika ciągle jeszcze liczą na jego zdolność dotrzymywania umowy, tym bardziej narażeni są na frustrację i życie w niepewności.
Trudna bywa też niepewność związana z huśtawką nastrojów alkoholika. Jego pochwała czy ocena są zwykle bardzo ważne dla samopoczucia żony (męża) czy dziecka, bowiem - mimo, że pije - bywa przez dłuższy czas uważany za silniejszego psychicznie, inteligentniejszego, znaczącego społecznie. Jego zmienne i nieprzewidywalne nastroje, oceny, czy nastawienie uczuciowe do bliskich może dotknąć korozją najgłębsze mechanizmy samooceny ludzi żyjących w jego otoczeniu. Mówiąc trywialnie alkoholik może skutecznie "zgnoić" swoją żonę czy dziecko mocą swego emocjonalnego wpływu, co jest jednym z destrukcyjnych efektów jego chorych uczuć. Szczególnie gdy jest ważny i kochany, zwłaszcza gdy sprytnie i subtelnie uprawia grę "wszystko przez ciebie".
Niepewność, rozbicie porządku - rodzi lęk i chaos a świat pełen chaosu nie bardzo nadaje się do życia, jest zbyt groźny. Toteż można próbować zaprowadzić większy porządek przez wzmocnienie kontroli albo wymknąć się z tego świata bocznymi drzwiami. Uciec w sensie dosłownym i fizycznym (odejść, wyprowadzić się, wyjść na noc, na kilka godzin) lub w sensie symbolicznym: w chorobę, środki chemiczne, leki przynoszące ulgę, również alkohol.
Żadna z tych reakcji nie buduje nowej i lepszej jakości życia ale każda przynosi pewną ulgę na krótko i dlatego są one całkowicie zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia.
LĘK, STRACH- uporczywie towarzyszą życiu bliskich alkoholika, niszcząc ich godność i zdrowie psychiczne. Rodzina z problemem alkoholowym przeżywa wiele rodzajów i odmian lęków: od niepewności po panikę i przerażenie; od strachu o pieniądze po strach o życie; od lęku o siebie po lęk o innych. W tych różnych wymiarach i odczuciach układają się indywidualne i niepowtarzalne ludzkie przeżycia. Stosunkowo często różne strachy i lęki wywołuje bezpośrednia przemoc fizyczna, terror psychiczny lub szantaż. Ileż to kobiet usłyszało i uwierzyło, że jeśli doniesie o pobiciu przez męża na policję, to on ją zabije? Ile kobiet żyje w przekonaniu, że jeśli komukolwiek się poskarży, nie ominie jej łamanie kości? Ile kobiet po prostu wie, że jeśli nie da pieniędzy na wódkę, skończy z podbitym okiem? Znam mężczyznę, którego w wieku pięciu lat ojciec trzymał za kołnierz za oknem na czwartym piętrze grożąc matce, że puści go jeśli nie dostanie natychmiast pieniędzy na alkohol. Poza tym jest jeszcze cała paleta gróźb: rozwodem, zabraniem dziecka czy majątku "zobaczysz jak cię urządzę w sądzie, myślisz, że nie ma sposobów? kto ci uwierzy?", są różne sposoby wykorzystywania wstydu i rozpaczy swej rodziny, wreszcie szantaże samobójcze. Tobie co prawda nic nie zrobię lecz zrobię sobie, no i będziesz miała - zabije się. Ile osób w obliczu takiej groźby zachowa zimną krew?
Równie często lub częściej nie ma ani przemocy ani szantażu, ani gróźb. Pozostaje lęk o spokojny sen dzieci, o swoje coraz bardziej rozklekotane serce, o zdrowie psychiczne słabszych w rodzinie, o trwałość małżeństwa (bo po wódce pojawiają się rozliczni konkurenci i konkurentki) i przede wszystkim lęk o niego. Wrócił już nieraz okradziony albo pokrwawiony. Ma za sobą dwie próby samobójcze. Cudem udało się go wyrwać prokuratorowi. Ostatnio pije tak, że może zapić się na śmierć. Strach o to wszystko i jakże często tuż obok druga prawda: jakby się zapił na śmierć - nareszcie byłby spokój.
Lęk rodzi agresję. Nawet szczur zapędzony do kąta - rzuca się na człowieka. Tak więc równie prawdziwe, choć tak różne z pozoru, są oba uczucia przeżywane niemal równocześnie: lęk i wściekłość. Troska o to, co też może mu się stać - i najgorsze życzenia w tym względzie. Na podłożu lęku łatwo wyrastają inne uczucia - nie tylko przeradza się on w złość lecz równie łatwo przeobraża w żal i poczucie krzywdy. Żal i poczucie krzywdy tworzą specyficzny klimat domu, w którym króluje problem alkoholowy. Jest to klimat urazy. Ludzie boleśnie nie odzywają się do siebie lecz równocześnie atmosfera jest napięta i zagęszczona. Byle słowo może doprowadzić do wybuchu. Do wybuchu - nie do rozmowy. Do krzyku, pretensji lub łez. Jednak nie do porozumienia. W przypadku żon alkoholików uraza sąsiaduje z poczuciem winy. Niektóre żony alkoholików huśtają się bez chwili zatrzymania między urazą a poczuciem winy. Między oskarżaniem alkoholika a oskarżaniem siebie.
POCZUCIE WINY żony alkoholika nierozłącznie związane jest z tym, co stanowi o jego chorobie: zrzucaniem odpowiedzialności za własne picie. Dowiadujesz się, że on pije, bo ty jesteś awanturnicą i jędzą. Ponadto nie rozumiesz go właściwie. Może być wariant: nie kochasz go dostatecznie (wcale). Jesteś złą żoną. Jeśli te zarzuty nałożą się na twoje małe poczucie wartości - twoje przyzwyczajenie, że za większość zdarzeń w rodzinie jesteś odpowiedzialna (a więc winna, że źle się układa); jeśli w twojej konstrukcji psychicznej masz dobrze przygotowany grunt na przyjmowanie tych zarzutów w postaci przekonania, że gdybyś się jeszcze lepiej postarała - na pewno by się to udało; jeśli poza alkoholikiem w twojej rodzinie są inni, którzy mają do ciebie różne pretensje....jeśli tak właśnie jest, poczucie winy jest twoim nieodłącznym towarzyszem w życiu. Żony alkoholików to osoby, które z większą gotowością niż inni są skłonne przyjmować odpowiedzialność za uczucia i zachowanie bliskich ludzi.Obcowanie z poczuciem winy jest naturalnie mało komfortowe, toteż w zdrowym odruchu powoduje próbę wyzwolenia się z niego. Takie próby pochłaniają wiele energii straconej na przemyśliwanie i wewnętrzne rozstrzyganie, jak to jest naprawdę, udowadnianie swojej niewinności i obwinianie innych. Po cichu i na własny rachunek bądź głośno, w kłótniach i awanturach. Wiele żon i matek alkoholików (matki często jeszcze dolegliwiej niż żony doświadczają poczucia winy za syna alkoholika lub córkę alkoholiczkę) uwikłanych jest we wzajemne zrzucanie winy na siebie nawzajem za to, że on pije. Gdybym miał inną żonę....Gdyby go matka inaczej wychowała....znacie to? Słyszą to nie tylko żony alkoholików, lecz dramat rodzin w zaawansowanym stadium nałogu podnosi temperaturę obwiniania.
Naturalnie alkoholik pije przede wszystkim dlatego, że jest uzależniony, a nie dlatego, że ma taką lub inną żonę. Praca nad zdystansowaniem się od odpowiedzialności i poczucia winy za jego upijanie się jest jednym z ważniejszych etapów pracy psychologicznej z żonami (matkami, dziećmi, teściami). Poczucie winy rodzi złość i gniew skierowane czasem na siebie. Mogą one objawiać się w czynnościach autodestrukcyjnych: w psychicznym znęcaniu się nad sobą - czyli dręczeniu się i samokaraniu, w nieadekwatnym podporządkowaniu się innym, rezygnacji z własnych potrzeb i ze zdrowej dbałości o siebie.
GNIEW, ZŁOŚĆ, AGRESJA - są jeszcze jednym trwałym elementem emocjonalnej atmosfery domu z problemem alkoholowym. Cała atmosfera rodziny alkoholowej jest przesiąknięta agresją, niezależnie od tego, czy złość okazywana jest jawnie, czy też znajduje się pod skórą, jest po prostu wyczuwalna jak burza w powietrzu. Wprost jest ona wyrażana w tonie głosu, krzyku, awanturze, pretensjach, rzucaniu przedmiotami czy trzaskaniu drzwiami. Ujawniana nie wprost oznacza pogardę, subtelne podchody pod hasłem już ja cię urządzę, manipulacje zmierzające do ukazania małości i podłości drugiej osoby, rozgrywki podjazdowe różnego rodzaju w celu ostatecznej kompromitacji i zdeprecjonowanie alkoholika w roli męża, ojca, kochanka, syna, człowieka. Wyrażanie agresji nie wprost, poprzez montowanie sytuacji prowadzący do upokorzenia, deprecjonowanie zachowań pozytywnych, przypisywanie złych motywów wszystkiemu, co alkoholik czyni, satysfakcja z upokorzenia alkoholika oraz gra w "moje lepsze" - są treścią wzajemnie wyniszczającej się, destrukcyjnej więzi małżeńskiej.
Czy obraz przedstawiony tutaj daje wrażenie, że alkoholicy to dranie a ich żony to anioły? - tak nie jest ! Każdy alkoholik ma swoją dawkę cierpienia, w tym wstydu, rozpaczy, poczucia winy i poczucia krzywdy, agresji i niepewności. Jednak radzi sobie z tym zupełnie inaczej - on ma swoje cudowne królestwo, które po kilku łykach pozbawia go na jakiś czas wszystkich cierpień duchowych.
WSPÓŁUZALEŻNIENIE - nie jest chorobą.
Jest to nadmierna sztywność myślenia i działania powstała w wyniku niesprzyjających doświadczeń życiowych o wiele wcześniejszych niż małżeństwo z alkoholikiem, utwierdzona w życiu z osobą uzależnioną. Jest to sztywność myślowa i zachowaniowa uniemożliwiająca korzystne i skuteczne rozwiązywanie trudności własnych i swojej rodziny. Żony alkoholików pogrążone są w związkach pełnych cierpienia i desperacji dla obojga. One też podtrzymują nieświadomie ten kształt relacji przez sztywne i nieprzystosowawcze formy swego działania "pomagając" swemu alkoholikowi w sposób, który ostatecznie sprzyja uzależnieniu a nie zdrowieniu. Nie dzieje się to z wolnej intencji osoby współuzależnionej.
Jak to się dzieje, że córka alkoholika znająca dobrze cierpienie rodziny z problemem alkoholowym, wybiera na towarzysza życia osobę uzależnioną? Jak to się dzieje, że kobieta porzucająca męża alkoholika - ląduje w objęciach....innego alkoholika? Łatwo w takich sytuacjach o złośliwą uwagę, że one to lubią.
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Każdy człowiek niezależnie od wieku, płci, statusu społecznego czy wyznawanej religii ma bardzo mocno zakodowaną potrzebę bycia kochanym i gotów jest poświęcić wiele, żeby tę potrzebę zaspokoić. Myślę, że osoby współuzależnione - jako ogromnie wrażliwe i jednocześnie obarczone sporym bagażem deficytów z dzieciństwa - mają te potrzeby zwielokrotnione, co powoduje szczególną determinację w próbach znalezienia miłości i zatrzymania jej przy sobie. Zachłanność uczuciowa sprawia, że za wyraz miłości przyjmuje się często także to, co z miłością nie ma już absolutnie nic wspólnego. Niekiedy za miłość bierze się to, że ktoś nas albo potrzebuje, albo wykorzystuje, albo po prostu z nami jest. Deklaracja uczuciowa bywa dla osoby współuzależnionej równoznaczna z uczuciem i jakby wystarcza. Mało tego, jeżeli fakty przeczą deklaracjom, tym gorzej dla faktów - potrzeba miłości jest tak silna, że nie chce się stracić nawet pozorów, nawet złudzeń, że ta bolesna miłość nawet istnieje. I znosi się cierpienie, upokorzenia i wstyd, byle tylko ocalić choćby okruch takiego przeświadczenia.
Osoby podatne na współuzależnienie mają niskie lub niepewne poczucie własnej wartości, nie znajdują oparcia w sobie, charakteryzują się wyraźnym poczuciem braku bezpieczeństwa, są głodne dowartościowania i swego pozytywnego obrazu w oczach drugiego człowieka. Szukanie miłości za wszelką cenę i bez żadnych warunków jednoznacznie pcha je we współuzależnienie, bo najpierw hasłem jest <zdobyć> a potem <nie stracić>. Niezależnie od kosztów!
+++++++++++++++++++++++++
Zaproszenie do życia. E. Woydyłło /fragment/:
Może dałoby się coś zrobić, żebyśmy my - kobiety - uwolniły się od kompleksów ograniczających nasze możliwości i szanse. Bo moim zdaniem większość ograniczeń wynika dziś bardziej z naszych kompleksów niż z faktycznych zakazów lub przepisów prawnych, przynajmniej w naszym kraju. Nikt przecież nie zabrania kobiecie pójść samej do kina czy teatru, a w każdej niemal poczcie dostaję listy od użalających się samotnic, że jedyne, co im po pracy zostaje, to kanapa i telewizor. Nawet szczęściary z mężami skarżą się często na pracoholizm "swoich panów" głównie z tego powodu, że skazane są na siedzenie w domu.
Co jest takiego w wielu z nas, że nie potrafimy upomnieć się o należną podwyżkę lub odmówić niewygodnej przysługi, o którą ktoś prosi? Co każe nam raczej obgadać kogoś natarczywego niż zdobyć się na powiedzenie "nie" w sytuacji gdy nie mamy ochoty powiedzieć "tak"? Skąd w nas tyle pozornej uległości, za którą potem płacimy chronicznymi bólami krzyża lub migreną, w jakie przeradza się złość na siebie za nie chciane ustępstwa, udawanie zadowolenia lub rezygnację z własnych potrzeb i przyjemności?
Sądzę, że są też pewne zasady wdrukowane w nasze własne postawy i przekonania, które perfidnie utrudniają nam samorealizację i spełnienie pragnień.
Psychologia powiada, że to wszystko - niezależnie od mniej lub bardziej obrazowej nazwy - to po prostu STRACH. Nieśmiałość to jest strach. Brak pewności siebie to jest strach. Rygorystyczne stosowanie się do cudzych oczekiwań - to tez jest strach. Nawet brak polotu i fantazji - to również jest odmiana strachu, podobnie jak kurczowe trzymanie się tradycji, zasad i pryncypialnych norm, zwłaszcza tych, które mają obowiązywać nie l u d z i w ogóle, lecz rodzaj żeński w szczególności.
Mam nadzieję, że nazwanie po imieniu tego uczucia, które leży u podłoża naszych paraliżów i odrętwień, może dać początek wyzwoleniu. Wszak strach tylko wtedy ma sens, jeśli przynosi pożytek i służy czemuś dobremu. Gdy na przykład chroni przed prawdziwym złem. Gdy powstrzymuje przed destrukcją, patologią, zastojem i brakiem rozwoju. Takie leki i hamulce są zdrowe. Natomiast niezdrowe są te, które odbierają człowiekowi - niezależnie od rodzajnika _ szanse i możliwości rozwoju, uniemożliwiają zdobycie nowych doświadczeń i nauczenie się czegoś o sobie, ludziach i świecie. Strach także - co przecież nie jest bez znaczenia - może uniemożliwić twórcze przeżywanie życia i czerpanie radości płynącej z przekraczania siebie.
Będzie tu mowa o osobach, które widzę symbolicznie jako wtłoczone w ciasne obręcze. To ich ograniczniki. Fałszywe i zgubne strefy bezpieczeństwa. Wmówione, wychowane, wydrukowane. Trzymają swe ofiary w kleszczach szczególnej niewoli, nie pozwalają im zrobić kroku przed siebie. Ani obok, ani za siebie. Zatrzaśnięte w swych obręczach tkwią one bez szansy wyrwania się i bez nadziei na faktyczne zmierzenie się z życiem. Gdy już ktoś w takiej obręczy utkwi, to powstaje paradoks. Zatrzaśniętej osobie wydaje się, że inni też tkwią w podobnych pułapkach. Tak rodzi się przekonanie, że - skoro jestem kobieta - to właśnie kobietom nie wypada to czy owo. Może się nawet wydać, że te sztywne ograniczenia są n o r m a l ne. Że wręcz nienormalne byłoby przekroczenie strefy bezpieczeństwa i wydostanie się na wolność.
Paradoks ten ma też drugie oblicze. Otóż najgłębszych przekonań nie sprawdzamy, nie weryfikujemy ich. Dlatego są one takie trwałe i trudne do skorygowania. Ostatecznie, niechby sobie i były, szkoda tylko, że z powodu niektórych przekonań czasami bardzo cierpimy, są one niekiedy przyczyną klęski całego naszego życia.
Dlatego nawet najgłębszym przekonaniom warto się od czasu do czasu przyjrzeć. A tym, których korzenie wyrastają ze strachu, trzeba postawić pytania: "Dlaczego mam się czegoś bać? Co złego może wyniknąć z rozerwania mojej obręczy? Kto ucierpi gdy przekroczę granicę zastygłego bezpieczeństwa? Jakie poniosę konsekwencje jeżeli wciąż będę kierować się strachem i nie wychyle się poza granice nakreślone przez własne /i cudze/ oczekiwania?
W ogóle warto ze sobą w ten sposób rozmawiać. No to co, że boję się popełniania błędu? Boję się ośmieszyć przed innymi. Boję się krytyki. Czy dlatego mam zamknąć się w ciepełku i ciasnocie tego niby-bezpiecznego schowanka bez drzwi i okien, w którym tak łatwo pomylić dzień dzisiejszy z wczorajszym i jutrzejszym, bo wszystkie są szare i bezbarwne? W skrajnych przypadkach latami nosi się tę sama fryzurę, tak samo się ubiera, powtarza się w kółko to samo, widuje się tych samych ludzi i robi się wszystko tak samo, przede wszystkim dlatego, że nie pociąga to za sobą żadnego ryzyka. No bo strach przed ryzykiem bywa silniejszy.
Nie muszę chyba dodawać, że opisany tu problem braku pewności, niewiary w siebie i atrofii działania dotyczy nie tylko kobiet. Nie brakuje mężczyzn równie jak my nieodważnych i zalęknionych, z góry zakładających swoją przegrana, którzy potrafią życie przesiedzieć w fotelu, z pretensjami do całego świata o własne znudzenie i nieciekawe życie.
Być sobą to znaczy mimo strachu nie rezygnować jednak z pragnień i zmierzać najkrótszą drogą do realizowania swych dążeń. Bo tak naprawdę to tylko to człowiekowi w życiu w y p a d a /bez względu na płeć/.
Jeżeli dziś powiesz sobie: "Nie mogę nic zmienić w moim małżeństwie, chociaż jest koszmarne, a w ogóle to i tak dobrze, że mam jakiegoś męża" - to prawdopodobnie twoje zniechęcenie i rozczarowanie będą się coraz bardziej pogłębiać. Możesz jednak spróbować powiedzieć: "Owszem, boję sie tego, jak mój mąż zareaguje, ale od dziś przestaje się potulnie godzić na jego gnuśność" /lub chamstwo, picie, krzywdy itp./ Możesz mu powiedzieć czego byś chciała a czego nie. Możesz wyjść z pokoju gdy zacznie cię poniżać. Jeśli on uporczywie gnuśnieje /krzywdzi, kłamie/ - ty nie musisz razem z nim. Możesz pójść do kina, przeczytać książkę, zapisać się na aerobik. Kluczem do nowego sposobu postępowania są słowa, jakie do siebie mówisz.
Znalezienie odpowiednich słów - afirmujących, pozytywnych i życzliwych - może ułatwić pewien prosty sposób. Postaw przed soba swoją ulubiona fotografię z dzieciństwa. Zacznij rozmawiać z tamta małą dziewczynką. Powiedz jej co ma robić aby lepiej się poczuć, aby zaczęło jej się układać w życiu, by mogła wybrnąć z kłopotów, zmartwień, depresji. Zobaczysz, że słowa samopotępienia i rezygnacji potrafisz teraz zastąpić słowami afirmacji, zachęty, pociechy i akceptacji. Powtarzaj to ćwiczenie dotąd, aż nauczysz się dodawać sobie otuchy i wiary we wszystkich trudnych momentach. Naucz się sobie pomagać, dodawać ufności, siły i nadziei.
W każdym miejscu na świecie znajdują się drzwi, przez które można wyjść na wolność.
W gruncie rzeczy w życiu mamy to, co sami chcemy lub na co się godzimy.
Wzięcie odpowiedzialności zaczyna się w momencie gdy porzucam cichą nadzieję, że ktoś przyjdzie i mnie wybawi. Żeby w moim życiu cokolwiek się zmieniło - zaryzykować muszę ja, nie ktoś inny.
Sztuka szczęścia polega na tym, by cieszyć się tym co masz. To umieć - a więc nauczyć się - cieszyć się tym, co się ma.
%%%%%%%%%%%%%%%%%
POTENCJAŁY LUDZKIE. J. Gibb: /fragment/
Ludzie, którzy nie doświadczyli prawdziwej udręki, głębokiego bólu i smutku, nie maja takiej samej umiejętności przyjmowania nowych doświadczeń i takiej samej pełni możliwości, jaką osiągają ci, którzy mieli tego rodzaju przeżycia.
Wydaje się, jak gdyby autentyczny smutek i ból pogłębiały człowieka, poszerzały go, zwiększały jego wymiary i swobodę wewnętrzną.
Ta organiczna wiedza powoduje wzrost zaufania do własnych możliwości i świadomości własnych ograniczeń oraz zasobu sił.
@@@@@@@@@@@@@
TRUJĄCE EMOCJE. E. Woydyłło:
Urazy, żale, pretensje rodzą się z nie wyrażonego gniewu, stłumionej złości, potulnie przyjętej krzywdy i przyzwolenia na naruszania naszych praw i niespełnienie upragnionych oczekiwań. Są to uczucia bezowocne, destrukcyjne, pesymistyczne, a stawiają nas w korzystnym świetle i pozwalają myśleć, że jesteśmy ważni, dobrzy i że mamy rację.
Gołym okiem widać, że świat, w którym żyjemy, nie jest całkiem sprawiedliwy, nie trudno więc znaleźć powody do pretensji. Znam rodzinę, w której ojciec zerwał z synem wszelkie stosunki i wydziedziczył go za to, że został on artystą zamiast inżynierem. I rodzinę, w której trzy siostry mieszkające w tym samym mieście przestały się ze sobą spotykać prawie dziesięć lat temu z powodu plotek o każdej z nich rozpowszechnianych przez pewną przyjaciółkę intrygantke. Znam mężczyznę, który rozwiódł się z żoną dlatego, że wyciskała pastę do zębów nie od końca tubki, tylko od środka. Znam osobę, która z powodu robienia nożem dziur w maśle przez domowników zaczęła kupować masło tylko dla siebie. Ale pogody ducha jej nie przybyło bo jak nie dziury w maśle, to dziury w moście - zawsze znajdzie się powód, żeby do kogoś mieć pretensje.
Dla wielu ludzi rozpamiętywanie uraz i szukanie negatywnych cech u innych staje się czymś w rodzaju powołania życiowego, swoistym niby-psychologicznym hobby. Najczęściej tak są oni pochłonięci analizowaniem tego, co kto chciał przez co powiedzieć lub jak chciał im dokuczyć, że nie przychodzi im do głowy, by zwrócić się do swych "krzywdzicieli" i zapytać jak było naprawdę. W zamian latami hodują urazy obracając je w kółko jak mantrę. Powtarzanie utwierdza ich w rzekomej prawdzie, bo przecież nawet największa bzdura powtórzona wiele razy zaczyna funkcjonować jako fakt.
Zastanówmy się jakie korzyści płyną dla nas z hodowanych latami pretensji. Przede wszystkim jakaż to ulga, jeżeli możemy pomyśleć, że coś nam się w życiu nie udało nie dlatego, że brak nam zdolności, energii lub konsekwencji, lecz dlatego, że ktoś uniemożliwił nam sukces mocą swej złej woli, wobec której jesteśmy przecież bezsilni. Tak samo tłumaczymy nasze wady charakteru. To ktoś jest winien, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Nie musimy już za nic odpowiadać - wszak to nie nasza wina. Rozumując w ten sposób możemy spokojnie przyjąć, że za nasze wady odpowiedzialni są inni. Co za komfort! A w ogóle to nie są wady! Wady mają inni. My - nie. Wszystko co dobrze robimy świadczy o naszym dobrym charakterze, wszystko co robimy źle - jest odbiciem złego charakteru tych, którzy nas wychowali i uczyli. Z uraz do innych czerpiemy więc poczucie wyższości moralnej nad reszta świata. Wprawdzie kiepsko idzie nam w życiu, ale to my jesteśmy lepsi - a oni są gorsi. O ludziach, którym się wiedzie, możemy zawsze powiedzieć, że widać nie są tacy wrażliwi jak my, skoro nie ugięli się przed żadnymi trudnościami.
Niewielu z nas uświadamia sobie jednak, że obwinianie innych za nasze porażki czy defekty, oprócz wyżej wspomnianych "korzyści" powoduje co najmniej dwie szkody. Po pierwsze wchodzimy w rolę chronicznej ofiary. Po drugie przekazujemy władzę nad naszym życiem innym ludziom, w dodatku takim, których sami uważamy za złych, no bo to przecież oni rzekomo sprawili, że nasze życie potoczyło się niewłaściwym torem.
Dość częstym obiektem pretensji bywają rodzice. Chętnie obwiniamy ich za nasze porażki i wady.
Myślenie w kategoriach cudzej odpowiedzialności za nasz los prowadzi do tego, że przestajemy w końcu próbować coś osiągnąć. Świata nie zmienimy - i to jest prawda, natomiast siebie samych nawet nie usiłujemy zmieniać, bo przecież winny jest świat, a nie my. Koło się zamyka. Znajdujemy się w pułapce. Obwiniamy innych i dalej tkwimy w roli ofiary, której nic nie może się udać z powodu złych warunków lub złych ludzi, i tak w kółko macieju. Aż do stagnacji. Aż do rezygnacji. Aż do depresji.
Zapewne najmądrzej postępują ci, którzy potrafią cierpieć "proporcjonalnie" _ to znaczy jasno i realistycznie oceniają udział innych oraz swój w każdym zdarzeniu wpływającym na ich los. Jeżeli ktoś wobec nich zawinił - czują gniew, żal, ale nie czynią zeń filozofii na resztę życia. Słowem - nie zatrzaskują się w pułapce, starają się przemóc żal i gniew, a następnie - bogatsi w nowe doświadczenie - idą na przód, nie oglądając się wciąż za siebie.
Bo najgorsze jest to, że uraza pielęgnowana nazbyt długo może w końcu doprowadzić do zaniku subtelnej zdolności do samooceny. Skoro przyzwyczaimy się do znajdowania winy w innych, możemy utracić z pola widzenia samych siebie. A wtedy nie sposób dostrzec niczego, co warto by zmienić w sobie, w swoich reakcjach, postępowaniu, funkcjonowaniu, sposobie dobierania towarzyszy itp.
Poruszam ten temat aby uświadomić, że nie warto krzywdzić siebie przez pamiętanie uraz i żalów, zwłaszcza z powodu dawno przebrzmiałych lub nie istniejących już faktów. Każdemu przyda się przewietrzenie uczuć, które w sobie nosi.
**********************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz