Duchowość nie jest ani psychologią ani żadną religią. Nie
jest też wiedzą.
To przyglądanie się sobie i światu wokół mnie. Szukanie
odpowiedzi na pytanie : kim jestem ?
Kobieta pogrążona w śpiączce umierała. Nagle odniosła wrażenie, że została wzięta do nieba i stoi przed Sądem.
"Kim jesteś?"- rzekł do niej Głos.
"Jestem żoną burmistrza" - odparła.
"Nie pytałem czyją jesteś żoną, ale kim jesteś?".
"Jestem matką czworga dzieci".
"Nie pytałem czyją jesteś matką, ale kim jesteś?".
"Jestem nauczycielką".
"Nie zapytałem jaki masz zawód, ale kim jesteś?".
I tak dalej. Niezależnie od tego, co odpowiadała, nie wydawało się to być zadowalającą odpowiedzią na postawione pytanie:"Kim jesteś?".
"Jestem chrześcijanką".
"Nie pytałem jaką religię wyznajesz lecz kim jesteś".
"Jestem tą, która co dzień chodziła do kościoła i zawsze pomagała biednym i potrzebującym".
"Nie pytałem co czyniłaś ale kim jesteś".
W końcu najwidoczniej przesłuchanie okazało się niezadowalające, bo została z powrotem przysłana na ziemię. Gdy wydobrzała po chorobie, postanowiła odkryć, kim jest. I na tym polegała cała różnica.
Kobieta pogrążona w śpiączce umierała. Nagle odniosła wrażenie, że została wzięta do nieba i stoi przed Sądem.
"Kim jesteś?"- rzekł do niej Głos.
"Jestem żoną burmistrza" - odparła.
"Nie pytałem czyją jesteś żoną, ale kim jesteś?".
"Jestem matką czworga dzieci".
"Nie pytałem czyją jesteś matką, ale kim jesteś?".
"Jestem nauczycielką".
"Nie zapytałem jaki masz zawód, ale kim jesteś?".
I tak dalej. Niezależnie od tego, co odpowiadała, nie wydawało się to być zadowalającą odpowiedzią na postawione pytanie:"Kim jesteś?".
"Jestem chrześcijanką".
"Nie pytałem jaką religię wyznajesz lecz kim jesteś".
"Jestem tą, która co dzień chodziła do kościoła i zawsze pomagała biednym i potrzebującym".
"Nie pytałem co czyniłaś ale kim jesteś".
W końcu najwidoczniej przesłuchanie okazało się niezadowalające, bo została z powrotem przysłana na ziemię. Gdy wydobrzała po chorobie, postanowiła odkryć, kim jest. I na tym polegała cała różnica.
*********************************
" Najlepszy z
psychologów Jezus i mądrość duszy " - M.W. Baker. /fragment/
Pokora wymaga pewności siebie. To świadomość tego , kim się
jest, i wola służenia innym , a nie usuwanie się w cień z powodu braku poczucia
bezpieczeństwa. Prawdziwie pokorny jest człowiek, który nie umniejszając samego
siebie sprawia, że ktoś inny czuje się ważny.
Gdy obawiamy się odrzucenia, akceptacja naszego najgłębszego " ja" działa uzdrawiająco. Aby żyć
w zgodzie ze sobą musimy uznać naszą
fundamentalną zależność od drugiego człowieka. Nasze "ja" może istnieć
wyłącznie w relacji z innymi.
" Zatrzymaj się
" - Eichu. / fragment/
Życia nie traci się z momentem śmierci. Życie traci się -
minutę po minucie, dzień po dniu - w nieskończonej ilości wyrażeń bez miłości.
Dopóki nie odnajdziesz w sobie miłości - będziesz szukał nieustannie kogoś, kto
cię pokocha i ubogaci falą swojego uczucia. Jeśli twoja miłość to tylko
wzrastające pragnienie - nie jest w ogóle miłością. Jeśli nauczysz się bycia
cierpliwym - nauczysz się coraz
pełniejszego odkrywania prawdziwej mądrości i nie będziesz już więcej ulegał
pokusom ani hołdował swoim emocjom. A na tym właśnie polega prawdziwa miłość.
" Bądź aniołem
swojego życia " - Ewa Foley. / fragment/
Miłość i radość są wszędzie obecne. Nie mogą przyjść do
ciebie z wizytą jeśli ciebie tam nie ma. Powiedz głośno i wyraźnie JESTEM
OBECNA i wykaż się obecnością. Nie ma innego czasu, jest tylko TERAZ. Nie ma
innego miejsca jak tylko TU. Nie ma innego życia - jest tylko TO. Niechaj twoje
życie stanie się cudem !
Każdy z nas jest aniołem, który ma tylko jedno skrzydło.
Jeśli chcemy wzbić się ponad ziemię - musimy się wziąć w objęcia. Wierzę, że
każdy z nas ma konkretną misję do spełnienia tu, na ziemi. Ty też posiadasz
jedyny w swoim rodzaju dar, którego nie ma nikt inny poza tobą. Jesteś
doskonałością i tkwi w tobie wszystko czego potrzebujesz do wyrażenia tej
doskonałości.
Dawno, dawno temu, zanim jeszcze istniał czas, było sobie królestwo zwane Błogostanem. Jedynie to królestwo wtedy istniało, a było tak ogromne, że wszystko stanowiło jego część. W krainie tej królowały radość, pokój i miłość, a ponieważ jej istotą była doskonałość – NIE BYŁO TAM ŻADNYCH PROBLEMÓW. Błogostan był cudownym królestwem, wibrującym pięknem i różnorodnością, wszelkimi odcieniami każdego koloru, pulsującym wyszukanymi formami i kształtami. Wszystko zaś poprószone było migoczącym światłem drobinek diamentu. Wszędzie był ruch – wolny i posuwisty, szybki i wibrujący, rytmiczny i pulsujący. Całe królestwo żyło w kosmicznej symfonii doskonałości. Anielskie dźwięki dziecięcych chórów wypełniały powietrze radosnym uniesieniem. Wszędzie rozbrzmiewała najsłodsza muzyka. Życie w Błogostanie było w gruncie rzeczy jednym ciągłym pasmem radosnego uniesienia. Ale... niektórym zaczynało się to nudzić. Spowszedniały im pokój, harmonia, radość, miłość i dostatek. Dla żądnych przygody Aniołów - jak je będziemy nazywać – wszystko to stało się oklepane i nudne. One zaś lubiły ryzyko i nowe doświadczenia, jednym słowem: NIEZNANE. Postanowiły więc wspomnieć o tym swojemu Stwórcy, który był jednocześnie królem i wspaniałym Ojcem. Miał On nieograniczoną moc i kochał Anioły Błogostanu miłością tak wielką, że spełniał wszystkie ich życzenia. - Przygoda? – spytał. – Coś nowego? Ależ oczywiście, dajcie mi tylko chwilę na zastanowienie. Nie myślał długo, bo przecież Stwórca nie potrzebuje dużo czasu, aby wymyślić coś nowego. Niebawem wezwał Anioły na wielką naradę. Och! Jakże wszyscy byli podekscytowani!! Wstrzymali oddech i w absolutnej ciszy czekali na Słowo Stwórcy. BO OTO WSZECHŚWIAT MA BYĆ WZBOGACONY O NOWE DOŚWIADCZENIE!!! Będzie to coś zupełnie nowego, coś, czego nikt nigdy do tej pory nie doświadczył. To nowe Stwórca nazwał MATERIĄ. Żądne przygody Anioły miały żyć w tej materii. Ale to nie wszystko – same będą mogły tworzyć z tej materii różne rzeczy: będą mogły się nią bawić i cieszyć się rzeczami, które z niej powstaną. - O rety! Jaki wspaniały pomysł! – zakrzyknęły, gdyż wiele czasu upłynęło już, odkąd cokolwiek nowego pojawiło się we Wszechświecie. Do tej pory Anioły istniały tylko w postaci myśli i uczuć. Dodanie wymiaru materii było więc porywającą perspektywą. Anioły przeczuwały, że oto otwierają się przed nimi nieograniczone możliwości. Naturalnie zatem wszyscy mieszkańcy Błogostanu zapragnęli wziąć taki czy inny udział w przygodzie. Anioły i Stwórca natychmiast przystąpili do pracy. Pierwszym zadaniem było stworzenie lokum, w którym Aniołowie mogliby zamieszkać. Oczywiście miał to być najlepszy, najdoskonalszy, najpiękniejszy twór, który będzie sprawował się bez zarzutu. Nazwano go CIAŁEM. W samym środku każdego ciała Stwórca umieścił część Siebie Samego i nazwał tę część DUSZĄ. Dusza miała za zadanie doświadczać uczuć. Następnie Stwórca wypełnił każdą duszę Swą bezgraniczną i bezwarunkową miłością. - Dzięki tej miłości zawsze będziecie czuli się bezpiecznie – powiedział im. – Miłość ta pochodzi z nieograniczonego źródła, więc bierzcie ją sobie, ile tylko chcecie. Im więcej będziecie jej rozdawali, tym szybciej ja będę ją w was uzupełniał. Miłość ta będzie prowadziła was krok po kroku w waszej przygodzie. - Zawsze znajdziecie mnie tutaj, w samym środku waszego jestestwa – wyjaśniał dalej. – To jest wasz dom z dala od domu. - Och, nasz Ojciec tak bardzo nas kocha – wzdychały Anioły. – Jest bezgranicznie szczodry i miłujący. - A to – powiedział Stwórca – jeszcze jeden dar dla was. Oto część mnie, która wszystko wie i nie ma żadnych ograniczeń. Nie ma początku, końca ani granic. Jej funkcją jest MYŚL. Nazwał tę część UMYSŁEM. - Kiedy tylko połączycie jakąkolwiek myśl umysłu z jakimkolwiek uczuciem duszy, będę świadom waszego pragnienia i spełnię je.... MUSICIE TYLKO PAMIĘTAĆ, ABY TAK WŁAŚNIE POSTĘPOWAĆ. Wszystkich przepełniała wdzięczność dla Stwórcy za Jego dary: za umysł, za duszę i za Jego obietnicę spełnienia każdego życzenia przez Jego nieograniczoną moc i miłość. - I jeszcze jedno – powiedział z troską. – Możecie myśleć wszystko, o czym tylko chcecie, i czuć wszystko, co tylko chcecie. To jest wasza przygoda, w czasie której zdarzy się, cokolwiek sobie zażyczycie. Zasygnalizuję wam, że w toku wielu stuleci, które potem nastąpiły, toczono niejedną dyskusję, czy dobry był pomysł Stwórcy, by dać Aniołom wolność robienia tego, czego tylko zapragną. Ale na razie powróćmy do dzieła stworzenia. Oprócz duszy i umysłu każde ciało zostało wyposażone w dwa dodatkowe klejnoty, które potem nazwano „ układami energetycznymi”. Miały one za zadanie wspomagać Anioły w czuciu i twórczości. Choć Anioły już w krainie Błogostanu zebrały ogromne doświadczenie w odczuwaniu, jednak odczuwanie przez zagęszczoną materię było sprawą zupełnie im nieznaną. Jeden z tych klejnotów nazwany został „ układem odbiorczym”. Miał ośrodki słyszenia, widzenia, smaku, dotyku i węchu, a także specjalny dodatkowy ośrodek służący poznawaniu tego, czego nie można zobaczyć, posmakować, powąchać, dotknąć ani usłyszeć. Ten skomplikowany system odbiorczy miał zapewnić żądnym przygody Aniołom pełne doznanie nowego świata. Drugim klejnotem był „ układ nadawczy”. Składał się z siedmiu różnych ośrodków, wyposażonych w uczucia-sygnały, które mogłyby być wysyłane w przestrzeń. I tak, był ośrodek, który wyrażał pasję życia, inny, który wyrażał twórczość, inny – wolę, jeszcze inny – bezwarunkową miłość, kolejny – ekspresję, jeszcze inny – nieograniczoną myśl, a ostatni – czyste jestestwo, czyli miejsce, z którego Anioły pochodziły. Każdy Anioł miał pełną kontrolę nad tymi klejnotami. Mógł dowolnie zmieniać poziom wibracji energetycznych układów i nastroić je tak, jakby to były instrumenty muzyczne. Anioły mogły także dostrajać się do siebie nawzajem, by wspólnie grać niebiańskie symfonie. Każdy ośrodek promieniował swoim własnym kolorem, a barwy te – o dziwo! – odpowiadały kolorom tęczy. To szczególnie spodobało się Aniołom. Tak oto ciało było gotowe. Cóż to za wspaniała kreacja! Oto wielki umysł i wielka dusza Stwórcy, otoczone doskonałą formą ciała – gotowe do wielkiej przygody w świecie uczuć i materii.... Czegoś takiego nikt nigdy przedtem nie widział. Przedstawienie najlepszej klasy! Każdy Anioł był zadowolony i dumny ze stworzonego przez siebie samego wehikułu przygody, czyli swego ciała. Następnym krokiem było stworzenie miejsca, w którym można by było przeprowadzić ten niesłychany eksperyment. Ha, tym zajął się sam Stwórca i jednym potężnym wydechem miłości wdmuchnął w pusty ogrom przestrzeni MATERIĘ. Powstało sporo różnych kawałków tej materii ale jeden z nich wyróżniał się szczególnym pięknem. Na tle ogromu Wszechświata pulsował świetlistą barwą niebieskiego opalu. Stwórca nazwał go Ziemią i podarował Aniołom, aby miały gdzie odbyć swoją przygodę. - Tak jak ja jestem waszym Ojcem, tak Ziemia jest waszą Matką – oznajmił. – Znajdziecie na niej wszystko, czego tylko będziecie potrzebowali do wspaniałej zabawy. A jeżeli dojdziecie do wniosku, że przydałoby się coś jeszcze, po prostu poproście, a będzie wam to dane. I znowu Anioły przepełniły się wdzięcznością dla Stwórcy za Jego bezgraniczną szczodrość. Pozwólcie teraz, że wyjaśnię to i owo o materii. Otóż cały Wszechświat – jak wiecie – zbudowany jest z miłości, a miłość jest tym samym, co światło. Przez obniżenie częstotliwości światła stworzy się materię, która jednakowoż nadal jest światłem, nadal jest miłością, tylko o bardzo niskiej wibracji. I odwrotnie – jeżeli zwiększymy wibracyjną częstotliwość materii, ponownie stanie się ona czystym światłem i miłością. ************************** Co było dalej? Hm, dalszy ciąg tej historii mogą Ci opowiedzieć tylko te Anioły, które pozostały w Błogostanie. Wszystkie inne wygodnie zapomniały, co się stało... A było to tak: Anioły – aby stworzyć materię, w której miały mieszkać – musiały drastycznie obniżyć własne wibracje. Wtedy zaś okazało się, że materia jest tak gęsta, powolna i niewygodna, tak bardzo różna od czystego światła, do którego były przyzwyczajone, i w którym do tej pory mieszkały, że po prostu zachciało im się spać. Zasnęły. Wyglądały jak żywe. Poruszały się jak żywe. I nie miały nawet pojęcia, że niemal cała ich osoba pogrążona jest w smacznym śnie. Z kolei te Anioły, które pozostały w Błogostanie, były niejako kosmicznymi kibicami tych wydarzeń. Ich udział polegał na tym, aby nieustannie promieniować wsparcie dla Ziemskich Aniołów Reszta to już historia ludzkości. Pewnie dobrze ją znacie.... Ziemskie Anioły bardzo, bardzo, bardzo ciężko pracowały nad stworzeniem materii, a potem bardzo, bardzo, bardzo się do niej przyzwyczaiły, i wkrótce nie mogły już myśleć o niczym innym! Ich wibracje pozostały wolne i leniwe, a one same były tak dalece skoncentrowane na materii, że ani ich dusza, ani ich umysł nie mogły się rozbudzić. Czyż Anioł bez duszy, a na dodatek z umysłem, który po większej części nie działa, może być zachwycającym widokiem? To coś jak pędzące auto, w którym nie ma kierowcy – czyste ZAGROŻENIE ! W tej sytuacji żaden z Aniołów nie tylko nie pamiętał, dlaczego znalazł się na Ziemi ale zapomniał też, że został wyposażony we wszystko, co potrzebne do spełnienia wszelkich pragnień. W taki oto sposób zaczął się obawiać wolno wibrujący umysł pozbawiony przewodnictwa duszy. Wtrącony w nieustanny lęk, zaczął koncentrować się na chronieniu ciała. A ciało zaczęło wydawać się mu jedynym domem. „Lepiej uważaj na to! – przestrzegał krzykiem. – Bądź ostrożny! Nie wystarczy dla ciebie. Rób zapasy. Oszczędzaj! Uważaj na to, co jesz ! Lepiej nie kochaj tego Anioła – możesz zostać zraniony lub odrzucony! Stwórz więcej materii. Otocz się materią. Wtedy będziesz się czuł bezpiecznie”.... „Tak. Tak. Tak. Coraz więcej rzeczy. Rzeczy. Rzeczy. To jest to!” – I tak dalej, i tak dalej.... A ciała... jako że były najbliżej tego wystraszonego umysłu, zaczęły wierzyć jego ostrzeżeniom – szczególnie, że żaden inny głos do nich nie docierał. Ten lęk przepełniał je coraz bardziej, aż zostały całkiem wytrącone z równowagi i zaczęły szwankować, a potem nawet psuć się zupełnie... Smutno było patrzeć, jak doskonała i piękna kreacja słabnie i umiera. Przecież nie tak miało być, ale nikt już nie pamiętał, o co naprawdę chodziło... Gdyby tylko dusze i umysły Ziemskich Aniołów mogły się obudzić, cały ten bałagan i zamieszanie skończyłyby się! Lecz one spały.... Tymczasem Anioły z Błogostanu nieustannie wysyłały sygnały świetlne do Ziemskich Aniołów. Od czasu do czasu na Ziemię przybywał też Wysłannik z Błogostanu, który wyglądał jak zwykły Ziemski Anioł, miał jednak świadomą duszę i ożywiony umysł. Jego posłannictwem było budzenie Ziemskich Aniołów. Ale Wysłannicy ci docierali do niewielu z nich, a jeszcze mniej wierzyło w to, co od nich słyszeli. Radosna przygoda zamieniła się w wielkie zmaganie i niekończącą się walkę! Ziemskie Anioły zmagały się ze swoimi ciałami – były albo za grube, albo za chude, za ciemne lub za jasne. Ciągle chciały coś naprawiać. Ich piękne ciała stały się obiektem ciągłej oceny wylęknionego umysłu. Anioły zmagały się, żeby przeżyć. Tułały się po świecie „za chlebem”. Zapomniały, że mogą mieć wszystko, czego tylko zapragną dzięki połączeniu swoich myśli ze swoimi uczuciami. Zupełnie nie pamiętały też o ostatnich słowach Stwórcy: „Jeżeli tylko będziecie czegokolwiek potrzebowali, poproście, a będzie wam to dane”. Zmagały się we wzajemnych relacjach między sobą, walczyły jedne z drugimi, kłóciły się. Jeżeli któryś wydawał się „inny” – wystraszony umysł na siłę próbował uczynić go podobnym do pozostałych. Zapomniały, że wszystkie pochodzą z tego samego źródła. Zmagały się nawet w swojej relacji ze Stwórcą. Nie wiedziały, że Stwórca jest wciąż tak blisko jak ich śpiąca dusza. Szukały Go wszędzie, tylko nie w sobie. Szukały Go w religiach i w organizacjach, w związkach z innymi i w stowarzyszeniach, na treningach, warsztatach, seminariach, w książkach, w różnych terapiach i instytutach...... ale nie w sobie. Kłóciły się nawet, który z nich ma rację i który wybrał właściwą drogę, lepszy sposób. Jeden wielki zamęt.......
@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@
" Alchemia <
Alchemika> " - W. Eichelberger. / fragmenty/
Wrażliwość wielu z nas została stępiona przez życie
wypełnione codzienną rutyną, gonitwą za rzeczami i pieniędzmi. Wtedy ukryty
przekaz baśni czy przypowieści nie jest w stanie poruszyć ani naszych serc ,
ani umysłów. Tym bardziej, że może się on kłócić z wyborami, których
dokonaliśmy i których nie chcemy już podawać w wątpliwość. Przypominamy wówczas
sprzedawcę Prażonej Kukurydzy. Możemy też być podobni do Sprzedawcy Kryształów
- bo jak on przestaliśmy podążać naszą drogą i nie lubimy kiedy nam się
przypomina o nie zrealizowanych
marzeniach i aspiracjach. Wielu z nas upodabnia się do Anglika
zaczytanego w tajemniczych, skomplikowanych księgach, którego drażni monotonia
i oczywistość pustyni.
Aby móc przyjąć prostotę przypowieści przypominającą
chropawe i nieporadne ale płynące prosto z serca opowieści dziadów - trzeba
zachować w sobie coś z dziecka. W głębi naszych umysłów kryje się mądrość,
która zawsze wie, kiedy powiedzieć < tak> a kiedy < nie>. To
INTUICJA. Żeby móc z niej korzystać trzeba chcieć i umieć sięgać głęboko w swój
podświadomy, intuicyjny umysł, zaufać mu i mieć odwagę wybrać drogę, którą
wskazuje. Bez pomocy podświadomości nie odnajdziemy drogi w swojej wewnętrznej
podróży, gdzie drogowskazami są tajemnicze znaki, czytelne i rozpoznawalne
jedynie dzięki intuicji. Bywa ona zawodna gdy jest rzadko używana.. Jeśli jesteśmy
pozbawieni wiary w swój wewnętrzny głos, to mamy kłopoty z dokonywaniem
wyborów, brniemy w niekończące się rozważania < za> i < przeciw> ,
do niczego nie dochodzimy i wiele życiowych szans umyka nam sprzed nosa. Nie
jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości, nawet tej najbliższej, możemy ją
jedynie przeczuwać.
W dzieciństwie i młodości nie boimy się marzyć o tym, co
chcielibyśmy w życiu osiągnąć. Jednak w miarę upływu czasu jakaś tajemnicza
siła sprawia, że o tych marzeniach zapominamy lub dajemy się jej przekonać, że
są one nieziszczalne. Powoli zanika nasza indywidualność i wyrazistość a także
zdolność do podążania za wewnętrznym głosem. W rezultacie jako dorośli
utożsamiamy się z tym, co posiadamy, a nie z tym, co jest naszą ukrytą głęboko
w sercach i umysłach - istotą. Dlatego tak często stajemy się nieszczęśliwi i
zagubieni. Codzienna rutyna naszych
myśli , zachowań, nawykowych sądów i wyborów, to czego nauczyliśmy się i co
wydaje nam się wystarczającą wiedzą o
świecie, o nas samych i o życiu - to owce Santiago. Stado owiec należy
sprzedać, jeśli chcemy udać się na poszukiwanie skarbu. Sprzedanie owiec, a
więc zakwestionowanie wystarczalności i trafności tego co wiemy i
potrafimy, jest koniecznym pierwszym krokiem , który musimy postawić, zanim wyruszymy
w wewnętrzną podróż.
Ci z nas, którzy naprawdę chcą odmienić swoje życie, są do
tego zdolni, co więcej - nie mają innego wyjścia jak sprzedać wszystkie owce.
Jeśli rzeczywiście pragniemy zrozumieć samych siebie i odnaleźć drogę
spełnienia, to po sprzedaniu wszystkich owiec zapytujemy siebie : kim jestem
bez tego wszystkiego ? Kim jest ten,
który nigdy niczego nie posiadał ? Kto
patrzy, czuje,słyszy i myśli ?
Przeżywamy nasze życie pod dyktando nawyków i stereotypów,
zgodnie ze wzorcami wyniesionymi z dzieciństwa i obowiązującymi w naszym
otoczeniu. Nie wiedząc o tym śnimy nasze życie zamiast po prostu żyć. Jeśli
pragniemy wyruszyć w podróż po swój skarb, musimy sprzedać wszystkie owce !
Albo chcemy odmienić nasze życie, albo nie. Jeśli tego rzeczywiście chcemy, to
trzeba to zrobić radykalnie, uważnie wsłuchując się w swój wewnętrzny głos. Po
to , aby odkryć w sobie to, co zostało głęboko zakopane w naszej podświadomości,
aby odkopać nasz wyśniony skarb, trzeba wielkiej odwagi w pozbywaniu się obłędnych
sądów, nagromadzonych w naszych umysłach od niepamiętnych czasów. "Ziarno musi obumrzeć aby pojawił się
nowy plon". Skoro dotychczasowe prawdy i przekonania przyniosły tyle
cierpienia - to nie mogą być prawdą.
Wszyscy święci i prorocy powtarzają od zawsze, że prawda wyzwala od cierpienia.
Zanim sprzedamy swoje owce musimy się naprawdę głęboko
zastanowić nad tym, czym one tak naprawdę są. Na pewno nie są tym, z czym
rozstajemy się chętnie. Dlatego zamiar sprzedania w charakterze owiec
swojej rodziny, z którą sobie nie
radzimy, będzie błędem.
Jeśli natomiast imperatyw poszukiwania skarbu każe nam
rozstać się z najbliższymi ludźmi, których kochamy i z którymi część naszej
duszy za nic w świecie rozstać się nie chce - wtedy pomyłka jest mniej
prawdopodobna.
Jeśli nie odważymy się wybierać tego co nowe i trudne - to
bez końca będziemy dreptać w kółko po własnych śladach.
Najtrudniej jest porzucić ulubione wyobrażenia o sobie i o
świecie. przyznać, że nic nie wiemy.
Przyczyna niepowodzenia jest zawsze taka sama - nie szukamy
prawdziwego skarbu lecz kierujemy się chciwością, żądzą bogactwa, władzy i
sławy.
Sensem życia jest życie i dlatego tylko żyjąc w pełni można
go doświadczyć. W czasie podróży przez pustynię sensem i tajemnicą życia jest
- podróż przez pustynię.
Wszystko zaczyna się od głęboko odczutej potrzeby i
pragnienia przemiany - odczucia konieczności pozbycia się wszystkich naszych
owiec : < chcę żyć inaczej>. Potem dopiero szukamy sposobu, metody
zrealizowania tego pragnienia/ np. podjąć psychoterapię, mądrze zaangażować się
religijnie, pójść do klasztoru, zmienić pracę, towarzystwo, wyjechać w podróż,
stać się wolontariuszem w hospicjum, zaadoptować porzucone dzieci, zaangażować
się w ochronę przyrody, zacząć studiować, sprzątać świat itp. - sposobów są
tysiące.
" Skoro doznaję niepowodzeń i cierpień / w najlepszym
wypadku nudy i braku satysfakcji/ to widocznie wybrałem złą drogę i muszę
zacząć szukać innej ".
Mędrzec śpi w każdym z nas. Wszystko zależy od tego czy
zrobimy cokolwiek, żeby go przebudzić. Największym kłamstwem, któremu ludzie
dają wiarę jest to, że nieuchronnie nadchodzi chwila kiedy naszym życiem
zaczyna rządzić ślepy los. Gdy wejrzymy uważnie w siebie pojmiemy, że los to
skutek naszych nieświadomych działań i wyborów / mędrzec budzi się ! /.
" Być sobą " kojarzone jest często z iluzorycznym
poczuciem swobody, folgowaniem wszelkim zachciankom, uchylaniem się od
odpowiedzialności za skutki naszych czynów. Prawdziwe " bycie sobą" - to gdy przekraczamy to, co powierzchowne i
nawykowe, gdy odkrywamy naturalne potrzeby i możliwości naszego serca i umysłu,
gdy przekraczamy przesadne zakazy i nakazy z dzieciństwa. Być sobą naprawdę to
być wolnym od nawyków, nałogów, obsesji, uprzedzeń, przyzwyczajeń i uzależnień,
a także od koncepcji i wyobrażeń na własny temat.. Dopiero wówczas będziemy
zdolni do działania spontanicznego, wolnego i zgodnego z okolicznościami.
Drogą do wewnętrznej wolności jest uświadomienie sobie
wszystkiego - bez względu na to, czy się nam to podoba czy nie - czyli
przeciwieństwo tłumienia. Kiedy ani przez chwile nie stracimy z oczu celu
naszej wędrówki, niczego nie będziemy tłumić ani nie wypierać i jednocześnie
nie damy się w nic wciągnąć ani zatrzymać - wtedy doświadczymy z całą mocą, że
byliśmy u celu zanim uczyniliśmy pierwszy krok.
Nasze prawdziwe " Ja " nie wie co to chciwość, pogarda
ani nienawiść. Przeżywanie i okazywanie tego nie ma nic wspólnego z wolnością czy spontanicznością. To wynik
frustracji, zagubienia i rozpaczy, odreagowanie doznanych okrucieństw i
upokorzeń.
Przebudzony umysł nie zajmuje się moralną refleksją,
rozważaniami nad uczciwością albo czynieniem dobra. Jego moralność jest
odruchowa, nieuświadomiona i nieuwarunkowana, jest naturalnym sposobem bycia.
Sumienie to odbicie błędnego postępowania w zwierciadle czystego umysłu. Dobrze czyniąc mamy sumienie
czyste.
Wszechświat przemawia językiem który istniał zanim jeszcze
pojawiło się SŁOWO, a po nim wszystkie języki Wieży Babel. To język ciszy,
miłości i współczucia.
Brak zaufania do siebie i swojego losu czyni nas
niewolnikami lęków i wyobrażeń. Podjęcie decyzji o odmianie naszego losu to
tak, jak skok w wartki nurt rzeki, która poniesie nas w kierunku, o jakim nam
się nawet nie śniło. Zwykle jednak nie słuchamy głosu serca. Aż przychodzi
chwila, gdy o naszej Legendzie zupełnie zapominamy. Beczenie " owczego stada " staje się tak głośne, że całkowicie zagłusza cichą melodię naszych
pragnień.
Uważamy, że najpierw powinniśmy zabezpieczyć się na
przyszłość, " ustawić " w życiu, a dopiero potem, być może, dać się
poprowadzić głosowi serca. W ten sposób sami siebie oszukujemy i lulamy do snu.
Pogrążanie się we wspomnieniach albo snucie wizji
przyszłości stanowi zgubny nawyk umysłu, pozbawiający nas szansy na pełne
przeżywanie naszego powszedniego " tu i teraz ". Przeszłość jest
wspomnieniem - na ogół niejasnym i zniekształconym, a przyszłość jedynie
fantazją. W rzeczywistości tej chwili - obie nie istnieją. Szczęście, to istnieć w teraźniejszości.
Człowiek, który przebudził się ze snu, sprzedał swoje owce i
rusza drogą Własnej Legendy rozumie, że jeśli nie otworzy się na chwile obecną
to przeoczy znaki, które wskazują mu drogę przeznaczenia. Gdy zajmujemy się
przeszłością lub przyszłością, jesteśmy nieobecni. Bawimy się wspomnieniami lub
planami na przyszłość i nie ma nas w tym czasie i w tym miejscu, w którym
znajduje się nasze ciało. Nieobecni duchem, zapatrzeni w nierealny teatr myśli,
marnujemy nasze niepowtarzalne życie.
Czytanie znaków wszechświata to rozpoznawanie drogi naszego
przeznaczenia w zdarzeniach dnia powszedniego. Bardzo osobiste, wolne od
stereotypowych interpretacji otwarcie się na duchowe przesłanie ukryte w
kolejach naszego losu. Nie da się tego dokonać bez wyciszenia umysłu. Każdy z
nas musi te znaki odczytać samodzielnie, odgadując ich właściwe znaczenie,
bowiem każde zdarzenie może być znakiem. Mamy świadomość istnienia znaków ale
najczęściej nie chcemy ich widzieć.
Brak zdecydowania czyni człowieka wewnętrznie rozdartym i
nieszczęśliwym, niezdolnym do realizowania swoich pragnień ani kształtowania
dnia dzisiejszego.
Tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką.
Na tej planecie istnieje jedna wielka prawda : kimkolwiek
jesteś, cokolwiek robisz, jeśli naprawdę z całych sił czegoś pragniesz znaczy
to, że pragnienie owo zrodziło się w Duszy Wszechświata. Spełnianie tego
pragnienia to twoja misja na ziemi.
To od nas samych zależy czy nasze życie będzie radosnym
powrotem do tego co rzeczywiste i prawdziwe, czy też będzie udręką sennych
koszmarów i lęku przed śmiercią.
Strach przed kresem istnienia odczuwamy wtedy gdy boimy się
sięgnąć po skarb życia.
Tajemnica szczęśliwego życia leży w tym, by dostrzegać
piękno świata nie zapominając o oleju na łyżce.
Własna legenda to indywidualna, niepowtarzalna droga
duchowej podróży. To życie czyniące
zadość naszym najważniejszym marzeniom i
najgłębszym tęsknotom. To spełnianie z wiarą, odwagą i uporem naszego
życiowego powołania. Uzależniając nasze
szczęście od spełnienia wyobrażeń o tym co powinno się wydarzyć - śnimy nasz
niespełnialny sen o szczęściu.
Początkowo nie czujemy strachu przed naszymi pragnieniami ale w miarę
dorastania jakieś tajemnicze siły starają się nas przekonać, że podążanie za własną legendą jest
niemożliwe i kierują nasze marzenia i aspiracje w inna stronę.
Jeśli nie posiadamy głębokiej świadomości celu własnego życia to grozi nam chaos i
bylejakość.
" Kim jestem, kto jest tym, który widzi, słyszy,
odczuwa i myśli" - zajmijmy się poważnie tym pytaniem, odkryjmy naszą
tożsamość. Rolą psychoterapeuty jest odkrycie wraz z pacjentem takich <
klisz> / emocjonalno-zmysłowe obrazy z przeszłości/ , zrozumienie ich genezy
i sposobu oddziaływania na nasze obecne
życie. Potem pomoc w konstruktywnym zagospodarowaniu uwolnionej dzięki temu energii psychicznej.
Nikomu nie wolno drżeć przed nieznanym gdyż każdy jest w
stanie zdobyć to, czego pragnie. Silne wstrząsy psychiczne otwierają nas często
na głębsze doświadczanie rzeczywistości. W ostatecznym rozrachunku liczy się
tylko odwaga i siła ducha. A ta u ludzi wrażliwych i subtelnych / czyli tych
uznawanych dzisiaj za słabszych - na
ogół jest większa. Osobie wrażliwej i
czującej nic nie przeszkodzi w dążeniu do spełnienia własnej legendy.
Czym innym jest umiejętność odpowiedniego zachowania w
różnych sytuacjach, kultura osobista i moralność , a czym innym nieświadome i
bezrozumne bycie niewolnikiem obyczaju,
konwencji albo mody.
Nadmiar ambicji cechuje przede wszystkim tych spośród nas,
którzy mają zranione serca i z tego powodu trudno im się otworzyć na duchowy
wymiar życia. Niekłamanym podziwem i szacunkiem nie obdarzamy tych, którzy mają
kosztowne ubrania i dużo pieniędzy lecz ludzi mądrych, wolnych i kochających.
Gdy nauczymy się dostrzegać niezwykłość i niepowtarzalność
każdej przeżywanej chwili - nadzieja nie
będzie nam potrzebna. Zastąpi ją prawda " żyj tak jakby każda chwila była
ostatnią w twoim życiu". Miłość prawdziwa, wolna od " ego" nigdy nie kieruje swego blasku na jednego człowieka.
Bez wysiłku, naturalnie jak słońce oświetla wszystko, wszystkim jest zachwycona
i we wszystkim znajduje swoje odbicie. Bywa , że chętniej bierzemy na swoje
barki odpowiedzialność za innych niż za własne życie. Ale dopóki nie zrobimy
czegoś dla Własnej Legendy - nie będziemy w stanie otworzyć się na ludzi i
mądrze się o nich troszczyć. Przekonanie o konieczności bezgranicznego
poświęcenia się na ogół nie ma nic wspólnego z prawdziwym współczuciem.
Poświęcenie ma wartość wtedy gdy jest naszym świadomym wyborem a nie przymusem
w przebraniu cnoty lub sposobem na zaskarbienie sobie czyjejś wdzięczności.
Głodnemu trzeba dać wędkę i nauczyć go łowić ryby albo dać mu ziemię i nauczyć
siać i zbierać. Nakarmić go wolno jedynie dla podtrzymania sił gdy umiera z
głodu. Prawdziwe współczucie czyni ludzi wolnymi !
Bólu w związkach z ludźmi doznajemy wtedy gdy poszukujemy w
drugiej osobie ratunku i ukojenia i nie udaje nam się ich wyegzekwować.
Prawdziwa miłość nie boli. Cierpienie wynika z jej braku. Domaganie się od Bogu
ducha winnych ludzi aby stali się ratunkiem, remedium na nasze niespełnione
życie jest agresją przebraną za słabość i prowadzi nieuchronnie do konfliktu.
Jeśli odkryjemy, że szukamy bezpieczeństwa, namaszczenia,
poczucia mocy, znaczenia czy przewagi - to powinno być to dla nas alarmującym
ostrzeżeniem, że grożą nam duchowe manowce. Może to nas zaprowadzić na zgubne
drogi religijnej obsesji, przywódczej autokracji lub uzależnienia od
uzurpatorów i pseudo autorytetów. Sekty zakładane są przez ludzi psychicznie i
duchowo niespełnionych i takich przyciągają wyznawców. Przede wszystkim tych,
którzy są spragnieni mocy, znaczenia i bezpieczeństwa. Tym spośród nas, którzy
wzrastali pod opieką żyjących w chaosie moralnym , nieobliczalnych i groźnych
dorosłych, bezwzględnie egzekwujących swoją wolę , budzących lęk i przerażenie,
upokarzających, zawstydzających i gwałcących - sekty wydaja się bardzo kuszącą
propozycją. Charakteryzuje je bowiem silna emocjonalna więź grupy, jasna
struktura, cele i zasady, wspólna ideologia oraz stojący na czele autorytarny
przywódca, narzucający własne reguły postępowania we wszystkich - także
najbardziej prywatnych - obszarach życia członków sekty. Jej adepci mogą więc
czuć się zwolnieni od odpowiedzialności za własne życiowe wybory i decyzje. W
dodatku z powodu potępienia przez oficjalne kościoły, przeżywają namiastkę
męczeństwa, czerpiąc jednocześnie upragnioną satysfakcję z buntu przeciwko
potężnym, oficjalnym autorytetom.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
MOC człowieka
Dawno, dawno temu w górach Tybetu zebrali się mędrcy tego
świata znający tajemnice mocy człowieka. Wiedzieli, że czasem ludzie robią
rzeczy straszne i wykorzystują tę potęgę przeciwko sobie. Postanowili więc
ukryć moc człowieka przed nim samym. Długo medytowali, dyskutowali szukając
najlepszego miejsca na świecie. Jeden z mędrców powiedział: Ukryjmy tę moc w najgłębszej kopalni świata, zasypmy ją kamieniami i ogromnymi głazami-
człowiek tam jej nie znajdzie. Ale inni kręcili głowami mówiąc: Człowiek to
arcyciekawe stworzenie, lubi badać głębokie pieczary i z pewnością ją znajdzie.
Drugi mędrzec powiedział: Ukryjmy moc na dnie najgłębszego oceanu, postawmy na
straży żarłoczne ryby i niebezpieczne prądy – nie znajdzie jej. Ale inni twierdzili: I tam zagoni człowieka ciekawość i chęć
przeżycia przygody – znajdzie ją. Następny radził, aby moc umieścić na szczycie
najwyższej góry, zasypać śniegiem, zakuć w wiecznym lodzie, na straży postawić wicher i mróz – ale i te
przeszkody zdawały się być za małym wyzwaniem dla nieposkromionej żądzy
zdobywania, od wieków mieszkającej w ludziach.
I kiedy zdawało się, że nie ma już takiego miejsca, gdzie można ukryć ludzką moc, najstarszy z mędrców powiedział: Ukryjcie tę moc w samym człowieku, tam na pewno nie będzie jej szukał! Do głowy mu nie przyjdzie, że wszystko co najwspanialsze na świecie ma właśnie w sobie!
I kiedy zdawało się, że nie ma już takiego miejsca, gdzie można ukryć ludzką moc, najstarszy z mędrców powiedział: Ukryjcie tę moc w samym człowieku, tam na pewno nie będzie jej szukał! Do głowy mu nie przyjdzie, że wszystko co najwspanialsze na świecie ma właśnie w sobie!
Tak też uczynili.
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Bajka o pierścieniu - J.Bucay
-Przychodzę mistrzu, gdyż czuję się
tak mało dowartościowany, że nic mi się
nie chce robić. Słyszę, że do niczego się nie nadaję, że nic mi nie wychodzi
dobrze, że jestem niezdarny i głupi. Co mam zrobić, żeby się zmienić? Co mam
robić, żeby mnie szanowali?
Mistrz, nie patrząc na niego,
powiedział:
-Bardzo mi
przykro, młodzieńcze. Nie mogę Ci pomóc, albowiem najpierw muszę rozwikłać
własny problem. Chyba, że później...
I po przerwie
dodał:
- Gdybyś zechciał
mi pomóc, mógłbym rozwiązać ten problem o wiele szybciej
i wtedy spróbowałbym pomóc tobie.
- Wspaniale,
mistrzu - wyjąkał młodzieniec, ponownie czując niedowartościowanie
z powodu odsunięcia jego potrzeb na dalszy plan.
z powodu odsunięcia jego potrzeb na dalszy plan.
Mistrz ściągnąwszy
pierścionek z małego palca lewej dłoni, podał go młodzieńcowi mówiąc:
- Weź konia, który
czeka na zewnątrz, i pojedź na targ. Mam do spłacenia dług, więc muszę sprzedać
ten pierścionek. Ważne jest, abyś dostał za niego możliwie jak najwięcej, i nie
przyjmuj zapłaty poniżej jednego dukata. Jedź i wracaj szybko z pieniędzmi.
Młodzieniec wziął
pierścionek i pojechał. Na targu od razu zaczął oferować klejnot handlarzom,
którzy patrzyli na niego z zainteresowaniem dopóty, dopóki nie zażądał ceny.
Kiedy tylko usłyszeli, że chce za pierścionek dukata, wybuchali śmiechem,
niektórzy odchodzili i jedynie pewien starzec był na tyle miły, że zechciał mu
wyjaśnić, że jeden dukat miał o wiele większą wartość niż jego pierścionek.
Ktoś inny chcąc mu pomóc, zaoferował jednego srebrnika i miedziane naczynie,
jednak młodzieniec, pomny pouczeń mędrca, nie przyjął oferowanej zapłaty.
Zaproponował sprzedaż pierścionka chyba ponad setce kupców, ale na nic.
Przygnębiony swoim niepowodzeniem wsiadł na konia i odjechał. Ileż by dał za
to, aby móc ofiarować mędrcowi zapłatą i uwolnić go od jego zmartwienia, a tym
samym otrzymać radę i pomoc dla siebie. Wszedł do środka.
- Mistrzu -
powiedział - przykro mi. Nie zdołałem uzyskać żądanej przez ciebie zapłaty.
Najwięcej, co mi oferowano, nie przekraczało wartości dwóch czy trzech
srebrników, ale przecież nie mogłem nikogo oszukać i mówić, że pierścionek wart
jest więcej.
- To, co
powiedziałeś, jest bardzo ważne, młody przyjacielu - odparł mędrzec,
uśmiechając się. - Najpierw musimy poznać prawdziwą wartość pierścionka. Wsiądź
jeszcze raz na konia i pojedź do jubilera. Kto lepiej niż on będzie wiedział?
Powiedz, że chcesz sprzedać ten pierścionek, i zapytaj go, ile zapłaci. Ale nie
zważaj na jego propozycję kupna. Wróć z moim pierścionkiem. Młodzieniec dosiadł
konia i pojechał. Jubiler badał klejnot w świetle lampy oliwnej, patrzył na
niego przez lupę, ważył go i na końcu powiedział:
- Chłopcze,
powiedz mistrzowi, że jeżeli zależy mu na tym, abym od razu kupił pierścionek,
nie mogę dać mu więcej jak pięćdziesiąt osiem dukatów.
- Pięćdziesiąt
osiem dukatów?! - wykrzyknął młodzieniec.
- Tak -
odpowiedział jubiler - Wiem, że z czasem moglibyśmy dostać za niego około
siedemdziesięciu dukatów, ale jeśli to pilne ...
Radość młodzieńca
była tak wielka, że pragnął jak najprędzej wrócić do mistrza, aby podzielić się
z nim dobrą nowiną.
- Siadaj -
powiedział mędrzec, wysłuchawszy go najpierw uważnie – Ty również jesteś jak
pierścionek: jesteś skarbem, cennym i jedynym w swoim rodzaju. Twoją wartość
może oszacować tylko prawdziwy ekspert. Dlaczego wymagasz od życia, aby twa
prawdziwą wartość odkrył obojętnie kto? I mówiąc te słowa, ponownie nasunął
pierścionek na mały palec lewej dłoni.
(Bucay, J.,
Pozwól, że Ci opowiem ... bajki, które nauczyły mnie jak żyć, Wydawnictwo
Replika 2004)
+++++++++++++++++++++++++++++++++
Był sobie kiedyś
chłopiec o paskudnym charakterze. Jego ojciec dał
mu torebkę gwoździ i powiedział, by je wbił w płot ich ogrodu za
każdym razem, gdy straci cierpliwość lub będzie chciał kogoś obrazić.
mu torebkę gwoździ i powiedział, by je wbił w płot ich ogrodu za
każdym razem, gdy straci cierpliwość lub będzie chciał kogoś obrazić.
Pierwszego dnia
chłopiec wbił 37 gwoździ. W następnych tygodniach
nauczył się kontrolować siebie i liczba gwoździ wbijanych w płot
zmniejszała się z dnia na dzień; w końcu doszedł do wniosku, że
łatwiej jest kontrolować siebie, niż wbijać gwoździe.
nauczył się kontrolować siebie i liczba gwoździ wbijanych w płot
zmniejszała się z dnia na dzień; w końcu doszedł do wniosku, że
łatwiej jest kontrolować siebie, niż wbijać gwoździe.
Wreszcie nadszedł
dzień, kiedy chłopiec nie wbił już żadnego
gwoździa. Poszedł zatem do ojca i powiedział mu, że tego dnia nie wbił żadnego
gwoździa.
A ojciec mu
powiedział, by teraz wyjął jednego gwoździa za każdym
razem, gdy nie stracił cierpliwości. Mijały dni, aż w końcu chłopiec mógł przyjść do ojca i powiedzieć, że wyjął już wszystkie gwoździe.
Poszli razem, by to zobaczyć i ojciec powiedział:
- Synu zachowywałeś się dobrze, ale spójrz teraz na te dziury...
Ten płot nigdy już nie będzie taki, jak na początku.
Kiedy kogoś obrażasz i kiedy mówisz mu coś złośliwego,
zostawiasz w nim rany takie, jak tutaj.
razem, gdy nie stracił cierpliwości. Mijały dni, aż w końcu chłopiec mógł przyjść do ojca i powiedzieć, że wyjął już wszystkie gwoździe.
Poszli razem, by to zobaczyć i ojciec powiedział:
- Synu zachowywałeś się dobrze, ale spójrz teraz na te dziury...
Ten płot nigdy już nie będzie taki, jak na początku.
Kiedy kogoś obrażasz i kiedy mówisz mu coś złośliwego,
zostawiasz w nim rany takie, jak tutaj.
Możesz komuś wbić
nóż w plecy i później go wyjąć, ale zawsze
pozostanie rana.
Mało ważne jest, jak często będziesz kogoś przepraszał, rana
pozostanie.
Zranienie słowne robi tyle samo szkód, co zranienie fizyczne.
Przyjaciele i Ci, którzy są blisko Nas są rzadkim darem, rozśmieszają Cię i podnoszą na
duchu.
Są gotowi Cię wysłuchać, kiedy tego potrzebujesz i otwierają przed
Tobą serce.
Pokaż, jak bardzo ich kochasz.
Czasami słowo a czasami zapomnimy o czymś istotnym dla drugiej strony...
i spowodujemy ranę głęboką, którą sami mocno będziemy odczuwać...
chociaż, to trudne w realizacji...starajmy się, nie czynić innym, co nam samym jest nie miłe...
Mało ważne jest, jak często będziesz kogoś przepraszał, rana
pozostanie.
Zranienie słowne robi tyle samo szkód, co zranienie fizyczne.
Przyjaciele i Ci, którzy są blisko Nas są rzadkim darem, rozśmieszają Cię i podnoszą na
duchu.
Są gotowi Cię wysłuchać, kiedy tego potrzebujesz i otwierają przed
Tobą serce.
Pokaż, jak bardzo ich kochasz.
Czasami słowo a czasami zapomnimy o czymś istotnym dla drugiej strony...
i spowodujemy ranę głęboką, którą sami mocno będziemy odczuwać...
chociaż, to trudne w realizacji...starajmy się, nie czynić innym, co nam samym jest nie miłe...
+++++++++++++++++++++++++++++++++
Jak
wyglądają niebo i piekło?
"Pewnego dnia Swami zapytał Shive:
- Panie, powiedz mi, jak wyglądają niebo i piekło?
- Chcesz wiedzieć? Chodź ze mną. Pokażę Ci - odpowiedział Shiva i
zaprowadził go do miejsca, w którym Swami stanął przed dwojgiem drzwi.
Otworzył pierwsze. Na środku pokoju stał
okrągły stół, a na nim duże naczynie z jedzeniem. Jedzenie pachniało tak
aromatycznie, że Swami poczuł nieopisany głód.
Dookoła stołu siedzieli ludzie.
Wychudzeni, smutni i szarzy. Każdy z nich trzymał w ręku łyżkę, która miała
bardzo długą rączkę przytwierdzoną do ich dłoni. Każdy mógł sięgnąć łyżką do
naczynia, ale nie mógł nasycić się jedzeniem, gdyż rączka łyżki była dłuższa,
niż ręka.
Swami’ego przeszły ciarki na widok tego
cierpienia i nieszczęścia.
- Właśnie widziałeś piekło - powiedział
Shiva.
Następnie Shiva otworzył drugie drzwi.
Pokój wyglądał dokładnie tak samo, na środku pokoju stał dokładnie taki sam
stół, a na nim dokładnie takie samo naczynie pełne wyśmienitego jedzenia.
Dookoła siedzieli ludzie z takimi samymi długimi łyżkami przytwierdzonymi do
ich dłoni. Wszyscy jednak byli weseli, w świetnej formie, prowadzili ożywioną
dyskusję. Pokój promieniał radością i dobrobytem.
- Nie rozumiem - powiedział Swami.
- To proste - odpowiedział Shiva.
Ci szczęśliwi ludzie nauczyli się karmić
siebie nawzajem, podczas gdy tamci, chciwi, potrafią myśleć tylko o
sobie."
**********************************************
Pewien staruszek wybrał się z wnuczką na
spacer brzegiem morza. Traf chciał, że tego dnia morze wyrzuciło na
piasek setki meduz. Pochylił się starzec, choć ciężko mu było, wziął do
ręki meduzie istnienie i wrzucił do wody. Później drugie, trzecie i
dziesiąte. Dzielnie pomagała mu przy tym dziewczynka.
Obserwował to stary rybak i westchnął:
- Ludzie, co wy robicie? Codziennie sztorm wyrzuca tysiące meduz! Wasze działanie nie ma sensu!
- Ludzie, co wy robicie? Codziennie sztorm wyrzuca tysiące meduz! Wasze działanie nie ma sensu!
A dziadek, którego krzyż już od schylania bolał, wyprostował się i rzekł:
- Może dla ciebie nie, ale dla każdej z tych meduz, którą wrzucę do wody ma to, gwarantuje ci, kolosalne znaczenie.
Do Ciebie od Twojego Boga jakim Go pojmujesz. Przyjmij moje rady.
TRZEJ MĘDRCY
- Może dla ciebie nie, ale dla każdej z tych meduz, którą wrzucę do wody ma to, gwarantuje ci, kolosalne znaczenie.
**********************************************
Do Ciebie od Twojego Boga jakim Go pojmujesz. Przyjmij moje rady.
Słyszę Twój płacz. Przebija
ciemności, wznosi się poprzez chmury,
miesza ze światłem gwiazd i
trafia do mego serca po promieniu słońca.
Bolałem nad wołaniem zająca
schwytanego we wnyki,
wróbla wyrzuconego z gniazda
przez matkę,
dziecka bezradnie bijącego
rękoma w wodę sadzawki i Syna umierającego na krzyżu.
Wiedz, że Ciebie też słyszę.
Bądź spokojny. Ucisz się.
Przychodzę ukoić Twój smutek,
albowiem znam jego przyczynę i wiem, jak go uleczyć.
Płaczesz nad dziecięcymi
marzeniami, które uleciały z biegiem lat.
Płaczesz nad utraconą
godnością, którą zabiły Twoje porażki.
Płaczesz nad nie
wykorzystanymi zdolnościami,
które przehandlowałeś za
bezpieczną egzystencję.
Płaczesz nad utratą własnej tożsamości,
zadeptanej przez tłum.
Płaczesz nad zmarnowanym
talentem, któremu się sprzeniewierzyłeś.
Patrzysz na siebie ze wstydem
i odwracasz się w przerażeniu od swego odbicia w wodzie.
Kim jest ta ludzka atrapa
spoglądająca na Ciebie bladymi oczyma hańby?
Gdzie podziały się wdzięk
Twoich manier, piękno Twej postaci,
prężność ruchów, jasność
umysłu, świetność mowy? Kto skradł Ci te dobra?
Czy ów złodziej jest Ci
znany, tak jak mnie?
Niegdyś na polu Twego ojca
układałeś głowę na poduszce z trawy,
przyglądałeś się katedrom
chmur i wiedziałeś,
że kiedyś Twoje będzie całe
złoto Babilonu.
Niegdyś czytałeś wiele ksiąg
i pisałeś na wielu tabliczkach,
przeświadczony ponad wszelką
wątpliwość, że dorównasz w mądrości Salomonowi,
a nawet go przewyższysz.
Minęłyby lata i oto
panowałbyś niepodzielnie we własnym ogrodzie Edenu.
Czy pamiętasz, kto natchnął
Cię tymi planami i marzeniami
i posiał w Tobie ziarna
nadziei? Nie możesz pamiętać.
Nie zachowałeś wspomnienia
tej pierwszej chwili,
kiedy wyszedłeś z łona matki,
a ja położyłem rękę na Twoim miękkim czole.
Czy pamiętasz tajemnicę,
którą wyszeptałem Ci do ucha, błogosławiąc Cię?
Czy pamiętasz naszą
tajemnicę? Nie możesz pamiętać.
Upływające lata zniszczyły te
wspomnienia, albowiem napełniły Twój umysł lękiem, zwątpieniem, troskami,
wyrzutami sumienia i nienawiścią.
Tam, gdzie zamieszkują te
bestie, nie ma miejsca, nie ma miejsca na radosne wspomnienia. Nie płacz
więcej.
Jestem z Tobą... a ta chwila
jest jak linia dzieląca Twoje życie.
Wszystko, co działo się przed
nią, to jakby przedłużenie okresu,
który przespałeś w łonie
matki. Przeszłość umarła. Niechaj umarli grzebią swoich umarłych .
Dzisiaj powstajesz ze śmierci
za życia. Dzisiaj, jak Eliasz nad synem wdowy,
trzykrotnie rozciągam się nad
Tobą i przywracam Ci życie.
Dzisiaj, jak Elizeusz
wskrzeszający syna Szunemitki,
przykładam swoje usta do
Twoich ust, swoje oczy do Twoich oczu i swoje dłonie do Twoich dłoni,
tak iż rozgrzewa się znowu
Twoje ciało.
Dzisiaj, jak Jezus przy
grobie Łazarza, rozkazuję Ci wstać
i oto wychodzisz z jaskini
zatracenia, by rozpocząć nowe życie.
Dzisiaj są Twoje narodziny.
To nowa data Twoich urodzin.
Twoje poprzednie życie było
tylko jak próba przed spektaklem w teatrze.
Tym razem kurtyna jest
podniesiona. Tym razem publiczność patrzy i czeka,
by Cię zasypać oklaskami.
Tym razem nie zawiedziesz.
Zapal świeczki na urodzinowym torcie. Obdziel gości.
Nalej wina. Narodziłeś się
ponownie.
Wyfruniesz niby motyl z
poczwarki, tak wysoko, jak zapragniesz i ani osy, ani ważki,
ani modliszki rodzaju ludzkiego
nie przeszkodzą Ci w Twojej misji,
ani w poszukiwaniach
prawdziwych bogactw życia.
Poczuj moją rękę na swojej
głowie. Posłuchaj mojej mądrości.
Pozwól, że znowu podzielę się
z Tobą tajemnicą,
którą powierzyłem Ci w
momencie narodzin i o której zapomniałeś.
Jesteś moim największym
cudem. Jesteś największym cudem świata.
To były pierwsze usłyszane
przez Ciebie słowa. Potem zapłakałeś.
Wszyscy płaczą. Nie
uwierzyłeś mi...
A w ciągu minionych lat nie
zdarzyło się nic, co pozbawiłoby Cię Twej niewiary.
Albowiem jak możesz być
cudem, skoro uważasz, że nie radzisz sobie z najbardziej poślednimi pracami?
Jak możesz być cudem, skoro z
tak małą wiarą wykonujesz najprostsze obowiązki?
Jak możesz być cudem, gdy
obarczony długami nie śpisz nocą, dręcząc się, skąd weźmiesz na jutrzejszy
chleb? Dość.
Co się stało, to się nie
odstanie. A przecież, iluż posłałem proroków, mędrców,
artystów, naukowców,
filozofów z wieścią o Twojej boskości,
o Twoich niezmierzonych
możliwościach i o tajnikach osiągnięć!
Jak ich potraktowałeś? Jednak
kocham Cię i jestem teraz z Tobą w tych słowach,
wypełniając proroctwo, że Pan
wyciągnie rękę po raz drugi, by odzyskać resztę swego ludu.
Wyciągnąłem rękę. To jest ten
drugi raz. Ty jesteś moim ludem.
Próżno pytać: Czy nie
wiedziałeś, nie słyszałeś, nie rozumiałeś,
czy nie mówiono Ci o tym od
zarania dziejów? Nie wiedziałeś;
nie słyszałeś; nie
rozumiałeś. Powiedziano Ci, że jesteś bogiem w przebraniu,
bogiem grającym rolę głupca.
Powiedziano Ci, że jesteś dziełem niezwykłym,
obdarzonym szlachectwem
rozumu, nieograniczonymi zdolnościami,
cudownie wyrażającym się
przez ciało i ruch, niczym anioł w działaniu,
niczym bóg w pojmowaniu.
Powiedziano Ci, że jesteś solą ziemi.
Wyjawiono Ci nawet tajemnicę,
że możesz poruszać góry, dokonywać niemożliwego.
Nie uwierzyłeś nikomu.
Spaliłeś mapę wskazującą kierunek do szczęścia,
zrezygnowałeś z prawa do
spokoju ducha, zdmuchnąłeś świece ustawione
wzdłuż przeznaczonej Ci drogi
do chwały; szedłeś, potykając się, przerażony
i zagubiony w mrokach
bezradności i żalu nad sobą, aż wpadłeś w piekło,
które sam stworzyłeś. Potem
płakałeś, biłeś się w piersi i przeklinałeś los,
jaki Cię spotkał. Nie
chciałeś uznać skutków własnych małostkowych myśli
i lenistwa w działaniu;
szukałeś kozła ofiarnego, którego mógłbyś winić za porażkę.
Jakże szybko go znalazłeś!
Obwiniłeś mnie! Krzyczałeś, że Twoje ułomności,
miernota, nie sprzyjające
warunki, porażki - były wolą Boga! Myliłeś się!
Sporządźmy wykaz. Najpierw
odczytajmy listę Twoich ułomności.
Jak bowiem mógłbym nakazać Ci
budowanie nowego życia,
gdybyś nie miał po temu
możliwości? Czy jesteś ślepy?
Czy nie widzisz, że słońce
wschodzi i zachodzi? Nie. Widzisz.
Umieściłem sto milionów
receptorów w Twoich oczach,
abyś mógł radować się pięknem
zaklętym w liściu, w płatku śniegu, urodą sadzawki, orła, dziecka, chmury,
gwiazdy, róży, tęczy...
i czarem miłosnego
spojrzenia. Policz to jako pierwszy dar. Czy jesteś głuchy?
Czy nie usłyszysz, kiedy
zapłacze lub roześmieje się niemowlę? Usłyszysz.
Dwadzieścia cztery tysiące
maleńkich rzęsek, jakie wbudowałem w każde z Twoich uszu,
przenoszą drgania dźwięków,
odpowiadając na szum wiatru w drzewach,
fal przypływu rozbijających
się o skały, majestat operowego śpiewu, śmiech bawiących się dzieci...
i na słowa: kocham cię.
Policz to jako następny dar.
Czy jesteś niemy?
Czy Twoje wargi poruszają się
tylko po to, by wypluć ślinę? Nie.
Potrafisz mówić, czego nie
potrafią żadne inne z moich stworzeń.
Twoje słowa mogą uspokoić
rozgniewanych, podnieść na duchu przygnębionych,
pobudzić do działania
zniechęconych, pocieszyć nieszczęśliwych, ogrzać samotnych,
pochwalić prawych, dodać
odwagi pokonanym, pouczyć nie wiedzących...
i możesz powiedzieć: kocham
cię. Policz to jako kolejny dar.
Czy jesteś sparaliżowany? Czy
nie możesz się poruszać? Nie.
Poruszasz się. Nie jesteś
drzewem przykutym do miejsca, opierającym się wichurze
i nieprzychylnemu światu.
Możesz się wyginać, biegać, tańczyć i pracować,
albowiem w Twoim ciele
umieściłem złożony układ pięciuset mięśni, dwustu kości,
dwunastu kilometrów nerwów;
wszystkie one współdziałają, by wykonywać Twoje rozkazy.
Policz ten kolejny dar. Czy
jesteś nie kochany
i sam nie kochasz? Czy dniem
i nocą dręczy Cię samotność? Nie. Dość.
Albowiem teraz poznałeś już
tajemnicę miłości: że aby otrzymać miłość, musisz ją dawać,
nie licząc na odwzajemnienie.
Kochanie po to, by uzyskać spełnienie,
zadowolenie lub by się
pysznić tym, że kochasz, nie jest miłością.
Miłość jest darem, za który
nie żąda się niczego w zamian. Wiesz teraz,
że niesamolubna miłość jest
sama w sobie nagrodą.
I nawet jeśli miłość
pozostanie nieodwzajemniona, nie jest utracona,
albowiem powróci do Ciebie,
zmiękczy i oczyści Twoje serce.
Policz następny dar. Policz
go dwukrotnie. Czy Twoje serce jest porażone?
Czy broczy krwią i wytęża
się, by utrzymać Cię przy życiu? Nie.
Dotknij piersi i poczuj jego
rytm, poczuj,
jak pulsuje, godzina po
godzinie, dniem i nocą, trzydzieści sześć milionów uderzeń
rocznie, rok po roku, kiedy
śpisz i kiedy czuwasz, pompując krew przez około
sto tysięcy kilometrów żył,
tętnic i naczynek. Prawie dwa i pół miliona litrów
na rok. Człowiek nigdy nie
stworzył takiego urządzenia. Policz ów następny dar.
czy Twoja skóra jest chora?
Czy ludzie odwracają się z odrazą, kiedy się zbliżasz?
Nie. Twoja skóra jest czysta,
to cud natury, wymaga tylko, abyś ją pielęgnował mydłem,
olejkami, szczotką. Z czasem
wszelka stal matowieje i rdzewieje,
ale nie Twoja skóra. W końcu
zużyją się najtwardsze metale, ale nie ta żywa powłoka,
w którą Cię odziałem. Stale
się odnawia, nowe komórki zastępują stare,
podobnie jak teraz nowy Ty
zastępujesz starego. Policz kolejny dar.
Czy Twoje płuca są
zanieczyszczone?
Czy oddech życia z trudem
wpływa do Twego ciała? Nie.
Twoje bramy życia stale Ci
służą, nawet w najbardziej zatrutym
przez Ciebie środowisku;
sześćset milionów pęcherzyków nieprzerwanie
filtruje życiodajny tlen,
zarazem usuwając z ciała niszczące gazy.
Policz więc następny dar. Czy
Twoja krew jest zatruta?
Czy zmieszana jest z wodą i
ropą? Nie.
Twoje pięć litrów krwi
zawiera dwadzieścia dwa tryliony krwinek,
a każda krwinka miliony
cząsteczek;
atomy wewnątrz każdej
cząsteczki wykonują ponad dziesięć milionów drgań na sekundę.
W każdej sekundzie dwa
miliony krwinek obumierają i zastępowane są dwoma milionami
nowych w procesie
zmartwychwstania, który trwa od Twoich pierwszych narodzin.
Jak zawsze było wewnątrz, tak
teraz jest i na zewnątrz. Policz ten następny dar.
Czy Twój umysł jest słaby?
Czy już nie myślisz samodzielnie? Nie.
Twój mózg jest najbardziej
złożoną strukturą we wszechświecie.
Ja to wiem. W tym
półtorakilogramowym narządzie mieści się trzynaście miliardów komórek
nerwowych,
ponad dwa razy więcej niż
ludzi na ziemi.
Abyś mógł zapamiętać każde
wrażenie, każdy dźwięk, smak, zapach, ruch,
jakich doświadczyłeś od dnia
swoich narodzin,
umieściłem w komórkach mózgu
ponad miliard bilionów cząsteczek białka.
Zapisane są w nich wszystkie
wydarzenia Twojego życia, które czekają tylko, byś je sobie przypomniał.
Aby umożliwić mózgowi
kontrolę nad ciałem,
wyposażyłem go w cztery
miliony receptorów bólowych,
pięćset tysięcy receptorów
dotyku i ponad dwieście tysięcy receptorów ciepła.
Żaden skarbiec złota nie jest
lepiej strzeżony od Ciebie.
Żaden ze starożytnych cudów
świata nie jest większy od Ciebie.
Jesteś moim najdoskonalszym
dziełem. Energia atomów tkwiąca w Tobie wystarczy,
by zniszczyć największe
miasta świata... i odbudować je. Czy jesteś nędzarzem?
Czy nie ma złota i srebra w
Twojej sakiewce? Nie. Jesteś bogaczem!
Dopiero co zliczyliśmy
wspólnie Twoje bogactwa. Przestudiuj listę.
Policz je raz jeszcze.
Podlicz swoje aktywa. Dlaczego zdradziłeś samego siebie?
Dlaczego płakałeś, że zostały
Ci zabrane wszystkie dary dane człowiekowi?
Dlaczego oszukiwałeś się, że
nie masz w sobie mocy, by odmienić swoje życie?
Czyż nie posiadasz talentu,
rozumu, zdolności, nie odczuwasz pragnień i przyjemności,
nie odbierasz wrażeń, nie
masz dumy? Czy nie ma w Tobie nadziei?
Dlaczego kulisz się w cieniu,
pokonany olbrzym, oczekując tylko,
by w litościwie zabrano Cię w
upragnioną pustkę, w piekielną otchłań?
Masz tak wiele. Twoje dary
przepełniają kielich. Ale nie pamiętałeś o nich,
jak dziecko zepsute
wychowaniem w luksusie, chociaż ja szczodrze
i stale Cię nimi obsypuje.
Odpowiedz mi. Odpowiedz sam sobie. Jakiż bogacz, stary,
chory, słaby i bezradny, nie
oddałby całego złota ze swego skarbca za dary,
które traktowałeś tak lekko!
Poznaj zatem pierwszy sekret szczęścia i powodzenia:
posiadasz, nawet w tej
chwili, wszystkie dary potrzebne do zdobycia wielkiej chwały.
Są one Twoim skarbem,
narzędziami, którymi będziesz budował, począwszy od dzisiaj,
podstawy nowego, lepszego
życia. Zaprawdę powiadam Ci, licz swoje dary i wiedz,
że już teraz jesteś moim
najwspanialszym dziełem. To jest pierwsze prawo,
któremu musisz być posłuszny,
aby dokonać największego cudu świata, powrócić do człowieczeństwa ze śmierci za
życia.
Bądź też wdzięczny za lekcje,
których nauczyłeś się, żyjąc w biedzie.
Albowiem nie ten jest
biedakiem, kto niewiele posiada, lecz ten,
kto za wiele pragnie. A
prawdziwie bezpieczne życie nie zależy od rzeczy,
które człowiek posiada, lecz
od tych, bez których potrafi się obejść.
Gdzie są przeszkody, w
których upatrujesz źródło swoich porażek?
Istniały tylko w Twoim
umyśle. Licz swoje dary.
Drugie prawo podobne jest do
pierwszego. Głoś swoją cudowność.
Skazałeś siebie na to, by być
gliną na poletku garncarza i leżałeś tam,
niezdolny wybaczyć sobie, że
upadłeś, zabijając się samooskarżeniami,
nienawiścią i wstrętem do
sobie na myśl o niegodziwościach,
jakich się dopuściłeś wobec
siebie samego i innych. Czy to Cię nie zdumiewa?
Czy nie zastanawiasz się,
dlaczego ja potrafię Ci wybaczyć Twoje upadki,
grzechy, żałosne zachowanie,
a Ty nie potrafisz wybaczyć sobie?
Zwracam się teraz do Ciebie z
trzech powodów. Potrzebujesz mnie.
Nie należysz do stada
pędzącego na zatracenie w szarej masie miernoty.
Jesteś rzadkim klejnotem.
Pomyśl o obrazie Rembrandta, rzeźbie Degasa,
skrzypcach Stradivariusa albo
sztuce Szekspira.
Te dzieła mają wartość z
dwóch powodów: ich twórcy to mistrzowie i jest ich niewielu.
Ale każde z tych dzieł ma
sobie podobne. Zgodnie z tym rozumowaniem,
ty jesteś najcenniejszym
skarbem na ziemi, bo wiesz, kto Cię stworzył i jesteś jedyny.
Pośród siedemdziesięciu
miliardów ludzi, którzy chodzili i chodzą
po tej planecie od zarania
dziejów, nigdy nie było na niej nikogo dokładnie takiego
samego jak Ty.
Nigdy, aż po kres wszelkiego
istnienia, nie będzie nikogo takiego jak Ty.
Nie wiedziałeś o swojej
niepowtarzalności i nie doceniałeś jej.
A przecież jesteś jedyny na
świecie. Z ciała Twego ojca w chwili najwyższego uniesienia
wytrysnęła olbrzymia ilość
nasionek miłości, ponad czterysta milionów.
Wszystkie one, poruszając się
w łonie Twej matki, obumarły.
Wszystkie z wyjątkiem
jednego. Ciebie.
Ty jedyny przetrwałeś w
przyjaznym cieple matczynego ciała, szukając swojej drugiej połówki,
pojedynczej komórki tak maleńkiej,że potrzeba by takich ponad
dwa miliony, by wypełnić skorupkę żołędzia.
I pomimo znikomych szans,
jakie miałeś w tym ogromnym zgubnym oceanie ciemności,
nie ustałeś, znalazłeś tę
nieskończenie małą komórkę, złączyłeś się z nią
i rozpocząłeś nowe życie.
Twoje życie. Przybyłeś na świat, przynosząc ze sobą
- jak każde dziecko -
przesłanie, że bynajmniej nie zniechęciłem się do człowieka.
Dwie komórki złączyły się,
tworząc cud: setki genów zawierających się w każdym
z dwudziestu trzech
chromosomów każdej z nich określą wszystkie Twoje cechy,
kolor oczu, Twój wygląd,
wielkość mózgu.
Połączyłem jedną komórkę
Twojej matki z jedną wybraną spośród czterystu milionów
komórek Twego ojca.
Rozporządzając ponadto wielu możliwymi kombinacjami
zawartymi w nich genów,
mogłem stworzyć trzysta bilionów istot ludzkich,
każdą inną. A kogo
stworzyłem? Ciebie! Jedynego w swoim rodzaju.
Najrzadszy z rzadkich
klejnotów, bezcenny skarb, istotę wyposażoną w zalety umysłu,
mowy, powierzchowności,
zdolność poruszania się i działania,
niepodobną do nikogo, kto
kiedykolwiek żył,
żyje czy żyć będzie. Dlaczego
ceniłeś się w groszach,
podczas gdy wart jesteś
królewskiego okupu? Dlaczego słuchałeś tych,
co Cię pomniejszali i co
gorsza, dlaczego im uwierzyłeś? Przyjmij radę.
Nie ukrywaj już dłużej swojej
cudowności pod korcem, wynieś ją na światło.
Pokaż światu. Nie chodź
śladami Twojego brata, nie naśladuj mowy Twoich przywódców
ani nie trudź się jak ludzie
mierni. Nigdy nie rób czegoś tak jak inni.
Nie naśladuj. Skąd bowiem
wiesz, że nie pójdziesz za złym przykładem?
Kto tak postąpi, zawsze
posuwa się dalej w czynieniu zła,
podczas gdy naśladują temu
dobro nigdy nie udaje się to w pełni.
Nikogo zatem nie naśladuj.
Bądź sobą. Pokaż swoją cudowność światu,
a ludzie obsypią Cię złotem.
To jest drugie prawo. Głoś swoją cudowność.
Tak więc poznałeś dwa prawa.
Licz swoje dary! Głoś swoją cudowność!
Nic nie stoi Ci na
przeszkodzie. Nie jesteś mierny. Kiwasz potakująco głową.
Zmuszasz się do uśmiechu.
Przyznajesz, że sam się oszukiwałeś.
Przejdźmy do Twojej drugiej
skargi. Uważasz, że omijają Cię wszelkie okazje?
Przyjmij moją radę, a to się
odmieni,
albowiem oto podam Ci prawo
osiągania powodzenia w każdym przedsięwzięciu.
Wiele stuleci temu prawo to
ogłoszono Twoim pradziadom ze szczytu góry.
Niektórzy go posłuchali i
patrz - oto zebrali w życiu owoce: zdobyli szczęście,
wykształcenie, złoto, spokój
ducha. Większość nie posłuchała,
lecz szukała sposobów
magicznych, krętych ścieżek albo oczekiwała,
że diabeł zwany szczęśliwym
trafem przyniesie im życiowe bogactwa.
Czekali na próżno, tak jak i
Ty czekałeś. A potem płakali, tak jak Ty płakałeś,
uważając, że szczęście omija
ich z mojej woli. Prawo jest proste.
Młodzieniec czy starzec,
żebrak czy król, człowiek biały czy czarny,
mężczyzna czy kobieta -
wszyscy mogą wykorzystać jego sekret dla siebie;
albowiem spośród wielu zasad
osiągania powodzenia,
przekazywanych ustnie bądź w
pismach, jedna tylko nigdy nie zawiodła:
"A kto by Cię
przymuszał, żebyś szedł z nim jedną milę, idź z nim i dwie".
To zatem jest trzecie prawo.
Sekret, który przyniesie Ci bogactwa i uznanie,
o jakich nie śniłeś. Przejdź
następną milę!
Jedyny pewny sposób
osiągnięcia sukcesu to służyć więcej
i lepiej niż się od Ciebie
oczekuje, niezależnie od rodzaju wykonywanej pracy.
Zwyczaj tez stosowali od
zarania dziejów wszyscy, którym się powiodło.
Dlatego powiadam Ci:
najpewniej skażesz się na przeciętność, pracując tylko tyle,
za ile Ci płacą. Nie czuj się
oszukany, jeśli praca Twoja warta jest więcej niż srebro, które otrzymujesz.
Albowiem w życiu obowiązuje
prawo wahadła i jeśli Twój trud nie zostanie wynagrodzony dzisiaj,
wahadło cofnie się jutro,
zwracając Ci wszystko dziesięciokrotnie.
Człowiek przeciętny nigdy nie
idzie następnej mili, uważając, że na tym traci.
Ale Ty nie jesteś przeciętny.
Przejście następnej mili jest przywilejem,
na który musisz sobie
zasłużyć własną inicjatywą.
Nie wolno Ci tej dodatkowej
drogi unikać.
Zaniechasz jej, będziesz
robił nie więcej niż inni
a odpowiedzialność za porażkę
spadnie tylko na Ciebie.
Nieotrzymanie sprawiedliwej
zapłaty za służbę jest nie bardziej możliwe niż uzyskanie jej za nie wykonaną
pracę.
Przyczyny i skutku, środków i
celów, nasienia i owocu nie sposób rozdzielić.
Skutek już rozkwita w
przyczynie, cel kryje się w środkach, a owoc w nasieniu.
Przejdź następną milę. Nie
martw się, jeśli służysz niewdzięcznemu panu.
Służ mu lepiej. A zamiast
niego ja niech będę Twoim dłużnikiem,
wtedy bowiem poznasz, że
każda chwila dodatkowej służby,
każdy dodatkowy wysiłek będą
wynagrodzone.
I nie martw się, gdyby Twoja
nagroda nie nadchodziła szybko,
bo im dłużej jej nie
otrzymujesz, tym lepiej dla Ciebie...
Procent składany od
składanego procentu to największa korzyść z tego prawa.
Nie możesz domagać się
sukcesu, możesz nań tylko zasłużyć.
A teraz poznałeś wielką
tajemnicę, jak stać się godnym tej rzadkiej nagrody.
Przejdź następną milę! Gdzież
jest równina, skąd wznosił się Twój krzyk,
że omijają Cię okazje?
Rozejrzyj się wokół siebie. Spójrz, tam gdzie wczoraj taplałeś się
w błocie użalania się nad
sobą, teraz kroczysz wyprostowany po królewskim dywanie.
Nic się nie zmieniło... poza
Tobą; ale Ty jesteś wszystkim.
Jesteś moim największym
cudem. Jesteś największym cudem świata.
A zatem trzy są prawa osiągania
szczęścia i powodzenia. Licz swoje dary!
Głoś swoją cudowność! Przejdź
następną milę! Bądź cierpliwy w kroczeniu naprzód.
Liczenia darów z
wdzięcznością, głoszenia swojej cudowności z dumą,
przejścia następnej mili, a
potem jeszcze jednej - tego nie nauczysz się,
ani nie dokonasz w mgnieniu
oka. Licz to, co zdobywasz z największym trudem,
najdłużej zachowujesz;
podobnie ten, kto zapracował na fortunę,
bardziej o nią dba niż jego
spadkobiercy. Nie lękaj się, wchodząc w nowe życie.
Każdej szlachetnej zdobyczy
towarzyszy ryzyko. Kto boi się ryzyka,
niech nie oczekuje
zwycięstwa. Teraz wiesz, że jesteś cudem.
Jako cud jesteś
nieustraszony. Bądź dumny.
Nie jesteś chwilowym kaprysem
beztroskiego stwórcy eksperymentującego w laboratorium życia.
Nie jesteś niewolnikiem
niepojętych sił. Nie stworzyła Cię żadna inna siła poza moją,
żadna miłość poza moją.
Jesteś jej swobodnym przejawem. Stworzyłem Cię celowo.
Poczuj moją dłoń. Usłysz moje
słowa. Potrzebujesz mnie i ja potrzebuję Ciebie.
Musimy odbudować świat; a
jeśli to wymaga cudu, cóż to dla nas znaczy?
Obaj jesteśmy cudami i teraz
mamy siebie nawzajem.
Nigdy nie utraciłem wiary w
Ciebie, od chwili gdy wyprowadziłem Cię z oceanu
i postawiłem bezradnego na
piasku.
Według Twojej miary czasu
stało się to ponad pięćset milionów lat temu.
Próbowałem wielu modeli,
wielu kształtów, wielu rozmiarów,
aż wreszcie około trzydziestu
tysięcy lat temu nadałem Ci formę doskonałą.
Potem już przez wszystkie te
lata nie czyniłem żadnych ulepszeń.
Jak bowiem można ulepszyć cud?
Spoglądałem na Ciebie z zachwytem i byłem zadowolony.
Dałem Ci ziemię i uczyniłem
jej panem. Następnie, by umożliwić Ci rozwinięcie w pełni Twoich możliwości,
położyłem raz jeszcze rękę na
Tobie i obdarzyłem Cię mocami,
jakich nie zna żadne inne
stworzenie we wszechświecie po dziś dzień.
Dałem Ci moc myślenia. Dałem
Ci moc miłości. Dałem Ci moc woli.
Dałem Ci moc śmiania się.
Dałem Ci moc wyobraźni.
Dałem Ci moc tworzenia. Dałem
Ci moc planowania. Dałem Ci moc mowy.
Dałem Ci moc modlitwy. Byłem
z Ciebie bezgranicznie dumny.
Stworzyłem dzieło doskonałe,
największy cud. Pełną żywą istotę.
Kogoś, kto potrafi się
przystosować do każdego klimatu, znieść wszystkie trudy,
podjąć każde wyzwanie. Kogoś,
kto potrafi rządzić swym przeznaczeniem bez mojej interwencji.
Kogoś, kto potrafi działać na
podstawie wrażeń i odczuć, kierując się nie instynktem, lecz myśląc i
rozważając,
jakie działanie będzie
najlepsze dla niego i całej ludzkości.
Dochodzimy teraz do czwartego
prawa powodzenia i szczęścia.
Dałem Ci bowiem jeszcze jedną
moc, moc tak wielką,
że nie posiadają jej nawet
moi aniołowie. Dałem Ci wolność wyboru.
Wyposażając Cię w ten dar,
wyniosłem Cię ponad aniołów.
Aniołowie bowiem nie mają
wolności wyboru grzechu.
Dałem Ci absolutną władzę nad
Twoim losem. Pozwoliłem, byś sam kształtował siebie zgodnie w własną wolną
wolą.
Ani niebiański, ani ziemski z
natury, uzyskałeś wolność formowania siebie wedle własnego życzenia.
Mogłeś wybrać upadek w
najniższe formy życia, ale także, kierując się osądem duszy,
ponowne narodziny w wyższych
formach istnienia, boskich.
Nigdy nie odebrałem Ci tej
wielkiej mocy - wolności wyboru.
Cóż uczyniłeś z tą potężną
mocą? Spójrz na siebie.
Pomyśl, jakich wyborów
dokonałeś w życiu i przypomnij sobie te gorzkie chwile,
kiedy chętnie padłbyś na
kolana, prosząc o możliwość wybrania raz jeszcze.
Lecz co minęło, to minęło...
A teraz znasz już czwarte prawo szczęścia i powodzenia.
Używaj mądrze swej wolnej
woli. Wybieraj miłość, a nie nienawiść.
Wybieraj śmiech, a nie płacz.
Wybieraj tworzenie, a nie niszczenie.
Wybieraj wytrwałość, a nie
rezygnację. Wybieraj pochwałę, a nie obmowę.
Wybieraj uleczanie, a nie
zadawanie ran. Wybieraj dawanie, a nie kradzież.
Wybieraj działanie, a nie
gnuśność. Wybieraj rozwój, a nie gnicie.
Wybieraj modlitwę, a nie przeklinanie.
Wybieraj życie, a nie śmierć.
Teraz wiesz, że Twoje
nieszczęścia nie spotkały Cię z mojej woli,
albowiem w Tobie jest wszelka
moc; nagromadzone uczynki i myśli,
które zawiodły Cię na ludzkie
śmietnisko, to był Twój wybór, a nie mój.
Moce, którymi Cię obdarzyłem,
okazały się zbyt wielkie wobec Twojej małości.
Ale teraz wyrosłeś wysoki i
mądry i Twoje będą wszelkie owoce ziemi.
Jesteś czymś więcej niż
skończonym bytem: Ty się stajesz.
Zdolny jesteś do wielkich
cudów. Twoje możliwości są nieograniczone.
Które jeszcze spośród moich
stworzeń opanowało ogień?
Które jeszcze pokonało
grawitację, przebiło niebiosa, zwycięża choroby,
plagi i suszę? Nigdy więcej
nie pomniejszaj siebie.
Nigdy więcej nie nastawiaj
się na zadowalanie okruszynami ze stołu życia.
Nigdy więcej od dzisiaj nie
ukrywaj swoich talentów.
Wspomnij dziecko, które mówi:
`Kiedy będę dużym chłopcem...`. Ale cóż to znaczy?
Albowiem duży chłopiec
powiada: `Kiedy dorosnę...`. A gdy dorośnie, mówi:
"Kiedy się
ożenię...". I w końcu - cóż to oznacza?
W miejsce tej myśli pojawia
się wkrótce:
`Kiedy przejdę na
emeryturę...`.
Przychodzi pora emerytury i
człowiek patrzy wstecz na przebytą krainę.
Hula po niej zimny wicher:
wszystko w życiu jakoś mu umknęło i nic nie pozostało.
Ciesz się każdym dniem,
dzisiaj... i jutro, jutro.
Dokonałeś największego cudu
świata. Zmartwychwstałeś ze śmierci za życia.
Nie będziesz już użalał się
nad sobą, a każdy nowy dzień będzie wyzwaniem
i radością. Narodziłeś się
ponownie... lecz tak samo jak poprzednio,
możesz wybrać porażkę i
rozpacz, albo powodzenie i szczęście.
Wybór należy do Ciebie.
Wyłącznie do Ciebie. Ja mogę się tylko przyglądać,
tak jak przedtem - z dumą lub
smutkiem.
Zapamiętaj więc cztery prawa
szczęścia i powodzenia.
Licz swoje dary. Głoś swoją cudowność.
Przejdź następną milę.
Używaj mądrze swej mocy
wolnej woli. I zapamiętaj jeszcze jedno,
które dopełni te cztery: Rób
wszystko z miłością - miłością do siebie,
miłością do ludzi, miłością
do mnie. Obetrzyj łzy.
Wyciągnij rękę, uchwyć moją
dłoń i wyprostuj się.
Pozwól, bym przeciął całun,
który Cię krępował.
Dzisiaj Ci obwieszczono:
JESTEŚ NAJWIĘKSZYM CUDEM ŚWIATA
List pochodzi z książki Oga
Mandigo pt. "Największy cud świata",
wydanej po raz pierwszy w
1975 roku
555555555555555555555555555555555555555555555555555
TRZEJ MĘDRCY
Trzej
mędrcy wyruszyli w podróż, bo choć w ich kraju uważano ich za mądrych,
byli na tyle pokorni, że żywili nadzieję, iż w podróży wzbogacą swą
wiedzę. Ledwo wkroczyli do sąsiedniego kraju, zobaczyli w oddali
wieżowiec. Cóż to może być? - pytali siebie nawzajem. Nasuwała
się oczywista odpowiedź: idź i dowiedz się. Lecz nie, to mogłoby być
zbyt niebezpieczne. Przypuśćmy, że jest to coś, co wybucha gdy ktoś się
zbliża. Z pewnością mądrzej było zdecydować, co to jest, przed odkryciem
prawdy. Wysuwano różne teorie, analizowano je i na podstawie
dotychczasowych doświadczeń - odrzucano. W końcu postanowiono, również
na podstawie doświadczenia, którego wiele zdobyli w życiu, że obiekt ten
czymkolwiek jest, mógł być wzniesiony jedynie przez olbrzymów. Z tego
wywnioskowali, że bezpieczniej będzie zupełnie unikać tego kraju.
Wrócili więc do domu, wzbogaciwszy swą wiedzę o to doświadczenie.
Mistrz zasiadł wraz z uczniami na widowni i powiedział: "Słyszeliście wiele modlitw i sami wiele ich zanosiliście. Dziś wieczór chcę, żebyście zobaczyli modlitwę". W tym momencie kurtyna się podniosła i balet się rozpoczął.
555555555555555555555555555555
Mistrz zasiadł wraz z uczniami na widowni i powiedział: "Słyszeliście wiele modlitw i sami wiele ich zanosiliście. Dziś wieczór chcę, żebyście zobaczyli modlitwę". W tym momencie kurtyna się podniosła i balet się rozpoczął.
5555555555555555555555555555
To nie ze względu na nasze pieniądze ale ze względu na naszą zdolność radowania się, jesteśmy bogaci albo biedni. Zabiegać o bogactwo a nie mieć zdolności radowania się - to jak być łysym, który usiłuje zbierać grzebienie.
######################
Był sobie las, zielony las, a w lesie sejm burzliwy
Bo zwierząt chór prowadził spór, co znaczy być szczęśliwym.
Więc bury miś kudłaty miś pomedytował krótko
Szczęśliwym być to miodek pić i mieć porządne futro.
Pracować wciąż i piąć się wzwyż- orzekła mała mrówka
A ślimak rzekł: mieć własny dom z garażem i ogródkiem.
Aż polny wiatr, obieżyświat przyleciał z końca świata
Szczęśliwym być, to znaczy żyć, nie robić nic i latać.
Zasępił się posępny sęp i rzecze zasępiony:
A czy ja wiem, szczęśliwszy ten, kto ma silniejsze szpony.
Przyleciał kos i zabrał głos i rzekł niewiele myśląc:
Szczęśliwym być, to z losu drwić i gwizdać na to wszystko.
Aż nagle ktoś na pomysł wpadł wśród sporów i dociekań
A może by, a może tak zapytać tez człowieka?
I właśnie tu, aż mówić wstyd skończyła się ballada
Bo człowiek siadł, w zadumę wpadł i nic nie odpowiada...
Bo zwierząt chór prowadził spór, co znaczy być szczęśliwym.
Więc bury miś kudłaty miś pomedytował krótko
Szczęśliwym być to miodek pić i mieć porządne futro.
Pracować wciąż i piąć się wzwyż- orzekła mała mrówka
A ślimak rzekł: mieć własny dom z garażem i ogródkiem.
Aż polny wiatr, obieżyświat przyleciał z końca świata
Szczęśliwym być, to znaczy żyć, nie robić nic i latać.
Zasępił się posępny sęp i rzecze zasępiony:
A czy ja wiem, szczęśliwszy ten, kto ma silniejsze szpony.
Przyleciał kos i zabrał głos i rzekł niewiele myśląc:
Szczęśliwym być, to z losu drwić i gwizdać na to wszystko.
Aż nagle ktoś na pomysł wpadł wśród sporów i dociekań
A może by, a może tak zapytać tez człowieka?
I właśnie tu, aż mówić wstyd skończyła się ballada
Bo człowiek siadł, w zadumę wpadł i nic nie odpowiada...
*******************************************
CZYM SĄ GRANICE:
Każdy człowiek rodzi się jako niepowtarzalna osoba i jest zaopatrzony w indywidualne zdolności oraz predyspozycje. Cały jego wewnętrzny świat i cechy osobowościowe sprawiają, że jego droga życia ma prawo przebiegać zgodnie z jego wcześniej rozpoznanymi potrzebami.
Jednakże każdy z nas żyje w jakiejś określonej społeczności i sposoby zaspokajania naszych potrzeb mogą być w konflikcie z potrzebami innych ludzi. Dlatego tak ważne jest byśmy potrafili w czytelny sposób zaznaczać własne terytorium, a zarazem uznać prawo do wyznaczania granic przez innych członków naszej społeczności nawet wtedy, gdy będzie to dla nas niewygodne.
Najczęściej spotykane granice to: znaki informacyjne, płoty, miedze, mury, które pokazują nam gdzie kończy się nasza własność - a zaczyna cudze terytorium. Informują, że za swoją własność ponoszę odpowiedzialność.
Są jednak jeszcze inne granice, trudniej rozpoznawalne, które nie dają się tak łatwo wytyczyć i obronić. Dotyczą one naszych uczuć, sfery intelektualnej i duchowej. Granice nas określają. Pokazują, co jest mną - a co już nie jest.
Gdzie kończę się ja a zaczyna ktoś inny:
Granice obligują nas do wzięcia odpowiedzialności za siebie. Świadomość tego - to podstawa wolności. Z własnym terenem - jeżeli wiem gdzie się zaczyna i kończy - mogę uczynić co zechcę. Wzięcie odpowiedzialności za własne życie otwiera człowiekowi różne możliwości.
Być właścicielem swego życia to mieć poczucie własnej wartości. W konsekwencji - to poprawne relacje z innymi ludźmi. Granice pozwalają nam zatrzymać dobro i odgrodzić się od zła - ale czasem trzeba otworzyć granice by wypuścić zło, a wpuścić dobro. Potrzebne są więc bramy.
Ważne by ta przepuszczalność granic była kontrolowana przez ich właściciela.
Jak możemy nauczyć się stawiania granic?
W naturalny sposób uczą nas stawiania granic nasi rodzice. Jednakże, jeżeli oni mają zaburzony system swoich granic - nie są w stanie nauczyć dzieci. Wtedy one wchodzą w dorosłość też z nieumiejętnością stawiania granic. Jak się więc tego nauczyć? Poprzez samopoznanie, poprzez przestudiowanie <instrukcji obsługi> siebie samego. Granice nie są wrodzone. Uczymy się ich przez całe życie.
Co przeszkadza w stawianiu granic?
- Lęk przed odrzuceniem, sprawieniem przykrości drugiej osobie.
- Lęk przed karą i upokorzeniem, gniewem, odpowiedzialnością.
- Obawa przed okazaniem się samolubnym.
- Brak jasnych zasad, brak pewności siebie.
Jaki wpływ na umiejętność stawiania granic miało nasze środowisko rodzinne? NAJWAŻNIEJSZY !!!
Tylko rodzic, który postawił swoje granice i współdziała z nimi w sposób realistyczny - może pomóc budować prawidłowy system granic swojemu dziecku. Naszemu dziecku możemy przekazać tylko takie umiejętności, jakie sami posiadamy.
Dzieci potrzebują zasad. Rodzic, który jasno określa granice - zapewnia dziecku poczucie bezpieczeństwa.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
TANTRA
TANTRA
Mój przyjaciel otworzył szufladkę w komodzie swojej żony i wyjął z niej mały pakiecik owinięty w bibułkę.
- To - powiedział - nie jest zwykłe zawiniątko. To jest jej bielizna osobista.
Wyrzucił opakowanie ukrywające zawartość i przyjrzał się jedwabnej, wykończonej koronką bieliźnie.
- Kupiłem to jej kiedy pierwszy raz pojechaliśmy do Nowego Yorku 9-10 lat temu. Nigdy jej nie założyła, czekała z tym na jakąś specjalną okazję!
Więc dobrze - pomyślał - dzisiaj zdarzyła się ta odpowiednia okazja. Zbliżył się do łóżka i ułożył bieliznę przy jej głowie, obok innych rzeczy. Niedługo zacznie ubierać ją do trumny. Po krótkiej chorobie wczoraj zmarła. Potem, patrząc się w moją stronę powiedział:
- Każdy dzień, który przeżywasz, jest tą specjalną okazją. Nasze okazje już minęły. Nie warto było zostawiać wszystkiego na potem.
Te słowa zapadły mi w pamięć. Mam je ciągle na myśli, one zmieniły moje życie. Teraz więcej czytam - a mniej sprzątam. Siadam na tarasie i rozkoszuję się urodą okolicy bez poczucia winy, że nie wypieliłem ogródka. Spędzam więcej czasu z moimi bliskimi i przyjaciółmi a mniej pracując. Zrozumiałem, że życie to ciągłość doświadczeń, które trzeba przeżywać w radości - a nie próbować je przetrwać lub ścierpieć. Już niczego nie odkładam na potem, piję codziennie z moich antycznych, kryształowych kieliszków. Zakładam nowe ubranie na zakupy w markecie, jeżeli zdecyduję, że mam na to ochotę. Nie zachowuję moich najlepszych perfum na specjalne okazje, tylko używam ich codziennie, kiedy pragnę poczuć je na sobie. Zdania zaczynające się <pewnego dnia> lub <kiedyś> - znikają z mojego słownika. Jeżeli coś jest warte zobaczenia, usłyszenia lub przeżycia - chcę to zobaczyć, usłyszeć i przeżyć TERAZ.
Nie wiem co zrobiłaby żona mojego przyjaciela gdyby wiedziała, że nie będzie jej tu dzisiaj z nami, przyjmujemy to z taką nieświadomą lekkością; mam nadzieję, że poszłaby zjeść do restauracji chińskiej - jej ulubionej.
To te malutkie, nie zrobione rzeczy najbardziej by mnie bolały gdybym wiedział, że moje godziny są już policzone. Byłbym niepocieszony, że przestałem widywać się z moimi przyjaciółmi, odkładając to na <najbliższy czas>, że nie napisałem listów, które miałem zamiar wysłać już jutro. Byłbym niepocieszony i smutny, że nie mówiłem wystarczająco często moim braciom jak bardzo ich kocham.
Od już i teraz nie staram się opóźnić, przeczekać, ani wstrzymywać niczego, co mogłoby wprowadzić mnie w dobry humor, dać powód do radości i śmiechu, i każdego dnia powtarzam sobie, że dzień dzisiejszy jest wyjątkowy. Każdy dzień, każda godzina, każda minuta - nią jest!
*********************************
Nauczę ciebie szanować siebie i służyć sobie samej:
Nauczę ciebie
szanować siebie i służyć sobie samej
abyś z pełnym oddaniem i siłą mogła służyć Mi i dzieciom Moim. Nauczę
ciebie przez życie twoje Prawdy. Odwrócić się od Prawd Moich nie
będziesz miała siły. Będę wracał do ciebie gdy Mnie przeklniesz i ufać Mi nie
będziesz. Jestem bowiem potężniejszy od myśli złej i uczynku złego.
Jestem Bogiem i w
Imię własne, w Imię Prawdy i Dobra wejdę
w serce i umysł twój. To, że nie chcesz
przyjąć Prawdy Mojej dzisiejszej o tobie i nauk Moich – jest momentem słabości
twej, która dzięki sile boskiej zwyciężona będzie w dniach życia twego.
Syn Mój oddał życie
swoje za was. Jego śmierć ukazała wielu z was wartość życia Jego. Chciałbym abyście ujrzeli wartość
życia własnego, docenili je wcześniej niż „rok” przed śmiercią waszą. Chciałbym
aby życie wasze było pełne doświadczeń a nie pełne uciekania przed samym sobą i
ludźmi.
Jestem Wszechmocny,
Wszechprzenikający, Wszechobecny. Jestem Zdrowym Rozsądkiem, Miłością i
„Gniewem Miłości”. Mam tyle oczu i uszu ile istnień dlatego nie proś żebym cię
wysłuchał. Zrozum: Ja jestem zawsze, zawsze słucham i tak naprawdę zawsze
odpowiadam.
Zrozumienie i
przyjęcie tego jako jedynej o Mnie
Prawdy będzie bardzo trudne a w twojej głowie wręcz niemożliwe. Spróbuj
jednak i wsłuchaj się we Mnie.
Pamiętaj: nie złość
się na siebie jeśli nie będziesz
odróżniać moich dźwięków.
Gdy nadejdzie czas
– poznasz Moją melodię. Tylko się
wsłuchuj.
Jedyną rzeczą
którą możesz zrobić to przekazać te
słowa swoim najbliższym, gdy poczujesz je w sercu.
Jestem zawsze i
zawsze chronię człowieka. Powinien
pamiętać, że sam dla siebie jest największym zagrożeniem. Gdy przechodzi przez
ulicę mówię by sprawdził czy nic nie
jedzie. Człowiek jednak musi czasem usłyszeć dźwięk klaksonu lub wręcz pisk
opon by usłyszeć Mój Głos. Nie lubię używać tych budzących lęk środków. Dlatego
proszę was, dzieci moje, wsłuchujcie się w moje słowa.
Wielu ludzi tak jak
ty próbuje Mnie szantażować, zawierać ze Mną umowy.
Pamiętasz? –
„Zaopiekuj się moimi bliskimi. Oni ciebie potrzebują. Ja sobie poradzę.” – Jak,
córko moja, ma się Ma Wszechobecność do twych słów?
Czyżbyś o niej
zapomniała? – to jeden z błędów jakie wy – ludzie, popełniacie zwracając się do
Mnie.
Niektórym powiedz, że
jedzenie i spanie są częścią istnienia i naprawdę nie chcę im o tym przypominać
bólem i wycieńczeniem. To przykre, że niektórych muszę zwalić z nóg aby o tym
pamiętali. A Ja was wszystkich kocham i proszę : dzieci, wsłuchujcie się we
Mnie. Pamiętajcie, że to Ja jestem Wszechmocny. Nawet gdy wysyłam kogoś w
postaci cielesnej na Ziemię – wysyłam go raz, znam bowiem cierpienie ciała.
Jestem pewien, że mnie kochasz. KOCHAM – to brzmi ładnie ale oczekuję od ciebie
czegoś więcej. A mam wątpliwości z prostej przyczyny – ty nie dbasz o
siebie.
Twój Bóg
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Alpinista
Jest to historia o
alpiniście, który chciał zdobyć najwyższy szczyt świata. Przygotowywał się do tej wyprawy przez kilka lat, a dla
większej sławy postanowił wspiąć się na
szczyt samotnie...
Nastał zmierzch, ale
alpinista zamiast rozbić obóz na noc, kontynuował wspinaczkę. W końcu zrobiło
się zupełnie ciemno i nie widział już niczego dalej niż na wyciągnięcie ręki.
Noc w wysokich
partiach gór nie należy do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych. Alpinista
czuł przeszywające zimno, poza tym
niczego nie widział. Wszystko było czarne. Zero widoczności. Nawet księżyc i
gwiazdy sprzysięgły się przeciw niemu i schowały za chmurami.
Gdy się tak wspinał,
zaledwie kilka metrów od szczytu, pośliznął się i zaczął spadać z wielką
szybkością. Bezwzględne prawo grawitacji i ogarniające uczucie ogromnej
bezradności... Spadając, przypomniał sobie wszystkie dobre i złe momenty swego
życia. Był już pewien nadchodzącej śmierci, gdy nagle poczuł mocne szarpnięcie
w górę, a lina zacisnęła się na jego talii... Ciało zawisło w powietrzu. Życie
alpinisty ocaliła lina, którą był przepasany.
Martwą ciszę
przerwał krzyk człowieka:
- POMÓŻ MI BOŻE!!!
Nagle,
niespodziewanie, zza chmur usłyszał odpowiedź na swoje wołanie:
- Czego chcesz ode
mnie?
- Ocal mnie, Boże!!!
- Czy naprawdę
wierzysz w to, że mogę cię ocalić?
- Oczywiście, wierzę.
- WIĘC ODETNIJ LINĘ,
NA KTÓREJ WISISZ...
Nastał moment ciszy;
mężczyzna zaskoczony tym, co usłyszał, zwątpił. Kurczowo uchwycił się liny, zamknął oczy i wisiał dalej.
Ekipa ratunkowa
znalazła alpinistę następnego dnia.
Martwe i zmarznięte ciało nadal wisiało na linie...
ZALEDWIE 10 STÓP OD
ZIEMI...
A Ty? Jak mocno
trzymasz się swojej liny? Odciąłbyś ją?
Nigdy nie trać wiary
w moc Boga. Nie mów, że zapomniał o Tobie, albo, że Cię opuścił. Nawet jeśli nie rozumiesz sensu
wielu spraw.
@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz